StoryEditorWywiad

Balazs: adresatem polityki rolnej powinny być gospodarstwa o największym potencjale

Z Arturem Balazsem, ministrem w rządach premierów Tadeusza Mazowieckiego, Jana Olszewskiego i Jerzego Buzka, rozmawiają Krzysztof Wróblewski i Paweł Kuroczycki

Panie ministrze, jak pan ocenia sytuację polskiego rolnictwa? Mamy wojnę w Ukrainie, która oznacza niedobory zbóż i wysokie ceny produktów żywnościowych na rynku światowym.

– Sytuacja rolnictwa w Europie jest bardzo skomplikowana, a w Polsce w szczególności. Dramatyczne podwyżki cen nawozów o kilkaset procent, podwyżki cen paliw i środków ochrony roślin powodują, że koszty produkcji niewyobrażalnie wzrosły w ciągu kilku miesięcy. Nikt się tego nie spodziewał. To jest nowa i szokująca sytuacja. Oceniam, że część rolników, zwłaszcza w tych mniejszych gospodarstwach, była zupełnie nieprzygotowana na tak szokującą terapię ekonomiczną. Ci rolnicy zastosowali mniej nawozów, które są najbardziej plonotwórcze, a więc azotowych, co spowoduje spadek plonów. Może to mieć także wpływ na globalną produkcję zbóż w Polsce. Jednocześnie nie mam wiedzy, żeby w jakiś istotny sposób dopłaty do nawozów, które rząd proponuje gospodarstwom o powierzchni do 50 ha – a więc tym, wśród których znajduje się duża część gospodarstw, które w ogóle na rynek nie produkują – miały wpływ na poprawę sytuacji gospodarstw rolnych. Trzeba pamiętać, że byli ministrowie rolnictwa RP w specjalnym liście skierowanym do premiera Morawieckiego postulowali, aby pomocą zostały objęte gospodarstwa rodzinne o powierzchni do 300 hektarów. Ów list ponad podziałami politycznymi był wyrazem troski o bezpieczeństwo żywnościowe naszego kraju.

Jak w tym sezonie problem nawożenia upraw rozwiązał rolnik Artur Balazs?

– Również moje gospodarstwo dotknęły podwyżki cen nawozów, zwłaszcza azotowych, których potrzebuję kilka TIR-ów, a TIR to 24 tony nawozów i oczywiście staram się posiadać jakiś zapas. Wiosną okazało się, że bilans nawozów nie spina się i zamówiłem 24 tony mocznika, za który zapłaciłem około 150 tys. zł, a wcześniej nabywałem za około 30 tys. zł. To nie był jedyny nawóz, który musiałem dokupić.

A co z paliwem?

– W ubiegłym roku olej napędowy w hurcie kosztował 4 zł/l i był o kilkadziesiąt groszy tańszy niż na stacjach. Dzisiaj płacę grubo ponad 7 zł/l i często jest on w hurcie droższy niż ten, który można było kupić na stacjach paliw. To podwyżka ceny prawie o 100% wobec tego, co płaciłem przed rokiem.

Jakie zasiewy dominują w pana gospodarstwie?

– Mam około 60 ha pszenicy, trochę żyta hybrydowego, jęczmień browarny i rzepak. Duża część to buraki cukrowe. Można powiedzieć, że specjalizuję się właśnie w tej uprawie. Obecnie stosuję technologię, która nazywa się Conviso. To nowa technologia, która powstała dzięki wyselekcjonowaniu roślin odpornych na różne środki ochrony roślin. Dzięki temu jeden środek działa na wszystko, co jest zielone, oprócz buraka. Pozwala to zredukować liczbę oprysków z czterech – pięciu do dwóch. To nowa technologia, która coraz szerzej wchodzi na nasz rynek. Pamiętam, że cztery – pięć lat temu, kiedy pojawiła się na rynku, ludzie w nią nie wierzyli, nie chcieli o tym słyszeć. Nawet najwięksi plantatorzy buraków, ale i cukrownie, miały do tego dystans. Ja natomiast byłem przekonany, że jest to przyszłość. Dziś tę technologię od firmy KWS kupują wszystkie inne firmy zajmujące się uprawą buraka.

