Z Arturem Balazsem, rolnikiem, byłym ministrem rolnictwa, założycielem i przewodniczącym Kapituły Fundacji Europejski Fundusz Rozwoju Wsi Polskiej rozmawiają Krzysztof Wróblewski i Paweł Kuroczycki
Czy susza dotarła na Wolin?
– W tym roku wyspa Wolin została dotknięta wyjątkową suszą. Żyję na wyspie od 50 lat i takiej suszy nigdy nie widziałem. Co więcej, ta susza trwa nadal. Jej skutki zagrażają roślinom okopowym. Jeśli sytuacja się nie zmieni, to buraków cukrowych nie będziemy mieć w ogóle. Susza je zniszczy. W zbożach ozimych obniżka plonu była na poziomie 30–40%, w jarych 50–60%, a w rzepakach około 30%. Od kwietnia spadł u nas jeden duży i dwa małe deszcze. Wyspa Wolin została dotknięta potężną i niewyobrażalną suszą, której skutki rolnicze będą bardzo długo odczuwalne.
Jak to odbiło się na plonach w pańskim gospodarstwie?
– Pszenicy ozimej zbierałem przeciętnie 8 t/ha, obecnie sięgnęły ledwo 5–6 t/ha. Na pocieszenie zostało nam, że zboże jest dobrej jakości, trzyma parametry i nie trzeba go dosuszać i ma dość dobrą cenę. Jęczmienia jarego, który siałem na stanowisku po burakach, a więc bardzo dobrym, zbierałem między 7 a 8 t/ha, a w tym roku około 4 t/ha.
Czyli nie wywiąże się pan z kontraktu?
– Na pewno. Moi kontrahenci już o tym wiedzą. Mam jeden problem z parametrami, bo podstawowy parametr w jęczmieniu browarnym – norma zawartości białka – został przekroczony. Mamy też olbrzymi problem z orką, muszę stosować ciężkie agregaty zastępujące orkę. Nie mam wątpliwości co do tego, że nie wywiążę się z kontraktów. Mam protokoły oceny skutków suszy i one posłużą mi za argumenty wobec kontrahentów.
Są w Polsce rejony, gdzie IUNG nie ogłosił suszy w niektórych gatunkach lub zrobił to z opóźnieniem, więc strat np. w kukurydzy nie szacowano.
– Będzie ogromny problem z karami umownymi wynikającymi z kontraktów. Nie mam wiedzy o kompleksowym sposobie pomocy gospodarstwom dotkniętym suszą w największym stopniu. Są deklaracje, ale nie ma jeszcze wymiaru praktycznego. Czekam na pełną informację, która pochodziłaby z instytucji rządowych, które jasno powiedzą, jak zamierzają pomóc tym obszarom i rolnikom najsilniej dotkniętym przez suszę, zarówno finansowo, jak i w rozwiązaniu problemów z kontraktami.
- Artur Balazs
Zbliżają się wybory samorządowe. Jakie pan dostrzega perspektywy?
– Uważam, że to bardzo duża szansa dla różnego rodzaju komitetów społecznych i inicjatyw pozapolitycznych, które działają na terenie gminy i powiatu. Oczywiście partie też będą próbowały zająć jakieś pozycje. Jednak w wyborach lokalnych kandydaci są znani i wyborcy nie będą głosowali na podstawie szyldów partyjnych, ale ich kompetencji i kwalifikacji. Wybory do sejmiku, z uwagi na ordynację i próg wyborczy, są przypisane partiom politycznym. Ten próg mogą przekroczyć tylko te komitety, które obsadzą wszystkie mandaty i zdobędą poparcie. W tym wypadku nawet mniejsze partie polityczne mogą mieć problem z przekroczeniem tego progu. Dotyczy to m.in. Polskiego Stronnictwa Ludowego, dla którego będzie to duży sprawdzian po sukcesie sprzed 4 lat, kiedy pojawiły się zarzuty związane ze sposobem głosowania i kartą wyborczą, która preferowała PSL oraz bardzo dużą liczbą głosów nieważnych, które mogły być skutkiem zamieszania z kartą wyborczą. Tegoroczne wybory będą dla PSL „lekcją prawdy”, która pokaże, na jakie rzeczywiście poparcie może liczyć w terenie.
Problem suszy nabrał bardzo politycznego wymiaru i może na terenach wiejskich stać się istotnym elementem kampanii wyborczej.
