Do końca czerwca 2018 roku Dyrektor Zarządu Zlewni Wód Polskich w Pile powinien wydać decyzję w sprawie udzielenia pozwolenia wodnoprawnego na piętrzenie wody na Gwdzie w celach energetycznych na jazie w Byszkach. Część okolicznych rolników, zwłaszcza z Motylewa, liczy na to, że decyzja ta będzie negatywna i elektrownia wodna nie będzie już działać.
– Albo będzie działać ta elektrownia wodna i będzie powodować straty w naszych gospodarstwach, albo Kanał Motylewski i jaz Byszki będzie pomagać rolnikom, tak jak kiedyś. Kanału Motylewskiego i małej retencji nie można pogodzić z elektrownią na Gwdzie – mówi Andrzej Załachowski, rolnik z Motylewa. Pola i łąki jego syna, na których wcześniej sam gospodarował, sąsiadują z kanałem.
Kanał Motylewski oraz oddziałujący na niego jaz w Byszkach zbudowano na pewno jeszcze przed I wojną światową. W 1913 roku władze niemieckie przeprowadziły gruntowny remont kanału oraz wybudowały betonowy jaz z trzema zastawkami. Jednak z map, do jakich dotarli Andrzej Załachowski i jego syn wynika, że mała retencja istniała w tym miejscu znacznie wcześniej. Umocnione kanały widać na mapach z początku XIX wieku, choć podobny system mógł istnieć już XVIII w.
– Przez niemal 100 lat kanał był otwarty i nikogo nie podtapiało, a teraz ma on stanowić zagrożenie, jak twierdzą niektórzy pracownicy Wód Polskich – śmieje się rolnik.
- Jaz w Byszkach odnowiono w 2012 roku. Tuż obok powstała mała elektrownia woda. Zdaniem rolników, to jej działalność zakłóca małą retencję na tym terenie
Według niego, problem w zakłóconej retencji na tym obszarze – ujścia Gwdy do Noteci – wynika z dwóch spraw. Po pierwsze, nieodpowiedniego wykorzystywania Kanału Motylewskiego oraz jazu w Nowym na Noteci.
Kłopoty z wodą w tym rejonie miały się zacząć w 2002 roku, kiedy rozpoczęto stałe piętrzenie wody na Noteci na jazie w Nowym. To, zdaniem rolnika, miało powodować podtopienia ok. 800 ha łąk w okolicach Ługów Ujskich. W przypadku Noteci problemem może być także znacznie zamulone dno rzeki, co powoduje podniesienie się lustra wody. Gospodarz uważa, że należy wybagrować dno rzeki, co nie było robione od 40 lat.
Wielkość ma znaczenie
Drugi problem to jaz w Byszkach i wybudowana przy nim mała elektrownia wodna. Pod koniec lat 80. XX wieku zaczęły się przymiarki do postawienia elektrowni w tym miejscu, ale nic z tego nie wychodziło. Pojawił się nawet inwestor z Poznania, ale spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem mieszkańców Motylewa, którzy twierdzili, że podniesienie poziomu wody zagrozi ich gospodarstwom. Jednak w 2012 roku nowy inwestor z Bydgoszczy postawił w tym miejscu elektrownię.
Z dokumentów wynika, że jej średnia roczna produkcja energii elektrycznej to ok. 2 200 MWh. Chociaż zdaniem okolicznych mieszkańców jest pewnie jeszcze mniejsza. Jednak istniejąca w tym miejscu elektrownia oddziałuje na okoliczne gospodarstwa.
– Ziemia u nas bardzo przepuszcza wodę. Zupełnie inna jest sytuacja, jeśli mam pole zalane po wiosennych roztopach i ta woda szybko schodzi do kanału, a co innego, kiedy teoretycznie nie mamy zalanych pól, ale teren jest cały czas podmokły do tego stopnia, że nie można wjechać tam żadnym sprzętem – wyjaśnia rolnik z Motylewa. Woda na jego polu stała jeszcze do 15 maja. W 2 tygodnie później miejscami była już susza.
– W praktyce wygląda to tak, że jeśli właściciel elektrowni podniesie zapory na jazie do poziomu 51,40 m, bo na tyle ma pozwolenie wodnoprawne, to woda stoi nam na polach. Przez to, mimo że w 2014 roku łąki były rekultywowane i trawa na nowo zasiana, to z 10 ha udało się zebrać siano tylko z 3 ha. Doszło do tego, że na tej odnowionej łące rośnie pałka wodna, a to roślina typowo bagienna – wyjaśnia gospodarz.
- W momencie, kiedy na polach już zaczyna brakować wody, wejście do Kanału Motylewskiego z Gwdy jest zamknięte i woda nie nawadnia pól
Zdaniem Andrzeja Załachowskiego, zimą Kanał Motylewski powinien być cały czas otwarty, aby stanowił kanał ulgi dla Gwdy w czasie roztopów. Natomiast w czasie wegetacji, rzeka na jazie w Byszkach powinna być piętrzona do maksymalnie 50,80 m, a woda w kanale przez system zastawek powinna nawadniać pola.
Pieniądze idą w błoto
Rolnik uważa, że niepotrzebnie wydawane są publiczne pieniądze na utrzymanie niektórych rowów pobudowanych w latach 70. XX wieku. Jak wyjaśnia, równolegle do Kanału Motylewskiego ówczesne władze zdecydowały wybudować rowy odprowadzające ścieki powstające z płukania i czyszczenia ziemniaków w pobliskich zakładach ziemniaczanych. Jednak praktyki tej zaniechano wiele lat temu.
– Ale pracownicy melioracji co roku przyjeżdżają i je wykaszają. Chyba tylko po to, żeby przełożeni widzieli, że rowy są wyczyszczone. Tylko te rowy niczemu nie służą, nie odprowadzają nadmiaru wody. Powinno się je zasypać i wyrównać grunty rolne, bo tylko przeszkadzają w uprawianiu pola i obiegu wody – mówi rolnik z Motylewa.
Według niego, Wody Polskie powinny jak najszybciej przeprowadzić inwentaryzację wszystkich urządzeń melioracyjnych na tym terenie i zlikwidować te zbędne. Miałoby to przynieść oszczędności przez znacznie mniejszą ilość rowów do konserwacji.
– Władze powinny wrócić do koncepcji, która na początku lat 2000 pojawiła się w Urzędzie Marszałkowskim, że elektrownia wodna mogłaby być wykorzystywana jedynie w sytuacji piętrzenia wody dla celów rolniczo-przyrodniczych – podsumowuje rolnik z Motylewa.
Paweł Mikos