Z posłem Janem Krzysztofem Ardanowskim – ministrem rolnictwa i rozwoju wsi rozmawia Krzysztof Wróblewski, redaktor naczelny „Tygodnika Poradnika Rolniczego”
Wspólna Polityka Rolna, której następstwem jest wsparcie rolników ze wszystkich państw Unii Europejskiej, jest odbierana w opiniotwórczych kręgach jako strumień bezsensownie wydanych pieniędzy i wzbudza szereg negatywnych emocji.
– Jestem absolutnym zwolennikiem Wspólnej Polityki Rolnej chociaż kształtowanie jej zasad w wewnątrzunijnej debacie jest bardzo trudne, mozolne i długotrwałe. Wszak trzeba tutaj pogodzić często rozbieżne interesy 27 państw. Transfer środków do polskiego rolnictwa poprzez budżet UE jest bardzo korzystnym rozwiązaniem. Bowiem niezależnie od tego, kto by sprawował władzę, to budżet krajowy oferowałby mniejsze wsparcie. Także z tego powodu, że kosztem rolnictwa próbowano by rozwiązać inne problemy i bolączki. Natomiast Wspólna Polityka Rolna jest tak skonstruowana, że te środki muszą trafić do rolnictwa. Ale pamiętajmy też o tym, że Unia w czasie, gdy byliśmy tylko związani z nią umową stowarzyszeniową, chciała stworzyć w Polsce przestrzeń do sprzedaży nadwyżek żywności ze starych państw UE. Nie przypuszczano bowiem, że wkrótce Polska może się stać gigantem w produkcji żywności, dodajmy żywności wysokiej jakości, o bardzo dobrych walorach smakowych. Pamiętajmy, że zaczynem Wspólnej Polityki Rolnej był fakt, że po wojnie w wielu państwach tworzących UE występowały duże niedobory żywności. Obowiązywały kartki żywnościowe, a szereg produktów było niedostępnych dla przeciętnego obywatela. Tak. Celem WPR jest też, aby żywność w UE była tańsza i dostępna nie tylko dla przeciętnego obywatela, ale też i dla tych najbiedniejszych. W okresie, gdy UE stała się klubem bogatym, o tym prostym fakcie się zapomina. Pamięta się jednak, że powinna być to żywność wysokiej jakości, zgodna z wyśrubowanymi unijnymi normami. Wsparcie rolnictwa ma też uniemożliwić zalanie unijnego rynku tańszą żywnością wyprodukowaną niezgodnie z normami unijnymi. WPR ma także służyć racjonalnej ochronie środowiska naturalnego i sprzyjać wielu innym działaniom.
Premier Mateusz Morawiecki wielokrotnie podkreślał, że w dobie nowych wyzwań, dla unijnego rolnictwa konieczne jest większe wsparcie tego sektora gospodarki. Duży budżet rolny ma być też gwarantem, że Unia nie będzie realizowała owych nowych wyzwań kosztem rolników. Dlatego według premiera Morawieckiego, najprostszym i najbardziej skutecznym rozwiązaniem byłoby zwiększenie o kilka dziesiątych procenta wysokości składek narodowych odprowadzanych do unijnego budżetu. Ta propozycja jest obroną interesów nie tylko polskich rolników, ale też rolników ze wszystkich państw UE. Wygląda na to, że nasze argumenty przyniosą konkretne efekty. Udało mi się w Warszawie zebrać wszystkich ministrów rolnictwa z naszej części Europy. Następstwem tego spotkania było wspólne stanowisko – tzw. Deklaracja Warszawska, które odbiło się głębokim echem w Brukseli. Można je przedstawić w skrócie: nie można zrealizować w rolnictwie unijnym nowych celów bez istotnego zwiększenia budżetu.
Czy są już konkretne efekty wspomnianej Deklaracji Warszawskiej oraz innych działań rządu premiera Matusza Morawieckiego ?
– Tak. Propozycja Komisji Europejskiej nowego budżetu na lata 2021–2027 – sprzed kilku tygodni – mówi o zwiększeniu nakładów na Wspólną Politykę Rolną. Mam nadzieję, że ten budżet uda się utrzymać, bo jest on korzystny dla Polski. Oznacza to prawie 3 miliardy euro więcej na rzecz naszego rolnictwa. Chociaż takie kraje jak Austria, Holandia czy też Szwecja krytykują te dobre rozwiązania. Oczekujemy też, że środki z tzw. starej perspektywy finansowej wspomogą także polskie rolnictwo. Ale jest to trudne – bo np. pieniądze uruchomione na dopłaty do prywatnego przechowalnictwa mleka w proszku, masła, czy też serów twardych są bardzo niskie. Zaś ja zabiegałem o uruchomienie znacznie efektywniejszych mechanizmów interwencyjnych. Zaproponowałem wobec tego, aby część pieniędzy – niewykorzystanych w ramach II filara – przeznaczyć na ratowanie gospodarstw dotkniętych skutkami ekonomicznymi wywołanymi przez pandemię koronawirusa. Prosiłem o przesunięcie 1 miliarda euro. Jak na razie Komisja Europejska zgodziła się na przesunięcie 100 milionów. Te pieniądze trafiłyby do gospodarstw zajmujących się produkcją mleka, wołowiny, wieprzowiny, drobiu i do gospodarstw zajmujących się kwiaciarstwem.
