
Jeśli proponowane przepisy weszłyby w życie, oznaczałyby znaczne poszerzenie praw rolniczego handlu detalicznego. Wówczas rolnicy mogliby sprzedawać wytworzone przez siebie wędliny, pierogi czy sery nie tylko na targowisku czy w swoim gospodarstwie, ale również dostarczać je do zaprzyjaźnionych sklepów czy punktów gastronomicznych.
– Skrócenie łańcucha żywnościowego stanowi szansę dla rolnictwa na zwiększenie dochodów poprzez ich dywersyfikację, co stanowi istotny czynnik – biorąc pod uwagę, że cena surowców kształtowana jest na światowych rynkach rolnych i jako Polska mamy na nią niewielki wpływ – uważa Jarosław Sachajko, poseł Kukiz’15 i szef sejmowej komisji rolnictwa.

Według posła, zmniejszenie liczby pośredników oznaczałoby, że rolnik mógłby otrzymać wyższą kwotę za swój produkt niż ta, którą oferują przetwórcy. Z kolei konsumenci zyskaliby szanse na lepszy dostęp do zdrowej i nieprzetworzonej żywności.
Parlamentarzysta podkreśla, że pod tym względem Polska pozostała w tyle za Europą Zachodnią. Podają przy tym przykład Austrii, gdzie żywność wytworzoną przez rolnika można kupić w lokalnych restauracjach czy stacjach benzynowych, a we Francji czy w Niemczech w przydrożnym sklepiku.
– Każdy z nas chciałby, wchodząc do lokalnego sklepu, kupić dżem, który składa się z owoców, a nie sztucznych barwników, albo aby dzieci w szkole mogły zjeść zupę pomidorową z pomidorów wyhodowanych w sąsiedniej miejscowości, nie importowanych z Hiszpanii – przekonuje Sachajko.
Polityk jednocześnie krytykuje obecnie obowiązujące prawo. Według niego, konsument, aby nabyć żywność prosto od rolnika musi albo w konkretny dzień udać się na targ, albo pojechać do gospodarstwa rolnika.
Pytanie tylko czy projekt zmian w ustawie poprze większość w Sejmie? Niekoniecznie, ponieważ podczas prac nad ustawą o rolniczym handlu detalicznym podobne poprawki nie zyskały akceptacji całego parlamentu. pm