Do jesieni 2019 r. ze spółką wszystko było w porządku. Sprawozdania finansowe nie wzbudzały zastrzeżeń. Firma była rentowna i dobrze płaciła za zboże. Nagle przestała, a zboże zniknęło. Co się z nim stało?
– We wszystkich materiałach pada stwierdzenie, że ziarno zniknęło. To nieprawda. Ziarno nie zniknęło. Zostało wywiezione przez firmę, której zboże zostało sprzedane. Nikt z nas więc nie powie, że ziarno zniknęło. Sytuacja jest taka, że Ziarno nie ma pieniędzy, aby zapłacić rolnikom. Nie twierdzimy, że ktoś lub coś zjadło to ziarno lub ono nagle zniknęło. Mamy podejrzenia, a nawet dowody na to, że spółka Ziarno padła ofiarą zaplanowanych działań, które doprowadziły do tego, że straciliśmy ogromną sumę. Dlatego złożyliśmy dwa doniesienia do prokuratury. Pierwsze na firmę, z którą współpracowaliśmy, a drugie między innymi na dwóch naszych byłych pracowników. Dla dobra toczącej się sprawy nie mogę ujawnić nazwisk.
Dlaczego dopiero teraz wskazujecie potencjalnie odpowiedzialnych za utratę, jak się okazuje, nie zboża, a pieniędzy?
– Policja i prokuratura zabezpieczyły nasze dokumenty. Jest to sto sześćdziesiąt segregatorów, w których znajduje się między innymi piętnaście tysięcy faktur – tylko z jednego roku. Za każdym razem, kiedy potrzebujemy jakieś materiały, musimy dzwonić na policję i prosić o dostęp do nich. Odnalezienie dowodów wyjaśniających zaistniałą w spółce sytuację wymagało spędzenia wielu dni na komisariacie po osiem godzin dziennie. Ustalenie tego, co się właściwie stało, przy ograniczonym dostępie do materiałów było trudne. W dokumentach pozornie wszystko wygląda w porządku. Odkryliśmy mechanizm, który powodował, że pieniądze Ziarna trafiły na prywatne konto. Musieliśmy przeanalizować dużo spraw, które się u nas wydarzyły.
W takim razie gdzie jest 35 mln zł, które Ziarno powinno wypłacić rolnikom?
– Nim odpowiem, najpierw muszę wyjaśnić, jaki był schemat organizacyjny spółki. Prezesem zarządu był i nadal jest Stefan Kowalski, prywatnie mój ojciec. On, jak i pozostali członkowie naszej rodziny, nie pobierali wynagrodzenia. Ich rola sprowadzała się do reprezentowania firmy. Doglądali tej firmy. Przecież na co dzień prowadzili własne gospodarstwa. Tata zaufał więc swoim pracownikom. Realną działalność operacyjną powierzył innym. Ojciec nie podejmował bezpośrednich decyzji o sprzedaży zboża. W firmie był od tego pion handlowy. Odpowiadał za sprzedaż i wystawianie faktur. Tata był na miejscu, prowadził swoje biuro, ale nie był na bieżąco we wszystkich sprawach. Ziarno współpracowało z kilkoma firmami, którym sprzedawało duże ilości zboża. Z czasem wymiana handlowa była zawężana i ograniczyła się tylko do jednej spółki, co było skutkiem jednoosobowej decyzji kierownika działu handlowego, o której nikt z zarządu nie został poinformowany. Na walnym zebraniu udziałowców za rok 2018 jeden z dyrektorów zapytał pion handlowy o to, dlaczego handlujemy wyłącznie z jedną firmą. Przecież to może być zagrożenie dla bezpieczeństwa Ziarna. Na interwencję prezesa zarządu pion handlowy poinformował, że to wynika ze wzajemnych relacji i sprzedaży nie tylko zboża, ale także nawozów i innych środków. Zapewnił nas, że jest to zupełnie bezpieczne. Jak się potem okazało, byliśmy wprowadzani w błąd. Dział handlowy robił to do samego końca, nawet kiedy we wrześniu 2019 r. dzwonili rozwścieczeni rolnicy z pytaniem o swoje pieniądze.
To co się z nimi stało?
– Zbadaliśmy trzy ostatnie lata działalności Ziarna. Mechanizm był prosty. Zboże było sprzedawane do jednej z firm. Przez kilka lat przelewała na konto Ziarna niepełne kwoty. Od razu dostawaliśmy 80–90% ustalonej kwoty. Reszta była odroczona. Tylko że nigdy reszta do Ziarna nie była przelewana. Pion handlowy odpowiedzialny za wystawianie faktur wystawiał faktury korygujące. Uzasadnieniem było to, że zboże nie miało wymaganych parametrów jakościowych, choć nigdy nie były w tym zakresie prowadzone badania laboratoryjne, co jest normą przy dostawach zboża. Księgowo więc wszystko się zgadzało. Zarówno w tej firmie, jak i u nas. Mamy dowody, że poprzez konto firmy, z którą handlowało Ziarno, brakujące środki trafiały na prywatne konto.
Dlaczego prezes odpowiednio wcześnie nie odkrył tego mechanizmu? Trzydzieści pięć milionów złotych to ogromna suma.