Susza jest istotnym zagrożeniem dla polskiego rolnictwa. To wie każdy gospodarz. Wiedzą o tym doskonale wszyscy pracujący na rzecz polskiego rolnictwa. Ale teraz w czasie politycznego zgiełku nawet politycy mający nikłe pojęcie o rolnictwie ze swadą wypowiadają się o tej pladze.
– Doprowadzenie do właściwego gospodarowania wodą będzie trwało przez wiele lat i wymaga polityki ponad podziałami politycznymi. Wszak zaniedbania trwały przez kilkadziesiąt lat i mają ogromny wymiar. Ten rok zapowiadał się tragicznie, jeżeli chodzi o suszę rolniczą. Zima była sucha i bezśnieżna. Marzec i kwiecień były też bardzo suche, bez opadów. Wiatry pogłębiły suszę. Ale deszcze majowe i czerwcowe poprawiły sytuację. Chociaż zagrożenie nie minęło. Nie wiadomo jeszcze, jakie będą zbiory zbóż, ale nie będzie totalnego zniszczenia zbiorów. Ziarno może być grubsze, może być drobniejsze, ale będzie, bowiem kłos się już wytworzył.
Rząd premiera Mateusza Morawieckiego nie wstrzymuje prac związanych z programem zatrzymywania wody. Wszak to jest nasz obowiązek. Wodę trzeba szanować i oszczędzać. Stąd się wziął mój apel do całego społeczeństwa, którego celem jest uświadomienie o konieczności racjonalnego gospodarowania wodą, także i w mieście. Realizujemy też cały czas program związany z nawodnieniami w gospodarstwach – dofinansowanie do 100 tysięcy złotych. Jednak zainteresowanie tym programem nie jest zbyt duże.
Przygotowujemy też specjalną ustawę, nad którą pracuje kilka ministerstw. Jej celem jest znaczne uproszczenie z korzystania z wody do celów rolniczych. Między innymi ustawa przewiduje odejście od obowiązku uzyskania pozwoleń wodnoprawnych w czasie realizacji działań drobnych, o charakterze lokalnym. Chodzi tutaj między innymi o zatrzymywanie wody w urządzeniach melioracyjnych – zarówno drenarskich, jak i w rowach. Owe uproszczenia dotyczą też budowy zastawek, podpiętrzania wody w ciekach wodnych, legalizacji studni głębinowych. Przewidziane są korzystne zmiany w prawie budowlanym związane z wielkością kopanych zbiorników. Wspomniana ustawa przewiduje duże wsparcie dla spółek wodnych. Jej projekt będzie przyjęty przez Radę Ministrów w najbliższych tygodniach. Po przejściu przez cały proces legislacyjny ustawa przyniesie jeszcze w tym roku pozytywne efekty. Oczywiście mała retencja nie rozwiąże wszystkich problemów związanych z niedoborem wody. Ale najważniejsze jest, że wprowadzeniu ustawy będą towarzyszyły konkretne pieniądze. I że każdemu kto będzie chciał zatrzymać wodę na polach, nowe prawo będzie sprzyjało. Obędzie się bez biurokracji i innych utrudnień. Bardzo bym się cieszył, aby jak najwięcej rolników zatrzymywało wodę na polach i używało jej do nawodnień. Nie spodziewam się jednak nawodnień użytków zielonych ani gleb słabych. Bo to jest nieuzasadnione pod względem ekonomicznym.
Rozmawiał:
Krzysztof Wróblewski, redaktor naczelny „Tygodnika Poradnika Rolniczego”
Fot. Facebook.com/Jan Krzysztof Ardanowski
***
To druga część wywiadu z ministrem Ardanowskim.
Pierwszy fragment można przeczytać tu:
Ardanowski: handel musi po partnersku traktować rolników i przetwórców
Cały wywiad można przeczytać w nr 25/2020 Tygodnika Poradnika Rolniczego na str 6–8.