Kawałki eternitu przecinały powietrze jak karabinowe kule uderzając w ściany budynków. Z kilku domów mieszkalnych wicher zerwał dachy, kilkadziesiąt uszkodził. Uwzględniając zabudowania gospodarcze, liczba uszkodzonych i zniszczonych budynków przekracza sto.
Bez dachu nad głową
Wśród domów, w których trąba powietrzna zerwała cały dach znajduje się ten w Palikijach Pierwszych. Części dachu leżą kilkadziesiąt metrów dalej w polu. Gdy przyszło nieszczęście Beata i Ryszard Chrzanowscy byli obok domu, w budynku gospodarczym. Trzymali drzwi, żeby wicher nie wdarł się do środka. Ich córka była w domu. – Ludzie mówią, że to trwało dwie minuty. A to były sekundy. Dobrze, że mama była w kurniku, ona się lubi kręcić po podwórku. Gdyby w tym momencie była na zewnątrz, to nawet nie chcę myśleć, co mogłoby się z nią stać.
Strop domu państwa Chrzanowskich strażacy zabezpieczyli potężną plandeką. Ale budynki gospodarskie też bardzo mocno ucierpiały. – Źle to wygląda. Byłem co prawda ubezpieczony, ale nie ukrywam, że liczę także na jakąś pomoc. Wczoraj straty w gospodarstwie wstępnie oszacowano na 300 tys. zł – mówi pan Ryszard. Na szczęście nie ucierpiały maszyny rolnicze. Wiatr wyrwał za to dwie brzozy, posadzone, jak mówi rolnik, w 1948 roku.
Trąba zerwała cały dach z tego domu w Palikijach Pierwszych. Jego fragmenty leżą kilkadziesiąt metrów dalej
Po sąsiedzku mieszka Czesław Chrzanowski z żoną Krystyną oraz z siostrą. Głos mu się łamie, gdy pokazuje zniszczenia. Jego żona płacze. – Kto by się spodziewał takiego kataklizmu. Nie było gdzie nogi postawić na podwórku, wszędzie leżały resztki – opowiada pan Czesław. – Ten orzech tato sadził, gdy był mały. Trąba wyrwała go z korzeniami. Drzewa w sadzie połamane. Sufit w domu jest częściowo podstemplowany. – Całą noc oka nie zmrużyliśmy. Prosimy o pomoc. Nie byliśmy ubezpieczeni, bo i z czego. Moja renta nawet na leki nie wystarcza. Żona choruje, dopiero co wyszła ze szpitala. Boże kochany, jak dalej żyć.
Czesław Chrzanowski jest zdruzgotany rozmiarami tragedii. Prosi o pomoc
Eternit jak pocisk
W sąsiednim Stasinie żywioł także pokazał, na co go stać. – Wbiegłam do kuchni, w tym momencie fragment eternitu wybił okno. Stanęłam, jak sparaliżowana, nie mogłam zrobić kroku – mówi Teresa Anasiewicz ze Stasina. – Wszystko wydarzyło się błyskawicznie. Nie minęły nawet dwie minuty, jak się uspokoiło. Od razu zadzwoniłam po syna, który był wtedy w pracy.
Wojciechów to typowo rolnicza gmina. Ucierpiały też uprawy. – Proszę popatrzeć, wszystko leży – wskazuje na wylegnięte zboże syn pani Teresy. – Bogu dziękować, że we wtorek nie było w domu żony z dzieckiem. Kacper ma 1,5 roku, na pewno bardzo by to przeżył. Poza tym zwykle parkujemy samochody przed budynkiem gospodarczym, który został mocno uszkodzony. Zostałyby uszkodzone.
