Jeśli proponowane przepisy weszłyby w życie, oznaczałyby znaczne poszerzenie praw rolniczego handlu detalicznego. Wówczas rolnicy mogliby sprzedawać wytworzone przez siebie wędliny, pierogi czy sery nie tylko na targowisku czy w swoim gospodarstwie, ale również dostarczać je do zaprzyjaźnionych sklepów czy punktów gastronomicznych.
Według posła, zmniejszenie liczby pośredników oznaczałoby, że rolnik mógłby otrzymać wyższą kwotę za swój produkt niż ta, którą oferują przetwórcy. Z kolei konsumenci zyskaliby szanse na lepszy dostęp do zdrowej i nieprzetworzonej żywności.
Parlamentarzysta podkreśla, że pod tym względem Polska pozostała w tyle za Europą Zachodnią. Podają przy tym przykład Austrii, gdzie żywność wytworzoną przez rolnika można kupić w lokalnych restauracjach czy stacjach benzynowych, a we Francji czy w Niemczech w przydrożnym sklepiku.
– Każdy z nas chciałby, wchodząc do lokalnego sklepu, kupić dżem, który składa się z owoców, a nie sztucznych barwników, albo aby dzieci w szkole mogły zjeść zupę pomidorową z pomidorów wyhodowanych w sąsiedniej miejscowości, nie importowanych z Hiszpanii – przekonuje Sachajko.
Polityk jednocześnie krytykuje obecnie obowiązujące prawo. Według niego, konsument, aby nabyć żywność prosto od rolnika musi albo w konkretny dzień udać się na targ, albo pojechać do gospodarstwa rolnika.
Pytanie tylko czy projekt zmian w ustawie poprze większość w Sejmie? Niekoniecznie, ponieważ podczas prac nad ustawą o rolniczym handlu detalicznym podobne poprawki nie zyskały akceptacji całego parlamentu. pm