„Słuchacz pyta: Czy to prawda, że w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają Mercedesy? Radio odpowiada: Prawda, ale z małymi poprawkami: nie w Moskwie tylko w Leningradzie (dziś Petersburgu), nie Mercedesy tylko rowery i nie rozdają tylko kradną”.
Nie ma mowy o żadnym łagodzeniu embarga, a jedynie bardzo niewielkim uchyleniu furtki. Tyle mięsa i warzyw wwiezionych na teren Rosji z krajów UE ich inspekcja wykrywa i niszczy w ciągu tygodnia. Niedawno znalazła 21 ton polskiej wieprzowiny.
Rosjanie nie w ciemię bici, wykorzystują embargo, aby rozwijać własne rolnictwo. Bezpieczeństwo żywnościowe to dziś dla tego kraju sprawa kluczowa. Usłyszał to niedawno od Aleksandra Tkaczowa niemiecki minister rolnictwa, który przyleciał na rozmowy do Moskwy pod koniec lipca. Mimo tego Kristian Schmidt nie poddaje się. Choć embarga nie zniesiono, Rosjanie i Niemcy uzgodnili, że reaktywują działalność grupy wysokiego szczebla do spraw rolnictwa.
W Rosji pojawił się także turecki wiceminister rolnictwa i usłyszał to samo co Niemiec. Na zniesieniu sankcji w handlu z Turcją nie mogą stracić rosyjscy rolnicy, którzy w związku z ich wprowadzeniem zwiększyli produkcję. Może się to zmienić po spotkaniu prezydenta Turcji z Putinem.
Rosyjski rząd przedstawił plan osiągnięcia całkowitej samowystarczalności żywnościowej do 2020 r. W ciągu nadchodzących trzech lat Rosjanie chcą w rolnictwo zainwestować 1 bilion rubli, czyli 50 miliardów złotych. Do końca 2015 r. wpompowali w produkcję i przetwórstwo żywności 1,5 biliona rubli (75 mld zł). Czy rosyjski rząd osiągnie swój cel, i jak mówił niedawno Aleksander Tkaczow, rosyjskie jabłko stanie się tak znaną marką w krajach byłego ZSRR jak polskie jabłko? Na razie brzmi to mało realistycznie. W mleczarstwie proces osiągnięcia samowystarczalności na pewno potrwa znacznie dłużej.
Przykład zbóż, z których produkcją i zbiorem Związek Radziecki nie radził sobie w ogóle, a Rosja stała się ich znaczącym eksporterem (zbiera ok. 100 mln ton ziarna), pokazuje, że zmiana jest możliwa, choć nie nastąpi szybko. Rosjanie będą pewnie nadal importować żywność ekskluzywną (ostrygi, drogie sery i wędliny). Zrozumieli jednak, że embargo to dla nich nie tylko problem, ale i szansa na uniezależnienie się od importu żywności, co w dzisiejszych niebezpiecznych czasach jest bardzo ważne. Powrót na tamtejszy rynek polskich wędlin, serów i jabłek będzie bardzo trudny.
Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki