Zachodnia Europa otwiera oczy na problem ASF
Skąd nasz optymizm w kwestii walki z ASF? Służymy przykładem. Belgia eksportuje wieprzowinę za 1,4 mld dolarów rocznie. Gdy dziewięć państw wstrzymało import z tego kraju (w tym Chiny), CLITRAVI – organizacja zrzeszająca przetwórców mięsa z UE, już wystąpiła do Komisji Europejskiej z wnioskiem o interwencję. Bo przecież belgijskie świnie są zdrowe. Nie przypominamy sobie, aby ktoś w 2014 r. interweniował w obronie polskich tuczników.
Europa zadrżała, bo z południowej Belgii, gdzie znaleziono padłe na ASF dziki jest „rzut kamieniem” do Francji (28 minut jazdy samochodem) i Niemiec (1 godzina autostradą). Jeśli ASF pojawi się w tych krajach, to Europa ugotuje się z wieprzowiną, której nie będzie miała dokąd wyeksportować. A na to nikt tam nie chce pozwolić. No cóż. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Skutki tegorocznej suszy jeszcze długą będą odczuwalne przez rolników
Zaskakujący skok ASF na zachód przesłonił chwilowo problemy z suszą. Budżet państwa jest zbyt cienki, aby powetować choćby w części straty, jakie w polskim rolnictwie wyrządził brak deszczu. Tym bardziej, że jego skutki będą jeszcze długo odczuwalne dla wielu tysięcy gospodarstw, szczególnie tych nastawionych na produkcję zwierzęcą. I wnet wielu młodszych rolników zrozumie tragiczne znaczenie słowa przednówek.
Naukowcy od klimatu twierdzą, że ta klęska będzie coraz częściej nękała nasze rolnictwo. Jest wręcz oczywiste, że należy opracować system, który będzie sprawiedliwie zabezpieczał rolników przed tym nieszczęściem. Na pewno trzeba zmienić system ubezpieczeń, bowiem firmy ubezpieczeniowe albo nie chcą ubezpieczać od tej plagi, albo życzą sobie za takie ubezpieczenia niebotyczne pieniądze. Naszym zdaniem, taki całościowy mechanizm suszowy trzeba opracować wspólnie – ponad podziałami politycznymi i nie traktować tego problemu jako amunicji wyborczej. Bo będzie można samemu się postrzelić.
– Z 6,5 hektara łąk zebraliśmy tylko kilka bel sianokiszonki. Na pomoc suszową nie możemy liczyć, bo w gminie uznali, że nasze straty są mniejsze niż 30%. Chociaż na naszych polach nie było komisji, która by je dokładnie oszacowała, to synowi kazali podpisać protokół, ale odmówiono mu jego wydania. Już mamy kłopoty z paszą, podobnie jak wielu naszych sąsiadów. Są jednak tacy rolnicy, którym paszy nie brakuje. Nie jest ona jednak na sprzedaż – żali się jedna z rolniczek z województwa podlaskiego, której syn prowadzi duże gospodarstwo nastawione na produkcję mleka.
Mamy proste pytanie: ile jest takich niedoszacowanych gospodarstw, w których zwierzęta będą niedożywione, bo jakoby owe gospodarstwa w wyniku klęski suszy poniosły straty mniejsze niż 30 procent ? Na to pytanie nie można precyzyjnie odpowiedzieć. Jedno jest pewne: za kilka miesięcy będzie w wielu wsiach głośno, bo bydełko w oborach będzie ryczeć z głodu. Zaś ceny wołowiny spadną do śmiesznego poziomu. Wszak najłatwiej jest zarobić na czyimś nieszczęściu. Na to nieszczęście składa się nie tylko to całe zło, jakie przyniosła ze sobą plaga suszy. Ale też wadliwy system szacowania strat. O problemach związanych z monitoringiem suszy już pisaliśmy na naszych łamach. Wypada tutaj przypomnieć, że ów monitoring nie obejmował użytków zielonych. Teraz chcemy zadać kolejne pytanie, na które nie uzyskamy zapewne precyzyjnej odpowiedzi. Mianowicie, czy gminne komisje szacujące straty dotarły do wszystkich poszkodowanych gospodarstw i czy prawidłowo określiły zakres strat. Naszym zdaniem, nie dotarły, bo było to niemożliwe ze względu na olbrzymi obszar dotknięty klęską. Jest więc publiczną tajemnicą, że często to szacowanie odbywało się na oko i czasem zza biurka. Na dodatek, niektóre komisje suszowe zostały powołane już po pierwszym okresie żniw. Trzeba tutaj pamiętać, że ci najbardziej poszkodowani kosili najwcześniej, aby zebrać cokolwiek i zasiać międzyplon ścierniskowy.
Krzysztof Wróblewski
Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki
redaktorzy naczelni