Kazimierz Korpal we wsi Wierzchlas w powiecie wieluńskim prowadzi gospodarstwo rolne od lat specjalizujące się w hodowli opasów. Łącznie z dzierżawami gospodaruje na 32 ha gruntów ornych. Na tym areale uprawia ok. 8 ha kukurydzy na kiszonkę oraz podstawowe zboża. Łącznie z dzierżawami wykorzystuje również 15 ha łąk.
– Kilka lat temu posiadałem stado bydła rasy limousine, niestety musiałem je zlikwidować ponieważ dziki zniszczyły wykorzystywane przeze mnie łąki. To spowodowało, że nie byłem w stanie zgromadzić odpowiedniej ilości paszy. Po pewnym czasie wróciłem do hodowli opasów, teraz jednak kupuję byczki ras mlecznych – wyjaśnia gospodarz. – Dziś znów nie wiem, czy będę miał możliwość zgromadzenia odpowiedniej ilości paszy. W tym roku dziki już dwukrotnie zniszczyły 4-hektarowe pole obsiane kukurydzą – dodaje hodowca.
Problem od dekady
Problemy z dzikami nasz rozmówca ma od niemal 10 lat, o zniszczonych łąkach pisaliśmy już na łamach „Tygodnika Poradnika Rolniczego”. W b.r. problem pojawił się tuż po zasiewie kukurydzy.
– W piątek 4 maja zasiałem kukurydzę na fragmencie (ok. 1,5 ha) 4-hektarowego pola. W sobotę nie byłem w polu, ponieważ miałem klacz na wyźrebieniu. W pole, z chęcią obsiania pozostałego 2,5-hektarowego fragmentu, pojechałem w poniedziałek 7 maja. Moim oczom ukazał się całkowicie zniszczony przez dziki, obsiany fragment. Skontaktowałem się z kołem łowieckim i poinformowałem o szkodzie. Poprosiłem też, aby w jakiś sposób zabezpieczyli zasianą na 2,5 ha kukurydzę. Ustaliliśmy, że myśliwi będą pilnować uprawy. I faktycznie w nocy z poniedziałku na wtorek ktoś uprawy pilnował, ponieważ we wtorek pojechałem na „kontrolę” i zastałem pole niezniszczone. Gdy w czwartek byłem na polu, zobaczyłem zniszczony hektar uprawy z drugiego siewu. Zadzwoniłem do łowczego i poinformowałem go o szkodzie, zapytałem też dlaczego zgodnie z umową nie pilnowali pola? Następnie pojechałem do starostwa i złożyłem pismo, w którym zwróciłem się z prośbą do starosty o wyegzekwowanie od Koła Łowieckiego „Odyniec” utrzymania właściwego stanu pogłowia dzików. Uprawa kukurydzy na moich działkach została zniszczona w 100 proc. Po oszacowaniu strat zasiałem ją powtórnie. Koło zadeklarowało ochronę uprawy. Pomimo tego 15. maja dziki zniszczyły ok. 1 ha kukurydzy...
- Niemal codziennie pojawiają się kolejne ślady niszczenia zasianej kukurydzy
Pierwsze oględziny
– 9 maja doszło do szacowania strat. W oględzinach udział wzięli przedstawiciel gminy Wierzchlas, przedstawiciel koła łowieckiego oraz ja. Sporządzono protokół, w którym czytamy, że szkoda na areale 4 ha wyrządzona została przez dziki, a straty wynoszą 100%. Ustalono również wysokość odszkodowania na kwotę 2600 zł – mówi hodowca.
Pan Kazimierz 13 maja ponownie obsiał pole kukurydzą licząc, że tym razem będzie pilnowane. Nic z tego, w kolejnych dniach dziki dokonały zniszczeń na całym areale. 16 maja rolnik ponownie zgłosił szkodę w urzędzie gminy oraz w kole łowieckim. Zdaniem Kazimierza Korpala tym razem oprócz kosztów zakupu nasion i siewu dojdą koszty uprawy ziemi pod uprawę. Wcześniej udało się posiać kukurydzę w istniejących rzędach.