Wróćmy do problemów z zaopatrzeniem świata w żywność. Czy nie powinniśmy przemyśleć europejskiej polityki rolnej?

– Powiem więcej, chyba jesteśmy po raz pierwszy w takiej sytuacji, mówię o rolnictwie polskim, ale i europejskim, kiedy musimy powrócić do myślenia w kategoriach bezpieczeństwa żywnościowego w Europie i na świecie. Dotychczas, a zwłaszcza w ostatnich latach, w ramach Wspólnej Polityki Rolnej więcej uwagi poświęcano dobrostanowi zwierząt i zmianom klimatu. Zielony Ład zakłada istotne ograniczenie stosowania nawozów i środków ochrony roślin, czyli również plonów i produkcji. Wydaje się, że nowa sytuacja, z którą się zderzyliśmy w ostatnich miesiącach, związana z bandyckim napadem Rosji na Ukrainę, każe nam zweryfikować dotychczasową politykę i zastanowić się nie tylko nad bezpieczeństwem żywnościowym Polski, UE, lecz także świata. Wprawdzie nie obawiam się sytuacji, w której w Polsce byłyby problemy z zakupem podstawowych produktów rolnych.

Ale bochenek chleba może kosztować 10 złotych i więcej!

– Tak. Bardzo istotnie mogą się zmienić ceny dla konsumentów – i to nie tak, jak dotychczas, o kilka procent rocznie – lecz nawet o kilkadziesiąt. Myślę, że będą produkty, których cena może wzrosnąć nawet do 100 procent. Europie i Polsce grozi niewyobrażalny wzrost cen podstawowych produktów rolnych, bez których niemożliwa jest ludzka egzystencja. Mówię o Europie, a więc kontynencie, na którym zawsze była istotna nadprodukcja żywności. My również osiągnęliśmy niebywałe sukcesy w tym zakresie. W ciągu 15 lat zwiększyliśmy eksport żywności z 2–3 miliardów euro rocznie do 37,5 mld euro w ubiegłym roku. Wojna w Ukrainie zmienia sytuację i światowy bilans żywnościowy. Ukraina była rezerwuarem przede wszystkim zbóż, kukurydzy, słonecznika i soi. Wydaje się, że problem z wywiezieniem 20–25 mln ton ziarna z Ukrainy już destabilizuje światowy rynek zbożowy. Na części obszaru Ukrainy toczy się wojna, część pól jest zaminowana. A Rosjanie niszczą gospodarstwa i spichlerze.

Mówi się, że zbiory pszenicy spadną u naszych wschodnich sąsiadów o 40%.

– Nie da się w obecnej sytuacji racjonalnie uprawiać ziemi. Bilans bezpieczeństwa światowego jest bardzo poważnie zagrożony i grozi nam drożyzna. Tym najbiedniejszym w Polsce trzeba będzie pomóc. Natomiast kraje Afryki, które dotychczas borykały się z niedożywieniem bądź głodem, zostaną najsilniej dotknięte grożącym deficytem zbóż.

Grozi nam kolejna fala migracji.

– Mało tego, to już nie będzie emigracja za lepszym życiem, będzie to migracja związana z walką o przeżycie. Świat stanie przed dylematem, jak ten problem rozwiązać. Dla Polski olbrzymim wyzwaniem są cztery miliony uchodźców wojennych z Ukrainy. Dziś nie wykluczam, że ich będzie jeszcze więcej, bo codziennie przyjeżdża do nas po 25–30 tysięcy ludzi, a wyjeżdżających jest mniej. Jeśli ta wojna się przedłuży, to będzie trzeba brać pod uwagę, że około 4 milionów ludzi będzie trzeba w naszym bilansie żywnościowym uwzględnić. Wydaje się, że te 4 miliony i tak już wykorzystały nasze możliwości dzięki olbrzymiemu zaangażowaniu polskich obywateli. Przyjęcie każdych kolejnych 100 tys. będzie stawało się coraz większym problemem. Niekoniecznie wszyscy będą pracowali, bo w większości przyjeżdżają do nas kobiety z dziećmi, i a to dla Polski stanie się olbrzymim wyzwaniem i lada moment się z nim zderzymy. Warto więc po raz kolejny pochylić się nad Wspólną Polityką Rolną.

