Czy strach, jaki towarzyszy kolejnemu wybuchowi epidemii eboli, jest proporcjonalny do zagrożenia? Czy stało się tak dlatego, że wirus był bohaterem kilku książek i filmów sensacyjnych wyprodukowanych w Hollywood? Czy zadziałał mechanizm narastania zbiorowej psychozy jak w przypadku BSE i grypy (zarówno ptasiej, jak i świńskiej). W takiej sytuacji politycy chcąc nie chcąc muszą zareagować na panikę, jaką budzą alarmistyczne doniesienia o kolejnych przypadkach choroby w Stanach Zjednoczonych czy Hiszpanii. Mniej ważne jest, że przypadki choroby poza Afryką można policzyć na palcach jednej ręki.
Nie twierdzę, że zagrożenie trzeba lekceważyć. Trzeba z nim skutecznie walczyć, ale dlaczego kosztem rolników? Zwłaszcza że przy okazji poprzednich „epidemii” działy się różne cuda. Zacznijmy od BSE. Efektem tej choroby jest rozwój uprawy soi w Stanach Zjednoczonych i Ameryce Południowej. To dziwne, że nikt nie mierzy ile amazońskiej dżungli wycięto pod soję. Unijne instytucje już dawno stwierdziły, że krzyżowe wykorzystanie mączek mięsno-kostnych (ze świń i drobiu) nie zagraża życiu i zdrowiu zwierząt oraz ludzi. Mimo tego nadal jesteśmy zdani na soję.
Producenci broilerów ponieśli straty, gdy w Europie „szalała” ptasia grypa, bo ludzie pod wpływem informacji z mediów, przestali kupować udka i filety. Gdy nadeszła grypa świńska było gorzej. Rzecznik praw obywatelskich chciał pozwać rząd do sądu, bo polska minister zdrowia nie kupiła szczepionek. Pod naciskiem mediów i lobbystów rządy w Europie Zachodniej wydawały setki milionów euro na szczepionki, które następnie trafiły do pieca. Nie było z nimi co zrobić. Ludzie nie chcieli się szczepić.
Czy dziś nie jesteśmy świadkami podobnych manipulacji? Na pewno mamy panikę. Tajemniczy wirus z Czarnego Lądu doskonale nadaje się do straszenia. Szkoda, że za tę panikę zapłacą rolnicy z całej Europy. Pieniądze na walkę z ebolą uszczuplą budżet na działania kryzysowe. Na cały 2015 r. zostanie 89 mln euro. Jeśli przydarzy się jakaś klęska żywiołowa, ASF zawędruje w głąb Unii, to niemal cała odpowiedzialność za likwidację skutków spadnie na poszczególne kraje. To jasne, że w lepszej sytuacji będą kraje bogatsze. Tam rolnicy szybciej wykaraskają się z kłopotów.
Paweł Kuroczycki