W Stasinie swoje gospodarstwo też prowadzi Andrzej Twardowski. Jest prenumeratorem „TPR”. W środę było tu kontynuowane zabezpieczanie dachów budynków – Nie było mnie w domu, gdy trąba nadeszła. Syn opowiadał, że najpierw był deszcz, potem przycichło i nagle usłyszał huk, a następnie podniósł się tuman kurzu. Kawałki eternitu latały jak karabinowe kule. Proszę spojrzeć, tu się wbił jeden w ścianę domu, drugi zerwał rynnę, trzeci wyrwał nadproże, ramę i trzy metry dalej, już w domu, uszkodził metalowe drzwi – pokazuje pan Andrzej. – Dziura jest też w dachu – wskazuje jego żona Krystyna Twardowska.
Przy domu państwa Twardowskich rośnie dąb, kawałki eternitu powbijały się w pień. – Szczęście, że nikomu nic się nie stało – mówi pan Andrzej. – Ale budynki ucierpiały, część upraw wyległo. Rolnik jest ubezpieczony w Warcie i PZU. Nie jest w stanie na szybko ocenić, jak wysokie są straty, które poniosło jego gospodarstwo.
Strażacy łatający dach zabudowań gospodarczych państwa Twardowskich
Za płotem stoi dom, w którym Krzysztof Niedziela dopiero co wymienił dach. – Straszne nieszczęście. Do tej pory takie rzeczy, to się tylko w telewizji oglądało – mówi Wiesław Niedziela, który przyjechał do Stasina wspomóc mieszającego tutaj brata Krzysztofa. – Miesiąc temu wymienił na dachu eternit na blachę. Wystarczyło parę sekund, żeby to zniszczyć.
Pan Krzysztof, który wrócił właśnie z zapasem pitnej wody, dodaje, że wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. – Żona krzyknęła, że wszystko lata w powietrzu. Gdy podbiegłem do okna, już był spokój – relacjonuje. – Sąsiedzi, którzy to widzieli mówią, że dwie chmury zeszły się razem i wtedy ta trąba ruszyła na domy.
Wichura zdemolowała też przystanek autobusowy w Stasinie
Trąba porwała psa
Straty w gospodarstwie są bardzo poważne. Pan Krzysztof pokazuje zniszczenia i mówi, że żaden budynek nie jest cały. – Stodoły nie ma już wcale. Żołnierze pomagali ją rozebrać. Mocno ucierpiał dach domu. Częściowo został zerwany, częściowo trzyma się na słowo honoru. Firma, która go kładła, przyjechała i jakoś go zabezpieczyła. Trąba porwała małego psa. Nie wiadomo, czy przeżył – mówi nasz rozmówca.
Pan Krzysztof nie jest w stanie podać wysokości strat, pamięta jednak, że strażak, który zapisywał szacunkową ich wysokość, tylko w przypadku samego domu wpisał 150 tys. zł. – W takiej sytuacji człowiek jest bezradny, nie wiadomo, co robić. Nawet z ubezpieczycielem nie można się skontaktować. W biurze mówią, żeby dzwonić na infolinię. Tylko, że na infolinię nie sposób się dodzwonić. I rób, co chcesz.
Żywioł nie oszczędził też gospodarstwa, w którym mieszka Stanisław Miareczka. – Przepisałem je na córkę – zaznacza pan Stanisław. Gdy nadeszła wichura był z żoną w domu. – To trwało moment. Szła chmura czarna jak ziemia. Mieliśmy właśnie jechać z żoną do Opola Lubelskiego, do lekarza. I wtedy wszystko zaczęło fruwać. Rzuciłem się, żeby jakoś zamknąć drzwi od ganku.
Tu także straty są duże. I tu niedawno był wymieniany dach domu, jesienią ubiegłego roku. Teraz blacha jest częściowo zerwana. Do tego naruszony komin. W budynkach gospodarczych jest jeszcze gorzej. – Takiego żywiołu jeszcze nie widziałem. Proszę popatrzeć: drzwi wyłamane, nie ma połowy dachu. Tragedia. Tam dalej, naruszona ściana. W starej oborze wiatr zerwał eternit.
