Energetyka prosumencka nie chce "zjeść" dużej energetyki, zajmie ten obszar, gdzie duża energetyka nie wchodzi, bo jej się nie opłaca - podkreślał Sekretarz Społecznej Rady ds. Zrównoważonego Rozwoju Energetyki prof. Krzysztof Żmijewski, który otworzył debatę "Rozproszone źródła energii a tradycyjna energetyka: rywalizacja czy współpraca".
Jak wskazywał, o ile jakość energii elektrycznej w polskich miastach dorównuje już europejskiej, to na wsi jest dużo niższa. Według profesora z powodów finansowych i logistycznych nie da się jej poprawić w sposób klasyczny - budując i remontując sieć, choćby z powodu niskiej rentowności takich inwestycji. Znacznie szybszym rozwiązaniem niż modernizacja za dziesiątki mld zł sieci dystrybucyjnych na wsi jest uruchomienie programu rozwoju energetyki niskoemisyjnej na obszarach wiejskich, który wcale nie wymaga wielkich nakładów - przekonywał Żmijewski.
Jego zdaniem, na świecie widać już rozwiązanie tego problemu, czyli rozwój na wsi energetyki obywatelskiej. Żmijewski wskazywał, że docelowo energia produkowana przez źródła systemowe powinna trafiać do przemysłu i dużych miast, a na wsi i przedmieściach powinno się ją czerpać od prosumentów, spółdzielni energetycznych itp.
Na dowód rozwoju sytuacji w takim kierunku Żmijewski przytoczył dane o problemach europejskiej tradycyjnej energetyki, gdzie spadek mocy w źródłach węglowych i gazowych wyniósł w ostatnich latach 50 GW, wycena majątku trwałego spółek energetycznych spadła o ok. 50 bln euro, spadek wytwarzania w latach 2010-2013 w elektrowniach na gaz i węgiel wyniósł 30 proc, a rating obniżono średnio z poziomu A+ do BBB+, co oznacza wzrost kosztów kredytu.
Minister rolnictwa Marek Sawicki przyznał, że jakość energii elektrycznej na wsi jest fatalna i powoduje liczne problemy. Zauważył jednocześnie, że kluczem będzie samoorganizacja, z którą - jak przyznał - na polskiej wsi jest słabo. Budowanie źródeł rozproszonych tylko dla jednego konsumenta nie zawsze się opłaca, ale warto się zastanawiać nad budową wspólnego dla kilkunastu. Dlatego jednak rolnicy powinni się organizować - stwierdził.
Prezes BOŚ Mariusz Klimczak zwrócił z kolei uwagę na bardzo niski stopień wiedzy nt. rozproszonych źródeł. "Ostatnio robiliśmy badania rynku i 98 proc. respondentów nie miało pojęcia, kto to jest prosument, co to jest energetyka rozproszona itp. Jednak aż 15 proc. rolników ma w tej kwestii jakieś rozeznanie" - zaznaczył. Jak ocenił, w związku z wyższym poziomem wiedzy rolnicy są naturalnym segmentem beneficjentów rozproszonych źródeł. Według Klimaczaka, w ciągu 10-15 lat tradycyjny rynek energii straci rację bytu, a wraz ze wzrostem świadomości społecznej, będzie rosnąć zainteresowanie małymi źródłami energii.
Andrzej Kuchciak z PGE Dystrybucja w Lublinie, zapewniając, że dystrybutorzy energii wcale nie odnoszą się niechętnie do przyłączania rozproszonych źródeł zauważył, że w lubelskiem tylko 48 na 2013 gmin ma założenia planów zaopatrzenia w energię elektryczną i ciepło, a to te właśnie plany są podstawą do planów rozwoju dystrybutora. Skoro ich nie ma, to pewne założenia musimy robić w "ciemno" - zaznaczył.
Z kolei wiceprezes ARiMR Jarosław Wojtowicz poinformował, że Agencja pracuje nad pilotażowym programem energetyki rozproszonej dla kilkunastu gmin, obejmującym np. zakładanie spółdzielni prosumenckich. Wyjaśnił, że do dyspozycji są jeszcze środki z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007-2013. Natomiast w perspektywie budżetowej UE na lata 2014-2020 kosztami kwalifikowanymi przy modernizacji gospodarstw, inwestycji w przetwórstwo itp. będą urządzenia do wytwarzania energii. Sama instalacja będzie więc mogła być wsparta - podkreślił Wojtowicz.
(PAP)