Choć Tadeusz Nalewajk zapraszał związkowców do ministerstwa, to nie skorzystali. Wolą premier Ewę Kopacz, choć ona niespecjalnie ma ochotę na pertraktacje o cenach skupu trzody chlewnej. Ochotę wykazuje natomiast minister rolnictwa Marek Sawicki, bo protestujących rolników nieustannie zaprasza, ale z marnym skutkiem.
Może Marek Sawicki powinien wziąć przykład z cesarza Henryka IV, który z papieżem Grzegorzem VII pokłócił się o to, kto powinien nadawać godności kościelne. Gdy papież cesarza ekskomunikował, ten drugi w 1077 r. dotarł do Kanossy, gdzie przebywał Grzegorz. Henryk boso i w worku pokutnym stanął pod murami twierdzy i w końcu wyjednał uchylenie ekskomuniki. Ostatecznie zwyciężył cesarz, który zajął Rzym, w którym osadził „własnego” papieża. Oczywiście nie chodzi o to, aby Marek Sawicki boso i w worku pokutnym udał się do Siedlec (skąd wywodzi się OPZZRiOR). Jako polityk z ogromnym doświadczeniem powinien wiedzieć, że nie warto obrażać się na wyborców. Jako polityk i minister przez wiele lat zasiadający w sejmowych ławach i od 2007 r. z przerwą kierujący urzędem, musi wiedzieć, że nie ma co się obrażać na wyborców rolników.
Stanisław Kalemba, poprzednik Marka Sawickiego na stanowisku ministra, stracił stanowisko, bo rzekomo nie radził sobie z protestami rolników cierpiących z powodu afrykańskiego pomoru świń. Kalemba miał przynajmniej odwagę stanąć twarzą w twarz z rolnikami. Podobnie jak Andrzej Lepper, którego do władzy wyniosły rolnicze protesty. Gdy jako minister znalazł się po drugiej stronie barykady pojechał jednak pod koniec stycznia 2007 r. na spotkanie z rozwścieczonymi producentami trzody do Leszna.
Czy obecny minister boi się, że też wyleci ze stanowiska, bo może się okazać, że sobie nie poradzi? Czy boi się jajek, które mogą polecieć w jego kierunku? Spokojnie, Andrzeja Leppera nie ma wśród nas od 2011 r., jego następcy jak nie było tak nie ma, a na jajka wystarczy kilku BOR-owców z parasolami.
Paweł Kuroczycki