Z Brukseli jak na razie płyną sygnały, że Komisja Europejska twardo stoi za Zielonym Ładem.

– Nie słyszałem o dochodzących stamtąd głosach dotyczących bezpieczeństwa żywnościowego. Może więc warto pokusić się o refleksję, która zweryfikuje to dobre samopoczucie. Spowoduje, że Zielony Ład, który ogranicza produkcję i wysokość plonów, przynajmniej na czas wojny w Ukrainie zostanie zawieszony i przejściowo wrócimy do tego, co kiedyś było jego celem – bezpieczeństwo żywnościowe zarówno Unii Europejskiej, jak i krajów najbiedniejszych, których mieszkańcom głód zagląda w oczy.

Czy Polska nie ma sobie nic do zarzucenia?

– Myślę, że trzeba kamyczek wrzucić także do naszego ogródka. U nas 10% gospodarstw, które są najbardziej produktywne, sprzedaje około 90% produkcji trafiającej na rynek. Adresatem polityki rolnej w takim czasie, w jakim się znajdujemy, powinny być gospodarstwa o największym potencjale.

Wspólny list byłych ministrów rolnictwa, skierowany w sprawie wsparcia dla większych gospodarstw, jest więc bardzo na czasie.

– Mam wielką satysfakcję, że grupa byłych ministrów podpisała się na początku wojny Rosji z Ukrainą pod listem, który de facto przewidywał scenariusz i brał pod uwagę problematykę bezpieczeństwa żywnościowego. Uważam, że to było bardzo dalekowzroczne. Moim zdaniem, wyprzedziliśmy zdarzenia, które w ciągu 2–3 miesięcy od czasu podpisania się pod tym listem potwierdziły nasze diagnozy: że warto pochylić się nad bezpieczeństwem żywnościowym, a w ramach polskiej polityki rolnej jej adresatami przede wszystkim powinny być gospodarstwa produkujące na rynek. Rządzący dzisiaj muszą brać pod uwagę to, co dzieje się poza naszymi granicami i tę straszną, okrutną wojnę Rosji z Ukrainą, gdzie giną dziesiątki tysięcy, a może nawet setki tysięcy ludzi. Musimy brać pod uwagę scenariusz, w którym Ukraina może z poważnego partnera i producenta na rynku żywnościowym stać się odbiorcą żywności i Ukrainie w niektórych produktach trzeba będzie pomagać.

Eksperci twierdzą, że nie jest możliwe, żeby przez Polskę i Rumunię drogą lądową wywieźć zboże z ubiegłych żniw zmagazynowane w Ukrainie.

– Tutaj trzeba szukać innych rozwiązań i wydaje się, że bez uruchomienia drogi morskiej nie uda się odblokować tych magazynów. Nie jest to już tylko problem Ukrainy. To także problem światowych mocarstw, żeby Rosji wyraźnie powiedzieć, że jeżeli chodzi o bezpieczeństwo żywnościowe głodującego świata, nie będzie akceptacji dla akcji, które Rosjanie prowadzą na Morzu Czarnym, blokując dostęp do ukraińskich portów.

Od wielu lat piszemy na naszych łamach, że Rosjanie zwiększając produkcję pszenicy zyskują skuteczniejszy nawet niż gaz instrument szantażu. Ludzie nie chcieli w to wierzyć, ale teraz chleb staje się ważniejszy od gazu i ropy.

