Przypomnijmy, że w ubiegłym roku dziki zbuchtowały plantację ziemniaków, grykę i pszenżyto należące do Marka Nicponia. Najbardziej zniszczyły plantację ziemniaków wczesnych i średnio późnych, która zajmowała łącznie 2,4 ha. Myśliwi pole ziemniaków chcieli wziąć w dzierżawę, jako żerowisko dla zwierząt za 1500 zł. Na 1,1 ha pszenżyta rolnik straty oszacował na 60%. Koło łowieckie proponowało równowartość kwintala ziarna. Myśliwi stwierdzili, że pszenżyto marnie wygląda z powodu pleśni pośniegowej (ziarno było zaprawionym kwalifikatem). Domagali się też, aby rolnik podpisał protokół szacowania „in blanco”, to znaczy bez żadnych wyliczeń dotyczących szkody. Chcieli też oświadczenia, że zrzeka się innych roszczeń. Nicpoń odmówił i sprawę skierował do sądu, swoje straty oszacował na 6000 zł. Sąd powołał biegłą, która oceniła, że rolnikowi należy się 1467 zł odszkodowania. Z tą opinią nie zgodził się nasz Czytelnik, więc sąd powołał kolejnego biegłego, którego zdaniem odszkodowanie powinno wynieść 5211 zł. We wtorek 5 grudnia biegli spotkali się w sądzie.
Na sali rozpraw stawili się także powód: Marek Nicpoń wraz z pełnomocnikiem oraz w imieniu pozwanego Koła Prawidłowego Łowiectwa w Częstochowie, prezes i wiceprezes zarządu wraz z adwokatem oraz dwóch świadków.
Pole bez redlin
Jako pierwszy zeznania złożył członek izby rolniczej rady powiatu pajęczańskiego, który w swoich zeznaniach opisał jak został poproszony przez powoda do uczestniczenia w oszacowaniu strat wyrządzonych przez dziki w uprawie ziemniaków.
– Po przybyciu na miejsce stwierdziłem, że niemal cały obsadzony ziemniakami areał został zbuchtowany przez dziki. Pozostał jedynie kawałek o powierzchni pół ara, może ara. Ponieważ jestem praktykującym rolnikiem i biorę udział w szacowaniu strat, nie miałem wątpliwości, że zniszczeń dokonały dziki. Na polu praktycznie nie było widać redlin, a ziemniaki były porośnięte, tak jakby z tych, które pozostały wyrosły nowe. Przy drodze pozostało kilka nieuszkodzonych redlin. Na tym kawałku wyznaczone zostały 3 miejsca o powierzchni 1 m2 z których wykopane zostały ziemniaki. Każda z prób zawierała od 3 do 4 kg po ich przesortowaniu okazało się, że plon handlowy wynosi ok. 2,5 kg. Wszystkie zebrane dane zostały zapisane, a powstały dokument podpisany przez osoby uczestniczące w pobieraniu prób. Uczestniczył w nich jeszcze sąsiad pana Marka oraz jego córka.
- Marek Nicpoń (z prawej) z adwokatem Piotrem Matusiakiem
Odpowiadając na pytanie pełnomocnika powoda czy uprawa była prowadzona w dobrej czy złej kulturze, świadek stwierdził, że trudno to ocenić ponieważ uprawa była zniszczona niemal w 100%. Niezniszczony kawałek jego zdaniem, znajdował się w normalnej kulturze.
Powód wskazał, że czynności z udziałem świadka miały miejsce na działkach o numerach 619 i 620 i dotyczyły odmiany „Aster”.
Świadek następnie odpowiedział na pytanie zastępcy prezesa koła łowieckiego dotyczące, na jakiej podstawie stwierdził, że szkody wyrządziły dziki.
– W ziemniakach po szkodzie całkowitej występuje zachwaszczenie wtórne. Jeżeli wierzchnia warstwa jest zryta przez dziki, środki ochrony roślin przestają działać, bo dostaje się powietrze. Tak samo dzieje się na dobrze prowadzonych plantacjach, gdy środki przestają działać, mają bowiem określony czas działania.
Następnie głos zabrał drugi świadek, który posiada pola w pobliżu zniszczonej działki i często obok niej przejeżdża jadąc na swoje pola. Również on uczestniczył w pomiarach.