Skontaktowaliśmy się z Rafałem Pakułą – przedstawicielem Koła Łowieckiego „Odyniec” i poprosiliśmy go o komentarz.
– Obecnie szkody wyrządzane przez dziki dotyczą jedynie kukurydzy na polach Kazimierza Korpala. Prowadzimy ochronę tej uprawy, koledzy myśliwi, według grafiku, co noc dozorują. W sąsiedniej miejscowości też uprawiana jest kukurydza, ale tam już wzeszła i przestała być atrakcyjna dla zwierząt – najgorsze są pierwsze dwa tygodnie po siewie. Dobrze by było, gdyby rolnik wyszedł z propozycją, że kupi siatkę ogrodzeniową, a my słupki lub odwrotnie i żebyśmy ogrodzili uprawy. Uważam, że warto nawiązać współpracę na linii rolnicy–myśliwi, a nie wyłącznie obarczać winą koło. Chciałbym się też zwrócić z apelem do rolników, by informowali koło o swoich zasiewach. Wtedy od samego początku moglibyśmy uprawę chronić przed dzikami.
Przed 3 zasiewem
– Przed trzecim zasiewem kukurydzy będę musiał przygotować pole pod uprawę, chwasty są na tyle duże, że kukurydza, nawet jeśli wzejdzie, będzie miała utrudniony wzrost. Ponadto nawóz rozsiany był pasowo, a więc w rzędy. Nie wiadomo czy uda mi się wysiać kukurydzę w te same rzędy, jeśli nie, to dojdzie koszt ponownego zastosowania nawozu. Szacuję straty na 5 tys. zł – mówi pan Kazimierz.
22 maja doszło do szacowania strat. Na polu spotkali się właściciel pola, sołtys Wiechlasu oraz przedstawiciel koła łowieckiego. Niestety szacowanie szkody nie zakończyło się spisaniem protokołu. Powód? Rozbieżność zdań w ocenie stanu uprawy kukurydzy.
- Kazimierz Korpal
– Nie zgodziłem się z oceną uprawy, jaką zaproponował przedstawiciel koła. Jego zdaniem uprawa została zniszczona w 50%. Jak można było uznać, że uprawa, na której znajdują się niezniszczone fragmenty rozrzucone na 4 ha, nadaje się do dalszego prowadzenia? Nie wiem co teraz zrobię, na pewno nie odpuszczę. Niestety, nie mogę wejść teraz w pole, żeby je przygotować i ponownie zasiać kukurydzę, nie ma bowiem sporządzonego protokołu. Przedstawiciel koła podtrzymywał, że uprawa jest pilnowana. Moim zdaniem nie była, ponieważ w pobliżu wystawionych ambon pojawiły się kolejne ślady rycia – opowiada zdenerwowany rolnik.
Rolnik uważa, że przedstawiciel koła po raz kolejny mija się z prawdą mówiąc o ochronie uprawy.
W bardzo krótkiej rozmowie telefonicznej gospodarz Koła Łowieckiego „Odyniec” poinformował naszą redakcję, że sołtys nie potrafił sporządzić protokołu z szacowania strat przy rozbieżnych zdaniach dwóch stron.
– Podczas szacowania strat ja i właściciel uprawy mieliśmy odmienne zdanie dotyczące zniszczeń, a sołtys nie był w stanie tego zapisać. Teraz gmina musi wyznaczyć kogoś innego do szacowania szkód.
Kazimierz Korpal jest zawiedziony nie tylko szacowaniem, ale też faktem, że mimo zapowiedzi koło nie wywiązało się z obietnicy pilnowania uprawy.
– Podczas jednej z rozmów z członkami koła łowieckiego powiedziałem, że jeśli nie uda się uchronić uprawy kukurydzy, to będę się domagał od koła nie tylko odszkodowania za nasiona czy wykonane prace polowe, ale również za utracone dochody. Brak odpowiedniej ilości pasz spowoduje, że będę musiał sprzedać opasy przed osiągnięciem wagi ubojowej, a więc poniosę kolejne straty. To z kolei wpłynie na brak środków na zakup kolejnej partii byczków do opasu, czekać mnie więc mogą ciężkie czasy – mówi hodowca.
Ireneusz Oleszczyński