– Rosyjskie zboże może się okazać ważnym orężem – także strategicznym w tej militarnej grze. Rosja, jak wiemy, wykorzysta bezwzględnie każdy instrument do swojej gry i im bardziej opinia światowa będzie tym przerażona i bezradna, tym bardziej Rosja będzie zadowolona. Takie są zamiary państwa imperialnego, które nie uznaje granic co do instrumentów, których może użyć, żeby destabilizować światową gospodarkę, rynki i bezpieczeństwo żywnościowe.

Trzeba jednoznacznie powiedzieć: Agresja Rosji na Ukrainę to próba zburzenia pokoju na świecie. W szczególności dotyczy to Polski, która może być kolejnym państwem na mapie imperialnych planów Moskwy, a więc to też nasza wojna. I nie może być granic pomocy i wsparcia dla niepodległego państwa ukraińskiego. Cały cywilizowany świat w sposób czynny i aktywny musi stanąć w obronie istniejącego porządku na świecie.

Europejskie Forum Rolnicze, które zazwyczaj odbywało się w Jasionce, w tym roku zorganizowane będzie w Warszawie. Jasionka stała się wielkim centrum logistycznym międzynarodowej pomocy dla Ukrainy.

– Tak, Jasionkę w tym roku "zajęli" Amerykanie i nie mamy o to do nich pretensji. Mało tego, doskonale to rozumiemy. Bardzo dobrze, że Rzeszów stał się takim centrum. Przenieśliśmy konferencję z Jasionki do Warszawy. Dzisiaj można powiedzieć, że konferencja odbędzie się w pełnym wymiarze 30 czerwca w formule jednodniowej. Mogę też dodać, że mamy wyjątkowe zainteresowanie naszą konferencją. Będzie w niej uczestniczyło wielu ministrów rolnictwa z państw UE. Naszym gościem będzie też wicepremier Ukrainy, która przedstawi punkt widzenia wpływu wojny na sytuację na rynku żywnościowym zarówno ukraińskim, jak i światowym. Odbędzie się też debata dwóch komisarzy ds. rolnictwa: obecnego – Janusza Wojciechowskiego oraz byłego –Franza Fischlera z Austrii, bardzo ważnego autorytetu w dziedzinie rolnictwa. Mam głęboką nadzieję, że debata pozwoli na wymianę poglądów na temat problemów, z którymi dzisiaj zderzają się Europa i świat.

Europejskie Forum Rolnicze będzie więc dotyczyło bezpieczeństwa żywnościowego Polski i Europy!

– Wojna w Ukrainie będzie na pewno rzucała cień na forum i jej piętno w trakcie tej debaty będzie w sposób istotny zaznaczone. Czyli to jest już szukanie rozwiązań. Oczywiście, istotną rolę będzie odgrywał komisarz Wojciechowski, bo on będzie adresatem głosów, które tam się pojawią i on będzie musiał się do nich odnieść. Mamy nadzieję, że nasze forum będzie pierwszym i ważnym miejscem refleksji oraz analizy wpływu bandyckiej napaści Rosji na Ukrainę na światowe bezpieczeństwo żywnościowe. Mamy nadzieję, że nasza debata będzie miała wpływ na Wspólną Politykę Rolną i Brukselę. Ostateczna prezentacja stanowiska UE będzie należała do komisarza Janusza Wojciechowskiego. Trzeba go zapytać, czy będzie powrót do idei, które przyświecały nie tak dawno Unii, czyli zabezpieczenie mieszkańcom UE taniej żywności oraz wyżywienie za jak najmniejszą cenę biedniejszych państw.

Na początku rozmowy wspomnieliśmy o wysokich cenach nawozów. Czy na EFR możemy spodziewać się wystąpienia premiera Buzka w sprawie bezpieczeństwa energetycznego? Wszak Baltic Pipe z Norwegii to projekt rządu premiera Jerzego Buzka, który został opóźniony o 20 lat.