– Szacowanie odbyło się pod koniec października 2016 r. Wspólnie wyznaczyliśmy losowo 3 miejsca o powierzchni 1 m2 każde zostało oznaczone tyczkami. Po wykopaniu i zważeniu ziemniaków stwierdziliśmy, że z każdej próbki pozyskano ok. 4 kg. Poza niespełna arowym kawałkiem, reszta była bardzo zniszczona, wyryta.
Odpowiadając na pytanie pełnomocnika powoda świadek zeznał, że jego zdaniem plantacja ziemniaków była prowadzona w bardzo dobrej kulturze, była zadbana, a chwasty pojawiły się po przeryciu ziemi przez dziki.
Pełnomocnik pozwanego zapytał świadka czy ktoś jeszcze uczestniczył w szacowaniu?
– Oprócz mnie obecny był jeszcze członek izby rolniczej, córka i syn pana Marka. Nie pamiętam, by było mówione, że ma przyjechać ktoś z koła łowieckiego.
Pełnomocnik powoda złożył do akt wydruk wiadomości e-mail pozwalający ustalić, że strona pozwana była o tej czynności zawiadomiona i świadomie nie wzięła w niej udziału. Wiadomości adresowane były do koła łowieckiego oraz biegłej.
Pojedynek biegłych
Sąd postanowił dopuścić dowód z uzupełniających ustnych opinii biegłych sądowych. W tym celu miejsce dla świadków zajął biegły.
– Szacowaniem szkód zajmuję się od co najmniej 15 lat. Każda szkoda powinna być szacowana w ten sposób, że w terenie zostaje wyznaczony obszar nieuszkodzony. Z tego obszaru należy pobrać istotne parametry, czyli obsadę, wagę. W tym przypadku należało także sprawdzić rozłożenie frakcyjne, czyli podział na handlowe-paszowe, uszkodzone-nieuszkodzone. Wszystko musi się opierać na jednym z góry obranym i niezmiennym kluczu. Z tego względu, że jeżeli będziemy wybierać miejsca przypadkowe, to nasz wynik nie będzie oparty na zasadach rachunku prawdopodobieństwa.
Następnie biegły przeanalizował dostępne dane dotyczące obsady, strat, braków, plonów, kosztów. Wziął pod uwagę fakt, że uprawa ziemniaków wczesnych wskazuje, że jest to rolnictwo ekstensywne, ponieważ nie jest nastawione na ilość tylko na jakość. Zakłada się wówczas, że osiągnie ona niewielki plon w wysokości 10–15 ton z ha, ale za to sprzeda się go 2–3 razy drożej.
- Uprawa ziemniaków zniszczona przez dziki
Biegły zwrócił też uwagę na nieponiesione koszty, które powinny być odniesione do konkretnej szkody. W tym przypadku powinny być obniżone koszty transportu, ponieważ tych powód nie poniósł. Niebagatelnym, w przypadku wczesnych ziemniaków, kosztem jest ich konfekcjonowanie czyli workowanie, które oszacował na 300–400 zł.
Zdaniem eksperta, szkoda powstała w momencie formowania stolonów, czyli zawiązków ziemniaków. Dziki żerują właśnie na tych zawiązkach ziemniaków, bo dojrzałe niezbyt interesują dziki. Jest to pierwsza dostępna na przednówku baza pokarmowa. Szkoda polega nie tyle na zjedzeniu, co na poderwaniu systemu korzeniowego młodej rośliny. System korzeniowy jest trudny do odtworzenia i mimo że istnieje krzak, to jest też ekonomiczny powód, żeby nie zbierać tych ziemniaków.
Specjalista poinformował zastępcę prezesa koła, że jeżeli została stwierdzona szkoda i jej procent zredukowania na etapie wstępnego szacowania to na późniejszym etapie ona nie znika. Dodał, że przy szacowaniu szkody nie należy uwzględniać tylko tych rozporządzeń, na których bazują koła łowieckie, ale trzeba pamiętać, że jest też kodeks postępowania cywilnego.
Biegły zakwestionował prawidłowość szacowania szkód przez biegłą w październiku 2016 r. Stwierdził, że próby z obszaru nienaruszonego i zbuchtowanego nie zostały pobrane, zmierzone i porównane zgodnie z obowiązującymi zasadami. Szkody w ziemniakach, choć pomniejszone o tzw. koszty nieponiesione, oszacował łącznie na 4478,85 zł.
