Ze Stanisławem Majdańskim, rolnikiem, społecznikiem, politykiem, rozmawia Krzysztof Janisławski.
Został pan właśnie ponownie wybrany wiceprezesem Stowarzyszenia na Rzecz Zrównoważonego Rozwoju Polski. Co to jest, według pana, zrównoważony rozwój obszarów wiejskich?
– W ekonomii zrównoważony rozwój definiuje się często jako rozwój nieumniejszający szans na zaspokajanie potrzeb przyszłych pokoleń. Co do rolnictwa – najbliższe jest mi rozumienie tej idei wywodzące się z agraryzmu. W mojej ocenie chodzi o tworzenie warunków sprzyjających rozwojowi małych i średnich gospodarstw rodzinnych. Od lat powtarzam, że jeśli polska wieś ma się rozwijać i modernizować, a przy tym nie wyludniać, to szeroko rozumiane wsparcie dla tego sektora rolnictwa jest niezbędne. Nie jestem przeciwnikiem wielkich przemysłowych gospodarstw, ale potrzebna jest równowaga i alternatywa dla takiego modelu rolnictwa. Na wschodzie Polski, skąd pochodzę i gdzie na co dzień pracuję, głównym źródłem dochodu dla większości właścicieli gruntów ornych stała się dzierżawa. Z kolei młodzi, nie widząc dla siebie żadnych możliwości na wsi, wyjeżdżają do miasta albo za granicę. Ludzie, którzy z dziada pradziada żyją i pracują na wsi, powinni mieć możliwość godnej egzystencji na swojej ojcowiźnie.
Warto pamiętać, że bogactwo polskiej wsi to także małe i średnie gospodarstwa. Zależy nam na tworzeniu i usprawnianiu mechanizmów sprzyjających ożywieniu gospodarczemu na wsi. Ten proces postępuje, ale zbyt wolno. Z jednej strony mamy załatwioną kwestię sprzedaży bezpośredniej, a z drugiej wprowadza się przepisy podatkowe, które doprowadzą do podwyżki cen polskich soków. Chodzi o to, żeby pić coca-colę, a jabłka zostawiać pod drzewami?
Pan to zna z praktyki. Prowadził pan młyn, obecnie ma plantację malin i hoduje owce.
– Prowadziłem młyn w latach osiemdziesiątych w rodzinnym Typinie na Zamojszczyźnie. Zajmowałem się też wówczas przetwórstwem warzyw swojej produkcji, kisiłem kapustę, ogórki. Ponieważ jednocześnie działałem w rolniczej „Solidarności”, to ówczesne władze robiły, co mogły, żeby uprzykrzyć mi życie. Nie poddałem się, a choć po 1989 roku zaangażowałem się w politykę, wciąż jestem rolnikiem z krwi i kości.
W ostatnich latach skupiam się na rozwoju mojej hodowli wrobera roztoczańskiego. Współpracuję przy tym z prof. Romanem Niżnikowskim ze Szkoły Główej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, który pracuje nad tą syntetyczną linią owiec. Wrober roztoczański to, w największym skrócie, owca o czarnym zabarwieniu wełny i jednocześnie o dobrym umięśnieniu. Te krzyżówki są prowadzone z myślą o stworzeniu rasy odpowiedniej dla terenów południowo-wschodniej Polski. Z jednej strony chodzi o uzyskanie surowca. Z drugiej o wykorzystanie owiec na szeroką skalę w charakterze „żywych kosiarek” chroniących krajobraz przed degradacją. Żeby to się udało, owiec muszą być tysiące, tak jak przed laty. To jeden z przykładów, jak realizujemy w praktyce idee zrównoważonego rozwoju.
Rozpoczyna się maraton wyborczy z finałem w postaci wyborów parlamentarnych. Która formacja rozumie potrzebę zrównoważonego rozwoju wsi?
– W kwietniu podczas uroczystych obchodów rocznicy porozumień rzeszowsko-ustrzyckich mówiłem, że w ostatnich latach znaczenie wsi i rolnictwa, zarówno w sferze historycznej, jak i z uwagi na bezpieczeństwo żywnościowe Polski, jest bardziej doceniane i należy się z tego cieszyć. Zresztą większość formacji odwołuje się w mniejszym lub większym stopniu do problemów wsi. Niestety, głównie na pokaz, ponieważ pierwsze miejsca na listach kandydatów do parlamentu są zwykle zarezerwowane dla zawodowych polityków, niemających nic wspólnego z rolnictwem czy wsią.
Od lat jest pan zaprzyjaźniony z „Tygodnikiem Poradnikiem Rolniczym”.
– To prawda. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie, niezależnie od poglądów politycznych i rodzaju prowadzonej produkcji. „Tygodnik” zawsze opowiada się po stronie rolnika i to bardzo sobie cenię. Pismo kontynuuje w ten sposób chlubne tradycje pism „Gromada – Rolnik Polski” i „Gromada Rolników”. W mojej ocenie łamy tej gazety, najpoczytniejszego przecież pisma rolniczego w Polsce, są doskonałym miejscem na wymianę poglądów i wypracowywanie rozwiązań korzystnych dla polskiej wsi. l
________
Stanisław Majdańskiurodził się 19 marca 1949 r. w Typinie w pow. tomaszowskim.
Pochodzi z chłopskiej rodziny o tradycjach patriotycznych i ludowych. Jest absolwentem LO im. Bartosza Głowackiego w Tomaszowie Lubelskim. W 1970 r. ukończył Techniczną Szkołę Budownictwa Okrętowego w Gdańsku. W 1977 r. został absolwentem Politechniki Lubelskiej, a w 2001 r. ukończył Podyplomowe Studium Wyceny i Oceny Zasobów Przyrodniczych w SGHiSGGW w Warszawie. W tym samym roku ukończył Wyższą Szkołę Humanistyczną w Pułtusku na kierunku Politologia.
Całe lata 80. był aktywny w antykomunistycznym podziemiu. Był jednym z założycieli rolniczej „Solidarności”. W 1981 r. uczestniczył w chłopskim strajku na Podkarpaciu, zakończonym podpisaniem Porozumień Rzeszowsko-Ustrzyckich. Współorganizował duszpasterstwo rolników indywidualnych, współtworzył, redagował i kolportował opozycyjny biuletyn „Roztocze”. W 1984 r. został z tego powodu aresztowany i skazany.
W pierwszych częściowo wolnych wyborach w 1989 r. został posłem z listy Komitetu Obywatelskiego. Był wtedy jednym z najbliższych współpracowników Romana Bartoszcze. Razem z nim wstąpił do zjednoczonego 5 maja 1990 r. PSL, przewodniczył tej partii na Zamojszczyźnie. Po siłowym usunięciu Romana Bartoszcze z tej partii opuścił ją. W 1994 r. został radnym. Rok później jako pomysłodawca i współorganizator zaangażował się w utworzenie w Tomaszowie filii KUL.
W 1997 roku został senatorem z listy Akcji Wyborczej Solidarność. W latach 1998-02 był radnym wojewódzkim. Obecnie jest wiceprezesem Stronnictwa Ludowego „Ojcowizna” RP. Program stronnictwa nawiązuje do idei agraryzmu i zapisów Porozumień Rzeszowsko-Ustrzyckich ujętych w Konstytucji Wsi Polskiej. Jest wiceprezesem Stowarzyszenia na Rzecz Zrównoważonego Rozwoju Polski. Żonaty, ma dwie córki, syna i siedmioro wnucząt.