Polski Związek Łowiecki odpowiedzialny jest za to, że populacja dzików na Podlasiu ciągle jest bardzo liczna, zbyt liczna. Mimo rządowych uchwał i programu, apeli władz samorządowych, dotacji do każdego ustrzelonego dzika, myśliwi nie zrobili tego co do nich należało i nic nie wskazuje na to, że to zrobią. Nie powinni się więc dziwić, że minister rolnictwa domaga się rozwiązania PZŁ. Nie jest to wyłącznie szukanie kozła ofiarnego. Myśliwi w sprawie ASF sumienia mają brudne.
W konflikcie z myśliwymi znaczenie mają pieniądze. Wpływy uzyskiwane przez cały Polski Związek Łowiecki (nie mamy tu na myśli Zarządu Głównego PZŁ) szacowane są na 400 mln zł rocznie. To pieniądze ze sprzedaży zwierzyny, płatnych polowań dla zagranicznych gości itp. Odszkodowania wypłacane rolnikom nie przekraczają 100 mln zł. Myśliwi zarabiają więc ok. 300 mln zł rocznie i to na uprawianiu hobby.
Związek łowiecki nie chce uczciwie dzielić się pieniędzmi z rolnikami, choć to oni na swoich polach „produkują” paszę dla saren, dzików i jeleni. PZŁ musi się zmienić. Myśliwi muszą zrozumieć, że ich powinnością jest służyć krajowi i jego obywatelom, bo do tej pory to kraj (rząd i sejm) i jego obywatele (rolnicy) służyli myśliwym i uprawianemu przez nich hobby. Członkowie PZŁ powinni poważnie traktować plany łowieckie, zarówno te roczne, jak i wieloletnie (na Podlasiu 50% wykonania).
Trzeba przy tym zaznaczyć, że związek łowiecki jest w Polsce bardzo potrzebny, bo populację zwierzyny w lasach trzeba regulować. Ani wojsko, ani policja nie zastąpi myśliwych. Albo by urządzili rzeź niewiniątek, albo powystrzelaliby się nawzajem.
Miejmy nadzieję, że ofiara złożona dziś przez producentów trzody, których problemy pozwoliły trzeźwo spojrzeć na PZŁ, przysłuży się wszystkim rolnikom, którzy cierpią z powodu szkód łowieckich.
Jeszcze jedno, w mleczarstwie dzieją się niezrozumiałe zjawiska. Cena pełnego mleka w przerzucie dochodzi do 1 zł i 50 groszy za litr. Z tygodnia na tydzień drożeje też masło – już kosztuje w okolicach 18 zł za kilogram. Drożeje też mleko w proszku. A przecież w unijnych magazynach zalega ponad 300 tysięcy ton masła i ponad 380 tysięcy ton mleka w proszku. Poszły też w górę ceny serów twardych i galanterii mleczarskiej. Ale ci co mają podpisane umowy długoterminowe z wielkimi sieciami, sprzedają masło jeszcze po 10 zł i 40 groszy za kilogram. A mleko UHT po 1 zł i 60 groszy za litr. Z okazji tej mało zrozumiałej hossy poszły też w górę ceny skupu. Raduje nas ten fakt! Ale boimy się, że mleczarstwo wychodzące z zapaści, może wpaść w jeszcze głębszą przepaść wykopaną przez tzw. spekulantów. Pamiętamy też, że lepiej jest jeść łyżeczką niż chochlą.
Paweł Kuroczycki
Krzysztof Wróblewski