Rzeczywista wartość szkody
Następnie miejsce dla świadków zajęła biegła, która w swojej wypowiedzi podtrzymała wnioski zawarte w swojej opinii.
– Uważam, że mój tok rozumowania był logiczny, ponieważ punktem wyjścia był protokół z maja, kiedy to została zgłoszona ostateczna szkoda i strony sporządziły protokół. W odniesieniu do działek o nr. 619 i 620 mieliśmy powierzchnię uprawy określoną na 40 arów, a zniszczoną na 0,29 ha. Moją rolą było określenie procentu zniszczenia na tym pozostawionym do 5 października obszarze. Poprzez doświadczenie doszłam do wniosku, że straty na tym areale wyniosły 31,39 %.
Następnie odniosła się do problemu związanego z tym czy odliczać koszty zbiorów.
– Odszkodowanie winno odpowiadać rzeczywistej wartości szkody. Mamy tu szkodę w postaci utraconych pożytków. Nie tylko rozporządzenie w przedmiocie szacowania szkód rolniczych, ale także ustawa o gospodarce nieruchomościami wskazuje, że należy uwzględnić koszt zbioru. Gdyby szkody nie było, to powód musiał ponieść te koszty. Jego dochód to przychód pomniejszony o wszystkie koszty agrotechniczne poniesione na wytworzenie produktu.
Następnie głos zabrał pełnomocnik powoda.
– Jeśli powód nie zgadzał się z ustaleniami, to nic nie stało na przeszkodzie, żeby pozwany przekazał kwotę przez siebie ustaloną, jak to uczynił w trakcie postępowania. Przypomnę, że uczynił to tylko dlatego, gdyż sąd zadał pytanie, dlaczego, pomimo uznania powództwa, kwota do tej pory nie została zapłacona? Powód nie zgadzał się z ustaleniami, ponieważ dokumenty, które mu przedstawiono były dokumentami in blanco, co jest oczywiste, ponieważ podczas szacowania strat nikt nie operował ani komputerem ani drukarką.
W dalszej kolejności pełnomocnik powoda oświadczył, że za szkodę łowiecką nie może być uznana tylko szkoda, która została spowodowana bezpośrednio przez zwierzynę łowną, powołując się na art. 361 kc.
– W mojej ocenie omawiana szkoda łowiecka powinna wynosić 100%. Wniosę o zasądzenie kosztów wedle norm przepisanych oraz kosztów zastępstwa procesowego wedle stawki 1,5-krotności stawki minimalnej oraz zarządzenie kosztów dojazdów wedle zestawienia, które składam do akt sprawy.
Zastępca prezesa koła łowieckiego powiedział, że protokół powstał na polu po zgłoszeniu szkody, co jest poparte dokumentacją fotograficzną. Wskazał jednocześnie, że 6 redlin w ogóle nie było brane pod uwagę ponieważ nie było tam szkody, na co wskazał powód.
Powód zripostował mówiąc, że takich informacji pozwanemu nie przekazywał. Wskazał też, że cały czas jest mowa o powierzchni uszkodzonej wynoszącej 0,29 ha. Dodał, że nie zgadza się z opinią biegłej w całości. Jego pełnomocnik złożył do akt sprawy wyraźną fotografię, na której widać, że część uprawy nie została zniszczona.
Marek Nicpoń poinformował sąd, że zdjęcie przedstawia fragment pola przy drodze. Następnie głos zabrał wiceprezes koła, który odniósł się do kwestii zapłaty.
– Należy pamiętać, że pozwany płaci tylko i wyłącznie za powierzchnię uszkodzoną, natomiast to czy rolnik resztę zbierze czy nie to jest jego prywatna sprawa.
Kiedy finał?
Sędzia stwierdził, że wobec oświadczeń stron dotyczących różnej powierzchni uszkodzonej uprawy, widzi konieczność uzupełnienia materiału dowodowego. W związku z tym sąd postanowił odroczyć rozprawę do 28 grudnia 2017 r.
Trwająca ponad trzy i pół godziny sprawa nie przyniosła po raz kolejny rozstrzygnięcia. Marek Nicpoń nie traci jednak nadziei, mimo wielu zastrzeżeń do szacunków biegłej, liczy, że na kolejnej do niego dojdzie.
Ireneusz Oleszczyński