– Tak, premier Buzek wygłosi wprowadzenie do konferencji. Dotknęliście panowie kwestii, która dla Polski była w czasie rządów premiera Buzka niezmiernie ważna i pozostała taką do dzisiaj. Byłem też członkiem gabinetu pana premiera. Mam taką refleksję, że my dziś nie wskazujemy, jak niezmiernie głębokie konsekwencje miała decyzja późniejszych rządów o rezygnacji ze współpracy z Norwegami. Uważam, że politycznie nikt dotychczas za to nie odpowiedział. Gdyby nie fatalne decyzje rządu premiera Leszka Millera, to dzisiaj bylibyśmy w zupełnie innej sytuacji. Dodam, że obecnie premier Jerzy Buzek, z upoważnienia Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego, pracuje nad problematyką magazynów na gaz, które miałyby skuteczniej zabezpieczyć Europę przed gazowym szantażem.

Po wybuchu wojny w Ukrainie Bruksela zasygnalizowała rozwiązanie problemu gazu poprzez rozwój biogazowni rolniczych. Czy taki program można zrealizować w Polsce?

– Potencjał w zakresie biogazowni w Polsce jest. To samo dotyczy innych odnawialnych źródeł energii. Co de facto może być przyszłością, także dla Polski. Również w ramach polityki unijnej. Niestety, w Polsce mamy niejednoznaczną politykę w tym zakresie. Jeden rząd jest przychylny odnawialnym źródłom energii, kolejny zmienia zdanie. Wcześniej dotyczyło to wiatraków, a w tej chwili mówi się, że również o biogazowni. Z tym problemem borykają się ci, którzy zainwestowali w panele fotowoltaiczne. To trzeba precyzyjnie powiedzieć, że nie mamy stabilności w polityce dotyczącej OZE.

De facto zaczęła się kampania wyborcza, politycy pojechali w teren, gdzie usłyszą gorzkie słowa od rolników. Zarówno ci ze Zjednoczonej Prawicy, jak i z opozycji mają bardzo mało do zaoferowania rolnikom.

– W dużej części sukces wyborczy PiS-u był związany z elektoratem wiejskim i rolniczym, który gremialnie poparł tę partię. W związku z problemami, które pojawiły się w produkcji rolnej, PiS nie może liczyć na takie poparcie jak cztery lata temu. Opozycja też nie złożyła żadnych propozycji rolnikom. Uważam, że utrata wsparcia w elektoracie wsi i rolników może być dla PiS-u czynnikiem przesądzającym o przegranej w wyborach. Jest tutaj jeden punkt odniesienia, o którym warto wspomnieć. Myślę, że pojawił się na wsi nowy lider, który stanowczo i publicznie deklaruje obronę interesów rolniczych. To lider AgroUnii Michał Kołodziejczak. Wydaje się, że on dla części rolników staje się wiarygodnym obrońcą ich interesów, przy bierności pozostałych rolniczych związków, które albo wpisały się w scenariusz wspierania PiS-u, albo trochę zapomniały o swojej roli. AgroUnia jest powiewem nowości i nową nadzieją dla rolników. Ale to wszystko musi być zweryfikowane przez życie. Kołodziejczak jest w tej chwili chyba jedynym dość wiarygodnym reprezentantem wsi i rolników. Czy to się przełoży na wynik w wyborach, to zobaczymy. Czy potrafi znaleźć partnerów? Bo wydaje się, że dziś sama AgroUnia nie udźwignęłaby ciężaru kampanii wyborczej. Uważam także, że nie jest rolą związku zawodowego samodzielny start w wyborach. Gdyby AgroUnia stała się bardziej partią polityczną niż związkiem zawodowym, to więcej by straciła niż zyskała. Wszak jej siła polega na reprezentacji interesów zawodowych rolników.

Dziękujemy za rozmowę.
fot. K. Janisławski

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
18. listopad 2024 01:09