Marta i Andrzej Nowaczek we wsi Kownacica, gmina Sobolew, prowadzą 25 ha (7 ha dzierżaw) gospodarstwo rolne, od wielu lat specjalizujące się w hodowli bydła mlecznego (dostawca do OSM Garwolin) i opasów. Niemal 50 procent areału zajmują trwałe i siane użytki zielone, na pozostałym obszarze uprawiana jest kukurydza oraz podstawowe zboża.
Marek Talarek wspólnie z ojcem prowadzi zarodową hodowlę trzody chlewnej oraz chów opasów. Łącznie z dzierżawami pracują na ponad 50 ha.
– Do skontaktowania się z redakcją „Tygodnika Poradnika Rolniczego” skłoniły nas artykuły prasowe, nie tylko te z prasy rolniczej, mówiące o inwestycjach związanych z budowami linii 400 kV. Brakuje w nich informacji dotyczących tego, w jakim stanie firmy wykonujące inwestycje pozostawiają grunty orne czy też użytki zielone – na wstępie naszej rozmowy mówi pan Andrzej.
– W naszym przypadku mówimy o linii 400 kV Kozienice – Siedlce Ujrzanów. Inwestycja została rozpoczęta jesienią 2016 r., a zakończona latem następnego roku – uzupełnia pan Marek.
- Marek Talarek proponuje, by dobrze przygotować się do rozmów z inwestorem
Nie tak miało być
– Na jednej z moich działek znajduje się słup, a w zasadzie 3 jego nogi, czwarta jest u sąsiada. Teren po budowie słupa powinien zostać przywrócony do stanu pierwotnego, ale niestety nie został. Podczas prac związanych z postawieniem słupa wykorzystano ciężki sprzęt, który bardzo zniszczył (ubił) ziemię nie tylko wokół słupa, ale również w miejscach dojazdu. Nie będziemy skupiać się na całej procedurze związanej z organizowaniem spotkań z mieszkańcami, bo to też woła o pomstę do nieba. Chcemy się skupić na przywróceniu ziemi do jej pierwotnego stanu. Prawdą jest to, że otrzymaliśmy odszkodowanie, moim zdaniem zaniżone, ale ważniejsze jest to, że już od 3 lat nie zbieramy z tego fragmentu łąki pasz dla bydła. Teren jest tak bardzo ubity, że woda w niego nie wsiąka. Dodatkowym utrudnieniem jest to, że spółka wodna na zniszczonej działce poprawia meliorację – mówi pan Andrzej.
W podobnej sytuacji znalazło się gospodarstwo prowadzone przez ojca pana Marka.
– Słup na naszej łące został postawiony w najniżej położonym punkcie, w którym od wielu lat znajduje się ciek wodny. Z 3 sąsiednich działek spływała do niego woda, a z tej naturalnej niecki do rowu melioracyjnego. Przed budową słupa podniesiono teren pod słup oraz w jego otoczeniu. To z kolei spowodowało, że teren poniżej stał się terenem zalewowym. Kolejnym miejscem zniszczeń, jakie powstały podczas budowy słupów, jest inny fragment łąki, na którym wykonawca inwestycji zorganizował sobie parking dla ciężkich samochodów i maszyn. Dokonano szacowania strat, ale zrobiono to niewłaściwie, jednak większy problem dla nas stanowi fakt, że prace przywracające ziemię do stanu sprzed budowy słupa nie zostały wykonane profesjonalnie – mówi pan Marek.
– Przerażające w całej sytuacji jest to, że firmy, które wykonywały inwestycje, a było ich około sześciu, bo niemal każda miała swojego podwykonawcę, nie starały się minimalizować strat. Naszą ziemię, która zapewnia nam środki do życia, traktowali jak nikomu niepotrzebną – dodaje pan Marek. W tym miejscu warto zaznaczyć, że dewastacji ulegają również ziemie orne czy łąki podczas usuwania słupów linii 110 kV, które przestają być potrzebne. Przekonałem się o tym dwukrotnie. Po usunięciu słupów i w tym przypadku nie przywrócono ziemi do stanu pierwotnego, nie nawieziono ziemi tylko ściągnięto z innej części pola i niby wyrównano. Za zniszczenia nie otrzymaliśmy żadnego odszkodowania.
– By przywrócić łąkę do stanu, w którym będzie nadawała się do użytku, muszę wydać jeszcze ok. 8 tys. zł, a przypomnę, że już od 3 lat pracuję nad poprawą jej jakości. To wiąże się oczywiście z kosztami. Nie zbieram niezbędnej mi przy prowadzonym zwierzęcym kierunku produkcji paszy – mówi pan Andrzej.
– Żeby przywrócić zniszczone działki do stanu pierwotnego, muszę we własnym zakresie nawieźć sporo ziemi. Następnie będę musiał wszystko wyrównać, zrobić meliorację i zasiać trawę. Warto dodać, że na polach i łąkach ciągle znajdujemy pozostałości po ogrodzeniach, np. druty, fragmenty siatki, kamienie. Szacuję, że wydam jeszcze ok. 20 tys. zł – mówi pan Marek.
Warto się przygotować
– Czego oczekujemy? Być może otrzymamy jakieś odszkodowanie, może nie. Ale nie po to przedstawiamy naszą sytuację. Chcemy przestrzec innych rolników, właścicieli działek, na których będą budowane słupy, by dobrze przygotowali się do rozmów z wykonawcami. Aby nie odpuszczali i żądali przywrócenia terenu po budowie do stanu, który umożliwi normalne oranie, sianie, czy wykorzystywanie łąk. Ziemia jest po to, by rodziła, a nie po to, byśmy przez kilka lat doprowadzali ją do stanu pierwotnego, a tyle czasu to nam zajmie, ponieważ nie posiadamy „mocnego” sprzętu – informuje pan Andrzej.
- Andrzej Nowaczek od 3 lat usiłuje przywrócić jakość ziemi
– Jakie rady mamy dla innych rolników? Nauczeni doświadczeniem proponujemy się zrzeszyć, stworzyć grupę, wynająć jednego dobrego prawnika, który będzie ją reprezentował w rozmowach z inwestorem. Trzeba pilnować zgodności zapisów w umowie wstępnej z tymi, jakie znajdą się w akcie notarialnym. Bardzo ważną kwestią jest pilnowanie terminów. Jeśli w ciągu 14 dni od podpisania umowy wstępnej nie ma ustalonego terminu wizyty u notariusza w celu podpisania aktu notarialnego, należy najpóźniej 14 dnia bezzwłocznie napisać odwołanie do umowy wstępnej i odesłać ewentualnie wpłacone pieniądze. Ważnym elementem jest wytyczenie dróg dojazdowych i „parkingów” dla maszyn. Należy też zawrzeć umowę, co i w jakiej kolejności ma być naprawione w celu przywrócenia ziemi do pierwotnego stanu. Warto ustalić wysokość odszkodowań. Te wszystkie elementy powinny być ustalone, zanim firma rozpocznie prace. Proponujemy zatrudnić rzeczoznawcę, który będzie wszystkiego pilnował. Nie dajmy się nabrać na teksty typu: teraz zrobimy, a potem się dogadamy. Wszystko powinno odbywać się zgodnie z ustawą. Ziemia powinna być przywrócona do stanu pierwotnego zgodnie z wytycznymi Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa. Takie postępowanie w znacznym stopniu pozwoli uniknąć problemów, z jakimi my się borykamy – na zakończenie mówi pan Marek.
Ireneusz Oleszczyński