Tegoroczna wiosna nie była łaskawa dla zasiewów kukurydzy. Dziki na Kujawach pustoszyły plantacje. Zwierzęta, jeśli znalazły rządek, potrafiły zjeść siewki niemal w 100%.
Rolnik w drugiej połowie maja zasiał 3,5 ha kukurydzy na ziarno. Kilka dni później w wielu miejscach po siewkach nie pozostał ślad. Jedyne, co wskazywało, że kukurydza tam była, to redliny wyryte przez dziki. Rolnik oszacował, że jego pole zostało w 100% zniszczone na areale 1,1 ha.
Rolnicy całą wiosnę zmagali się ze szkodami łowieckimi. Od lewej stoi Michał Wnuczko, Sylwester Chrobak, Marek Duszkiewicz, Waldemar Bartosiewicz
Nocna warta
– Szkodę zgłosiłem, ale z przyjazdem myśliwych jest kłopot. Pojawiają się na miejscu dopiero, kiedy umówią kilku rolników. W zeszłym roku z 7,5 ha plantacji kukurydzy sianej po pszenicy straciłem 2,5 ha. Przesiałem jęczmieniem jarym, który potem też został zjedzony przez dzikie zwierzęta. Za kukurydzę dostałem 450 zł odszkodowania, pszenicy już nawet im nie zgłaszałem – zastanawiał się Waligórski.
Według rolnika próżno było szukać myśliwych, którzy w maju strzegliby plantacji. Choć przy jego polu została ustawiona ambona, to w nocy tuż po zasiewie, w najbardziej krytycznym dla kukurydzy momencie była ona pusta. Zdaniem naszego Czytelnika Koła Łowieckie nie mają kompetencji, aby realizować politykę państwa związaną z gospodarką dziką zwierzyną.
Myśliwi nie byli wstanie upilnować upraw Jana Babiaka i Adama Waligórskiego. Konieczne było pełnienie nocnych wart
Rolnicy sami muszą sobie więc radzić. Jedyny skuteczny sposób, aby plantację ochronić, to jej pilnowanie osobiste, przez całą noc.
Dziki nie są amatorami konsumowania niewielkich nasion buraków. Kłopot polegał na tym, że wiosną tego roku były one siane na stanowisku, na którym wcześniej rosła kukurydza. Zwierzęta w poszukiwaniu jej pożniwnych resztek niszczyły buraki.
– Za zniszczony hektar buraków nigdy nie otrzymam odszkodowania rekompensującego rzeczywiste straty. To dlatego w maju siedziałem nocą w ciągniku i płoszyłem dziki – dodaje Babiak.
Znicz zamiast myśliwego
Rolnik uważa, że populacja dzików z roku na rok jest coraz liczniejsza. Jeszcze 5–7 lat temu szkody występowały sporadycznie.
Dla rolników nie tylko dzikie zwierzęta stanowią znaczący problem. Kolejna kwestia, która ich nie tylko irytuje, lecz wręcz upokarza, to lekceważący stosunek myśliwych do ich pracy oraz brak elementarnej wiedzy o rolnictwie.
Rolnik w tym roku stracił około 3 ha użytków zielonych. Kiedy w połowie maja odwiedzaliśmy jego gospodarstwo, czekał na myśliwych, którzy mieli oszacować szkody. Jego doświadczenia nie napawały optymizmem. Koło łowieckie robi bowiem wszystko, aby ograniczyć wysokość wypłat.
Jakość materiału
Rolnicy opowiadają, że myśliwi mają kłopot nawet z terminowym szacowaniem szkód.
Jak mówią nasi Czytelnicy, dopiero wezwanie podczas jednego z szacowań przedstawiciela powiatowej Izby Rolniczej spowodowało, że wyliczenie strat przebiegało rzetelniej. Obyło się także bez oznak lekceważenia rolników.
– W ubiegłym roku z 9 ha ziemniaków zwierzęta zniszczyły mi 2–3 ha. Zdarzają się sytuacje, że rezygnuję z męczącej procedury szacowania szkód. Tak zrobiłem w zeszłym roku. W tym sezonie jednak zniszczone zostały 3 ha plantacji owsa i tym razem nie odpuszczę – zapowiadał Michał Wnuczko z miejscowości Sumin.
System utrzymania zwierzyny łownej w Polsce od wielu lat zawodzi. Myśliwi odpowiadają za uprawy, których wartość sięga miliardów złotych. Samej tylko kukurydzy w Polsce sieje się na ponad 1 mln ha. Przyjmując średnią wartość materiału siewnego na 350 zł/ha, nakłady na nasiona samej tylko kukurydzy to niemal 400 mln zł. Przed dzikami jest ona strzeżona przez grupę miłośników przyrody, amatorów, którzy zawodowo zajmują się czym innym. To tak jakby prowadzenie Poczty Polskiej powierzyć Polskiemu Związkowi Filatelistów.
PZŁ może być organizacją wspomagającą. Jako instytucja wyłącznie odpowiedzialna za gatunki łowne od wielu lat się nie sprawdza. Koszty żywienia ponoszą zaś przede wszystkim rolnicy.
Tomasz Ślęzak