Rolnik od lat walczy o swoje prawa
Stanisław Jasyk, rolnik z Wojciechowa (gmina Wilków, powiat namysłowski) gospodarujący z rodziną na niemal stu hektarach, na których uprawia pszenicę, rzepak i buraki, od sześciu lat walczy o swoje prawa dotyczące naprawy ciągnika wykorzystywanego w gospodarstwie.
Problem rolnika… ciągnik
Kupił go w 2012 roku. Dwa lata później, tuż przed zakończeniem okresu gwarancyjnego, zaczęły się jego kłopoty z maszyną. Ciągnik warty 274 tys. zł przepracował 1000 motogodzin.
– Od jesieni tamtego roku zaczęły się moje problemy z ciągnikiem i firmą, w której go kupiłem, choć wcześniej był już reperowany – mówi rolnik. – To już sześć lat. Dziś czuję się, jakby już nie należał do mnie.
– Ciągnik czeka na tego pana do odbioru w każdej chwili – mówi Piotr Małowiejski ze Stomil Sanok sp. z o.o. Bogucin, filia Wilków.
Jednak rolnik nie chce tego zrobić, gdyż uważa, że zostały naruszone jego prawa jako klienta, któremu z tytułu gwarancji przysługują określone korzyści
– Na początku nie chciano nawet przyjąć ciągnika zgodnie z gwarancją, jaką otrzymałem, bo tłumaczono, że przekroczony został jej termin. Ale to nieprawda, bo wcześniej był kilka razy już naprawiany w ramach gwarancji. Z Kodeksu cywilnego wynika, że czas, gdy urządzenie, produkt jest w naprawie, dolicza się do okresu gwarancji. Zmieściłem się w tym terminie. Gwarancja obejmuje czas od dostarczenia produktu, od wydania towaru, a w moim przypadku jest to od 6 września 2012 do 9 września 2014 r. I zmieściłem się w tym terminie. Ostatecznie maszyna została przyjęta do naprawy – opowiada rolnik i precyzuje: – Usterki zgłosiłem 26 sierpnia. Kolejne dwa tygodnie załatwiali w firmie części do ciągnika.
– Najbardziej zastanawiający w tej sprawie jest fakt, że do czasu końca gwarancji ciągnik, który ten pan u nas kupił, był dobry, nie był za słaby i rolnik użytkował go niemal dwa lata – rozważa Piotr Małowiejski.
Ciągnik nie spełnia parametrów gospodarza
Następne miesiące reperowania maszyny to, według rolnika, kolejne trudności w uzyskaniu przez niego właściwej usługi naprawy ciągnika, gdyż wtedy okazało się, że maszyna nie spełnia parametrów, jakie zdaniem gospodarza powinna spełniać.
– W firmie mieli wymienić starą część na nową. Wymienili na wadliwą. Chodzi o zbiornik paliwa, który został zastąpiony innym, ale z rysą na około 2–3 milimetry, a więc wadliwy, uszkodzony, zaś zgodnie z prawem części powinny być nowe i wolne od wad – wskazuje rolnik. – Linka biegu pękała co 500 motogodzin. W maszynie miała być pompa tłoczkowa, a okazało się, że jest zębatkowa. Na tym nie koniec, bo moc maszyny była określona na 163 KM, ale ciągnik tyle nie osiągał. Z dokumentów wynika, że silnik osiąga taką moc w laboratorium, a więc nie w warunkach polowych, gdzie dochodzą inne czynniki. Poszedłem więc z biegłym sądowym odebrać ciągnik po naprawie i okazało się, że nie jest to naprawione. Jak mam zatem odebrać maszynę?
Rolnik postanowił odstąpić od umowy z firmą, bo ciągnik nie był jego zdaniem naprawiony
Sprawa trafiła ostatecznie do sądu, w którym rolnikowi również nie sprzyjało szczęście.
– Ten pan dwa razy przegrał z naszą firmą procesy w sądzie. Trudno więc twierdzić, że ma rację, bo wszystko zbadał sąd i niezależni eksperci – nadmienia Piotr Małowiejski.
Sprawę sporu na linii rolnik – firma ostatecznie rozstrzygnie sąd okręgowy
Jak na razie Stanisław Jasyk zapłacił już osiem tysięcy złotych różnych kosztów sądowych, ale dalej walczy, zwrócił się do wyższej instancji – Sądu Okręgowego w Opolu.
Prawdopodobnie dopiero tam konflikt w sprawie naprawy ciągnika zostanie ostatecznie rozstrzygnięty.
– Nie mogę tego tak zostawić, bo po prostu wiem, że mam rację – uważa Stanisław Jasyk. – Sąd niższej instancji nie chciał się zająć dokumentacją maszyny, nawet jej sprawdzić, tylko ją odrzucał, choć są tam błędy. Przecież można ją sprawdzić i potem odrzucać, a nie odrzucać bez sprawdzenia.
– Żeby załatwić sprawę z korzyścią dla naszego klienta, rozwiązać problem i pójść temu panu na rękę, proponowaliśmy kilka wyjść, które były dla niego korzystne. Po pierwsze, mogliśmy odkupić ciągnik, ale oferta złożona przez naszą firmę została odrzucona. Po drugie, mogliśmy po prostu zamienić ciągnik na inny z dopłatą. I po trzecie, kierowaliśmy do tego pana innych klientów naszej firmy chcących kupić ciągnik, którzy widzą go na naszym placu. Jednak, niestety, każde z tych rozwiązań nasz klient odrzucał – opisuje Piotr Małowiejski.
Artur Kowalczyk
Fot. A. Kowalczyk