Rodzina z Karczówki prowadziła gospodarstwo rolne o powierzchni ponad 100 ha. Produkowali trzodę chlewną (ok. 380 sztuk w cyklu zamkniętym). W Karczówce zamieszkali na początku lat 80. ubiegłego wieku. Bogdan wraz z żoną pracował w kombinacie Żagań w bukaciarni. Kiedy PGR-y upadły, najpierw wydzierżawili, później wykupili gospodarstwo od Skarbu Państwa.
– Nasza wieś jest mała, liczy ok. 160 mieszkańców, dokładnie 36 numerów domów. Znamy się wszyscy. Jesteśmy jak jedna rodzina. I pomyśleć, że dzień wcześniej rozmawiałem z Bogdanem. A teraz? W najgorszych myślach nie przypuszczałem, że może wydarzyć się taka tragedia. Zginęła cała rodzina – mówi wstrząśnięty Ludwik Poliszuk, sołtys Karczówki.
Jak udało się nam ustalić z rozmów z mieszkańcami, rodzina, która padła ofiarą siarkowodoru, wszystko, co miała, zawdzięczała ciężkiej pracy. To byli bardzo pracowici i uczciwi ludzie. Jako pierwsi kończyli żniwa. Sami dorobili się świetnie wyposażonego parku maszynowego. Nigdy nikomu nie odmawiali pomocy. Gdy była potrzeba, służyli dobrą radą i pomocną dłonią.
Zgłoszenie o wypadku zostało przyjęte ok. godz. 9.40. Jako pierwsi na miejsce do Karczówki przyjechali strażacy z OSP Brzeźnica i PSP Żagań. Później dojechały zastępy z Jabłonowa i Szprotawy.
– Pierwszą ze zbiornika wyjęliśmy kobietę w wieku 57 lat. Natychmiast zaczęliśmy reanimację w celu przywrócenia jej czynności życiowych. Na miejsce tragedii zaraz po strażakach przybyły 4 karetki pogotowia. Przyleciało też pogotowie lotnicze. Po ok. 40 min reanimacji ratownicy przetransportowali nieprzytomną kobietę helikopterem do szpitala w Zielonej Górze – opowiada Andrzej Gąsecki, prezes OSP Brzeźnica.
Niestety była to jedyna osoba, którą udało się uratować. Zginęli: Bogdan (59 lat) – ojciec, Wiesław (29 lat) – syn, Grzegorz (33 lata) – syn, Urszula (30 lat) – żona Grzegorza i trzech pracowników (w wieku 17, 18 i 28 lat). W szpitalu o życie walczy 57-letnia Elżbieta, żona Bogdana i matka Wiesława i Grzegorza. Osierocone zostały dzieci (Grzegorza i Urszuli) w wieku 9 i 7 lat. Wiesław pozostawił żonę i dzieci w wieku 2, 4 i 5 lat.
Dzięki zachowaniu zimnej krwi Sławomira Wójtowicza, ich najbliższego sąsiada, nie ma więcej ofiar. Nie dopuścił, aby do szamba zbliżyła się kolejna osoba. Zatrzymał Katarzynę, żonę Wiesława i mamę trójki dzieci.
Podczas akcji ratowniczej gazami z szamba zatruli się także dwaj ratownicy medyczni i jeden strażak, którzy również trafili do szpitala.
Na zasadzie domina…
O to, w jakich okolicznościach doszło do tragicznego zdarzenia, zapytaliśmy Zbigniewa Fąfarę, rzecznika prasowego Prokuratury w Zielonej Górze.
– Najprawdopodobniej w trakcie wypompowywania szamba doszło do awarii pompy lub jej zapchania. Wówczas 59-letni gospodarz pochylił się nad zbiornikiem lub wchodził do niego w celu przesunięcia węża podającego. Przy tak dużym stężeniu siarkowodoru i wchłonięciu go, mężczyzna niemal natychmiast stracił przytomność i wpadł do środka zbiornika. Znajdujące się na terenie gospodarstwa osoby (2 synów, synowa, żona gospodarza oraz 3 pracowników) ruszyli na pomoc. Każda z wymienionych osób – tak przypuszczamy – chcąc ratować ofiarę, pochylała się nad zbiornikiem, próbując wyciągnąć ją i po wchłonięciu siarkowodoru traciła przytomność i wpadała do środka – na zasadzie domina....
Eksperci już dzień później stwierdzili, że ostateczną przyczyną śmierci wszystkich ofiar było utonięcie. Mając na uwadze okoliczności tego zdarzenia, bieg-
li dodatkowo ustalili, że zatrucie siarkowodorem (w szambie było bardzo duże jego stężenie) było czynnikiem, który w sposób decydujący miał wpływ na utonięcie.
Prokuratura poinformowała nas również, że wyciąganie wniosków co do przyczyn i okoliczności, w jakich doszło do tragedii w miejscowości Karczówka, możliwe będzie dopiero po przesłuchaniu świadków i uratowanej kobiety, która obecnie znajduje się w szpitalu.
Zbiornik na gnojowicę, do którego wpadły ofiary, jest bardzo duży. Przy wymiarach 10 × 5 × 3 m mieści do 150 m³ gnojowicy. Na miejsce zdarzenia na wezwanie prokuratury przybył Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego, który nie stwierdził nieprawidłowości w budowie szamba.
– Szambo przykryte było płytami żelbetowymi. To typowy zbiornik na gnojowicę w gospodarstwie, gdzie prowadzona jest hodowla zwierząt – powiedział nam Paweł Krzaczkowski z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budownictwa w Żaganiu.
Sytuacja kryzysowa
Zaraz po tragedii wojewoda lubuski Jerzy Ostruch uruchomił procedury związane z sytuacją kryzysową w Karczówce. Wsparcie dla rodzin, które ucierpiały podczas tragedii, obiecało udzielić Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Żaganiu. Dzieci i pozostali najbliżsi członkowie rodziny zostali otoczeni pomocą psychologiczną. Najmłodsi, którzy stracili obydwoje rodziców, w tej chwili przebywają pod opieką cioci. W opiece nad nimi pomaga również babcia ze strony ich mamy.
Na miejsce wypadku przyjechał również powiatowy lekarz weterynarii z Żagania, który po oględzinach stwierdził, że zwierzęta były w dobrym stanie. Obecnie część trzody została sprzedana, resztą zobowiązali się zaopiekować sąsiedzi i pozostali członkowie rodziny, czyli dwie córki (jedna przyjechała z Holandii, druga studiuje w Zielonej Górze) i synowa. Pomoc przy żniwach zaoferowali sąsiedzi i gospodarze z pobliskich wsi.
– Nie ma osoby, która nie chciałaby pomóc – skwitował sołtys.
Apelujemy o rozsądek!
Niech ten wypadek będzie przestrogą dla wszystkich naszych Czytelników. Niestety, najczęściej przyczyną wypadków jest zła organizacja pracy i nieprzestrzeganie podstawowych zasad BHP.
Pamiętajmy! Rutynowe wykonywanie pewnych czynności usypia w nas czujność. Sądzimy, że skoro tę samą czynność wykonywaliśmy już setki, a nawet tysiące razy, to dlaczego nie miałoby się nam to udać również kolejnym. Bagatelizujemy zagrożenia, uważamy je za przesadzone i na wyrost. Dlaczego przypominanie o środkach ochrony osobistej traktujemy jak zbędny balast? To właśnie brak czujności, rutyna i zapominanie o czającym się niebezpieczeństwie są niestety zbyt często przyczyną tragedii.
Ewelina Hahnel