Z Janem Krzysztofem Ardanowskim, ministrem rolnictwa i rozwoju wsi rozmawiają Paweł Kuroczycki i Krzysztof Wróblewski, redaktorzy naczelni Tygodnika Poradnika Rolniczego.
Przed wyborami parlamentarnymi pojawiły się tzw. taśmy Ardanowskiego. Bardzo mocno wypowiedział się pan na temat pracy niektórych urzędników i to wysokiej rangi. Jaki efekt przyniosło ujawnione nagranie z tego spotkania?
– Tzw. taśmy Ardanowskiego nie zaszkodziły Prawu i Sprawiedliwości ani mojej osobie. Więcej – nawet przyczyniły się do dobrego wyborczego wyniku PiS-u na wsi. Czego wyrazem był mój wynik wyborczy w postaci ponad 76 tysięcy głosów. W historii III RP żaden minister rolnictwa nie otrzymał tak mocnego poparcia. Wracając do sedna sprawy, to chciałbym podkreślić, że nie była to tajna narada ani jakaś konwersacja w restauracji czy też w zaciszu partyjnych gabinetów. To nie były taśmy nagrane w restauracji u Sowy, czy też taśmy Neumanna.
Było na nich słychać, że broniąc rolniczych spraw nie boję się rzucać ostrych słów krytyki pod adresem tych urzędników, którzy nie wywiązują się ze swoich elementarnych obowiązków. A przed krytyką nie uchroniły ich nawet partyjne barwy PiS-u. Kiedy w sierpniu spotykałem się z dyrektorami oddziałów ARiMR, na rozpatrzenie czekało niemal 20 tys. wniosków na modernizację gospodarstw, które leżały nawet od dwóch lat. Na koniec listopada było ich około 400. Zostały te najtrudniejsze, budowlane, czyli można te kolejki rozładować.
Moim zdaniem, problemem jest to, że w ARiMR jest wielu ludzi zatrudnionych z klucza partyjnego. Spośród 11 tys. pracowników większość odziedziczyliśmy po poprzedniej ekipie. Ludzi, którzy przyszli z PiS-u nie ma zbyt wielu. Jednak podkreślam, że nikt nie ma zapewnionego parasola ochronnego. Jeśli jesteś z PiS, to musisz bardziej się starać, być bardziej pracowity.
Chciałbym, aby w Agencji nie było żadnych politycznych podziałów, aby wszyscy zrozumieli, że są na służbie polskich rolników. Nie będę robić tam żadnego polowania na czarownice. Ale jeśli ktoś będzie prowadzić tzw. strajk włoski, czyli będzie się, przepraszam za wyrażenie, opieprzał, to nie ma znaczenia, czy jest rekomendowany przez dawną władzę, czy obecną.
Pracownicy agencji, KOWR-u, KRUS-u i innych podległych ministerstwu instytucji wiedzą, że nie ma pobłażania, że trzeba uczciwie pracować. A owe instytucje mają być przyjazne dla rolników.
Jak wygląda wykorzystanie funduszy europejskich przez polskie rolnictwo?
– Jeszcze w sierpniu 2019 roku obawiałem się, że nie będzie dobrze, ale dziś już wiem, że nie ma zagrożenia. Kontraktacja idzie dobrze, choć z niespodziankami. Negatywnie zaskoczyło nas zainteresowanie dotacjami na nawodnienia. Rolnicy narzekali na suszę, a zbyt wielu chętnych nie było. Przed nami kolejny nabór na nawadnianie, w którym można skorzystać ze zmiany Prawa wodnego. Chodzi o to, że nie trzeba mieć pozwolenia wodnoprawnego na budowę niewielkich zbiorników o powierzchni do 10 arów i do 3 metrów głębokości.
Szukamy też po świecie nowych rozwiązań nawodnieniowych, żeby nie trwonić cennej wody. Nasi eksperci pojechali na specjalistyczne targi do Izraela, który jest pod względem racjonalnego wykorzystania wody w ścisłej światowej czołówce.
Chcemy zwiększyć dochody rolników. Uruchomimy dalsze nabory na dotacje dla rolniczego handlu detalicznego, umożliwimy też prowadzenie małych ubojni w gospodarstwach – oczywiście pod nadzorem weterynarii.
Chciałbym, aby wszystkie wnioski w ARiMR były składane w formie elektronicznej. Obecnie bowiem, jeśli uruchamiany jest jakiś nabór, to część zainteresowanych, żeby trafić na początek listy, składa wnioski zawierające tylko imię, nazwisko i adres, a reszta jest później w nieskończoność uzupełniana. Natomiast wniosek elektroniczny trzeba będzie wypełnić w całości i to będzie premia dla tych dokładnych a nie podejrzanie szybkich.
Na kolejny nabór czeka branża maszynowa, która znajduje się w coraz gorszej kondycji.
– Zaplanowaliśmy kolejny nabór na modernizację gospodarstw. Chcemy też wprowadzić zasadę, że nabory będą ciągłe aż do wyczerpania pieniędzy. Wówczas nie będzie presji czasu, że trzeba wypełnić wniosek jak najszybciej.
Przed nami zrównanie dopłat unijnych. W niektórych krajach zachodnich tylko dopłaty bezpośrednie zapewniają zysk, np. w gospodarstwach zajmujących się produkcją mleka.
– Dopłaty wynikają ze struktury produkcji rolnej. W krajach południowych są dopłaty do oliwek, winogron, cytrusów. W niektórych krajach zdecydowano się na system, dający premie dla niektórych zwierząt, np. cieląt. Żeby móc porównać wysokość dopłat trzeba wszystkie pieniądze trafiające do gospodarstwa podzielić przez liczbę hektarów. W takim porównaniu my otrzymujemy mniej niż wynosi średnia unijna. Musimy więc otrzymać co najmniej średnią unijną, bo dziś nie ma żadnego powodu, abyśmy mieli mniej.
Kiedyś tłumaczono, że mamy mniejsze koszty środków produkcji. Dziś to już jest nieaktualne. Odstajemy tylko pod względem kosztów pracy. Ale w zdecydowanej większości gospodarstw rolnik i jego rodzina są samozatrudnieni w gospodarstwie, a w tej sytuacji zarabiają mniej niż pracownicy gospodarstw na Zachodzie. Więc tym bardziej powinniśmy mieć wyższe dopłaty.
Nie powinniśmy oczekiwać, że Janusz Wojciechowski, unijny komisarz ds. rolnictwa, nam w tym pomoże.
– Bardzo cenię nowego komisarza rolnego i cieszę się, że objął tę funkcję. Jednak czasami zapominamy, że komisarz nie reprezentuje rolników z kraju swojego pochodzenia. Jest bowiem mediatorem między 28 krajami, które mają różne interesy. Ale Janusz Wojciechowski zna uwarunkowania Europy Środkowo-Wschodniej, zna gospodarstwa rodzinne, które przez całe lata nie były dofinansowane. Popiera też produkcję żywności wysokiej jakości. Jednak to kraje członkowskie muszą walczyć o wyrównanie dopłat. A Polska chce być liderem tych zmian. Bowiem rząd premiera Mateusza Morawieckiego jest najbardziej prorolniczym rządem od 1989 roku.
To fragment wywiadu z ministrem rolnictwa. Całość można przeczytać w Tygodniku Poradniku Rolniczym w nr 51-52/2019 na str. 8–10.
Paweł Kuroczycki i Krzysztof Wróblewski
Fot. MRiRW