– Uważam, że susza i sposób pomocy rolnikom może stać się tematem dominującym w wyborach samorządowych wszystkich szczebli. Będzie to także lekcja prawdy dla obecnie rządzących. Czekamy na wymiar praktyczny dla rolników dotkniętych suszą. Pamiętam deklaracje premiera, który mówił, że pomoc będzie znacznie większa niż w poprzednich latach.
Jan Krzysztof Ardanowski, nowy minister rolnictwa, został powołany na to stanowisko trochę na zasadzie strażaka. Na trzy miesiące przed wyborami ma gasić wszystkie pożary.
– Nowy minister ma bardzo ciężką sytuację, powołany został w bardzo trudnym okresie. Życzę mu, jak każdemu ministrowi rolnictwa, powodzenia, bo chciałbym, żeby rolnicy mieli wsparcie rządzących. Nowy minister ma na głowie nie tylko problem suszy, ale i walkę z afrykańskim pomorem świń. Ta kwestia dotyczy sporej części Polski, dotyka istotnej części rolników, dla których prosta produkcja trzody była istotnym źródłem utrzymania. Drugi skutek ASF widać w wymiarze handlu międzynarodowego i relacji z Komisją Europejską. Musimy w pierwszej kolejności powstrzymać rozprzestrzenianie się choroby, a w drugiej, zlikwidować jego skutki. Zarówno Komisja Europejska, jak i komisarz Hogan będą się temu bardzo uważnie przyglądali. Rozwiązanie tego problemu nie leży tylko po stronie ministra rolnictwa, ale i ministra środowiska.
ASF lada moment pojawi się na Kujawach i w Wielkopolsce. Zagraża Niemcom i Danii. Polska jest w tej chwili państwem frontowym. Czy nie powinniśmy otrzymać europejskiej pomocy na walkę z ASF?
– Polska musi przedstawić skuteczny program walki z ASF, który spowoduje, że choroba nie będzie się dalej rozprzestrzeniać. Z drugiej strony, musimy pokazać jak chcemy likwidować ją na obszarach, gdzie wystąpiła. Pod takimi warunkami możemy liczyć na wsparcie Brukseli. Dotychczas żaden z ministrów nie złożył komisarzowi Hoganowi takiej oferty, która pozwalałaby skutecznie walczyć z ASF. Jeśli taki program by się pojawił, to deklaruję wsparcie. Przypomnę także, że ASF pojawił się w Polsce jeszcze za czasów poprzedniej koalicji – PO-PSL. Pamiętam też, że minister Marek Sawicki obiecywał, że rozwiąże ten problem w kilka tygodni.
Kandydaci w nadchodzących wyborach obiecują, że poprawią drogi, zbudują mosty, dokończą budowę wodociągów, wezmą się za kanalizację. Wiadomo, że bez pieniędzy unijnych nie da się tego zrobić. Wyjdziemy z Unii czy nie, bo ludzie się boją?
– Nie wyobrażam sobie, aby Polska znalazła się poza Unią. Już sama próba wyjścia z UE byłaby katastrofą. Wieś i rolnictwo są największym beneficjentem członkostwa w Unii, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Gotów jestem dyskutować z każdym, kto ma inne zdanie. Przed wejściem do Unii nasz eksport żywności do krajów UE wart był kilkaset milionów euro, a dziś to ponad 20 mld. To jest tak niezaprzeczalny sukces, że tylko ktoś skrajnie nieodpowiedzialny może mieć co do tego wątpliwości. Nie wspominam o funduszach na inwestycje, dopłaty bezpośrednie. Jeśli jakikolwiek polski polityk podejmie kroki w kierunku wyjścia z UE, zapłaci za to bardzo wysoką cenę.
Jak znam Unię, a przecież to ja przygotowywałem stanowisko negocjacyjne przed wejściem do UE – zakładające od pierwszego dnia pełne dopłaty i pełen dostęp do wszystkich dobrodziejstw wynikających z członkostwa – które było uzgodnione ze wszystkimi siłami politycznymi, to nie wyobrażam sobie, aby dziś można było brać pod uwagę jakikolwiek inny scenariusz. Jako człowiek, który rozpoczynał negocjacje w bardzo trudnym okresie, jestem pewien, że przyszły budżet dla Polski zależy w olbrzymiej części od polskiego rządu.