W tym gospodarstwie dzień po przejściu trąby powietrznej jeszcze nie wszystkie budynki były zabezpieczone przed padającym deszczem. – Strażacy przyjechali wczoraj wieczorem, ale nie ze wszystkim zdążyli przed zmrokiem – mówi pan Stanisław. Dodaje, że na szczęście gospodarstwo jest ubezpieczone.
Do Wojciechowa płynie pomoc
Do wsi, które spustoszył żywioł z pomocą ruszyły wszelkie możliwe służby. Energetycy wymieniali na nowe połamane słupy, generatory prądu wojska i straży dostarczały energię do gospodarstw, w których z uwagi na specyfikę produkcji nie mogło na dłużej zabraknąć prądu. Została zapewniona pitna woda dla ludzi i dla zwierząt. Strażacy i wojskowi pomagali w zabezpieczaniu budynków i usuwaniu szkód. W zaimprowizowanym w remizie w Stasinie sztabie kryzysowym we wtorek mieszkańcy rozmawiali z przedstawicielami firm ubezpieczeniowych, którzy przyjechali na miejsce. – Jestem pod wrażeniem tego, jak to sprawnie idzie – komentuje Czesław Chrzanowski.
Jeszcze w poniedziałek z poszkodowanymi spotkali się na miejscu premier Mateusz Morawiecki i wicepremier Beata Szydło. Przyjechał wojewoda lubelski Przemysław Czarnek. Wszyscy zapewniali, że mieszkańcy, którym żywioł zniszczył dobytek, będą mogli liczyć na pomoc. Artur Markowski, wójt gminy Wojciechów, w której znajdują się Stasin oraz Palikije poinformował we wtorek, że według jego wiedzy, pomoc rządowa to 6 tys. zł w przypadku uszkodzonego dachu i do 20 tys. zł w przypadku dachu zerwanego w całości. Lista poszkodowanych jeszcze w środę miała trafić do wojewody umożliwiając bezzwłoczną wypłatę tych świadczeń. Wójt zapewnił, że na tym się nie skończy. M.in. będą prowadzone zbiórki w kościołach na terenie gminy. Pomoc społeczna także ma wspomóc poszkodowanych, nie wszyscy byli przecież ubezpieczeni.
– Wielka ludzka tragedia, niejedna łza popłynęła. W ciągu niewielu sekund trąba zmiotła z powierzchni ziemi budynki gospodarcze, porwała dachy, uszkodziła inne. Serce oddają druhowie ochotnicy, państwowa straż pożarna, wojska obrony terytorialnej – mówił wójt. Poinformował, że pięć budynków mieszkalnych, które całkowicie straciły dach zostało zabezpieczonych plandekami, podobnie te z częściowymi uszkodzeniami. We wtorek było kontynuowane przykrywanie budynków gospodarczych i porządkowanie terenu.
Leszek Suski, komendant główny Państwowej Straży Pożarnej, zapewniał, że państwo nie zostawi poszkodowanych samym sobie
Od poniedziałku straty szacują pracownicy pomocy społecznej z Wojciechowa, pomagają też sołtysi. Dodał, że z pomocą ruszyły sąsiednie, i nie tylko, gminy, skąd do Wojciechowa trafiły plandeki, żywność, posiłki, woda. – Bardzo, bardzo za to dziękuję – mówi wójt Markowski.
Generał Brygadier Leszek Suski, komendant Główny Państwowej Straży Pożarnej poinformował we wtorek w Stasinie, że na miejscu pracuje ok. stu strażaków. – Straty są olbrzymie. To często dorobek życia, którego nie da się z dnia na dzień odzyskać. Pan premier będąc tutaj w poniedziałek obiecał pomoc. Pani premier obiecywała pomoc w 2017 r. i ta pomoc była, tamtejsi mieszkańcy to potwierdzają, tu będzie tak samo.
fot. Krzysztof Janisławski (x5)