– Prezesowi tłumaczono, że są problemy z jakością, ale ta obniżka dotyczy jednego, dwóch maksymalnie pięciu złotych. Potem okazywało się, że na jednej tonie traciliśmy znacznie więcej. Ponosiliśmy więc straty. Proceder trwał i problemy się kumulowały. Ojcu zaś były pokazywane tylko te dokumenty, które nie wzbudzały wątpliwości i zastrzeżeń. To dlatego sprawozdania finansowe nie budziły niepokoju. Na przykład w jednym ze sprawozdań był zysk, ponieważ dział handlowy wystawił noty odsetkowe dla rolników. Wystawianie not było uzasadnione, ponieważ kupujący nie regulowali zobowiązań wobec Ziarna. Tylko że te noty odsetkowe nigdy im nie zostały doręczone. Kiedy po otwarciu procesu restrukturyzacji zaczęłam wysyłać wezwania do zapłaty rolnikom, okazało się, że oni nigdy nie otrzymali not odsetkowych. Kwota tych nieistniejących not odsetkowych wyniosła sześćset lub siedemset tysięcy złotych. Została wpisana do aktywów firmy i na papierze spółka wykazała zysk, pod którym podpisał się zarząd. Prezesowi przedstawiane były dokumenty fałszujące obraz firmy. Prezes ich nie analizował. Za bardzo ufał ludziom.
Rolnicy nie uwierzą, że prezes nie kontrolował wysyłania przelewów i wystawiania faktur. Wątpliwości wzbudza także fakt, że z waszych magazynów po żniwach w 2019 roku intensywnie wywożono zboże.
– Przelewami za kupowane zboże zajmowała się konkretna osoba. Miała do tego uprawnienia, zgodnie z Kodeksem spółek handlowych. Miała rangę prokury samoistnej. Przelew wprowadzała pracownica biura, a on go potwierdzał. Rolnicy dzwonili z pretensjami, że nie mają płacone za zboże. My byliśmy zapewniani, że wszystko jest opłacone. Telefonów było coraz więcej, wtedy powiedziałam tacie, że się tym zajmę. Ten prokurent nie chciał nam oddać dostępu do konta. Nie bez trudu udało mi się w banku zmienić dane autoryzacyjne. Kiedy uzyskałam dostęp do konta i zaczęłam liczyć, z przerażeniem stwierdziłam, że brakuje dwudziestu milionów złotych. Wpadliśmy w panikę, ale postanowiliśmy jakoś wyjść z dramatycznie trudnej sytuacji. Ziarno ma obiekty w Cichoradzu, Rybieńcu i Przysieku. Magazyny w Rybieńcu nie należą do Ziarna, były przez spółkę dzierżawione. Ziarno prowadziło tam skup zbóż. One są sporo warte z racji lokalizacji. Firma, która kupowała od nas zboże, zaoferowała nam dwadzieścia jeden milionów złotych łącznie za cztery magazyny. Warunkiem jednak dojścia do transakcji było to, że firma musi od razu z magazynu wywieźć zboże. Dział handlowy co roku jej sprzedawał zboże i u nas było składowane. Zwykle wywozili do wiosny, teraz chcieli od razu całe na jesieni. Nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy przystać na takie warunki. Z perspektywy czasu okazało się, że to był błąd. Mieliśmy bardzo zaawansowane rozmowy, łącznie z tym, że trwała inwentaryzacja wyposażenia obiektu. W tamtym momencie nie wiedzieliśmy o mechanizmie korekt faktur. Wiedzieliśmy tylko, że brakuje dwudziestu milionów. Firma zadeklarowała, że kupi magazyny. Odbyło się spotkanie z jej radą nadzorczą i walnym zgromadzeniem. Oni twierdzili, że kupią obiekty. Kiedy przestali wywozić zboże, negocjacje zostały zerwane. Wycofali się nagle. To był listopad i to dlatego w tamtym czasie tata mówił, że zacznie płacić rolnikom za zboże. Uważam, że wydarzenia te nie były przypadkowe. Firma, z którą negocjowaliśmy, była wtedy w sytuacji Ziarna lepiej zorientowana niż my.
Informacje, które pani przedstawia, jeśli okażą się prawdziwe, wywołają wstrząs nie tylko w lokalnym środowisku rolniczym. Publikacje o Ziarnie i rodzinie Kowalskich pojawiały się w wielu mediach. Dlaczego przedstawiacie je dopiero teraz?
– Zostaliśmy przez media i opinię publiczną skazani i uznani za winnych, mimo że nikt nam nie postawił zarzutów. Prokuratura bada sprawę. Mój tata powierzył zarządzanie przedsiębiorstwem osobom, do których miał ogromne zaufanie. Mieli uprawnienia związane z bieżącą działalnością spółki Ziarno. To był jego błąd. Przez dziennikarzy i różne redakcje byliśmy często nachodzeni, pozbawiano nas prawa do przedstawienia swojego stanowiska. Nasze zdanie nie było brane pod uwagę. Wypowiedzi zaś były manipulowane. Emitowano zmontowane materiały wypaczające sens wypowiedzi. Jedyną redakcją, która w naszej ocenie rzetelnie przedstawia informacje, sprawdza je i w takim samym stopniu publikuje stanowisko wszystkich stron, był „Tygodnik Poradnik Rolniczy”. Uznaliśmy, że tylko za waszym pośrednictwem możemy odpowiedzialnie przedstawić to, co aktualnie dzieje się w spółce Ziarno.
Plan restrukturyzacji zadłużenia Ziarna został przez sąd odrzucony. Co czeka wierzycieli?
– Trzeba rozważyć wszystkie możliwości, wśród których jest, niestety, możliwość ogłoszenia upadłości. W innym przypadku wejdzie komornik i zacznie sprzedawać majątek. Tylko że komornikowi na pewno obiektów nie uda się sprzedać za taką kwotę, jaką można by dostać na rynku. Będzie sprzedawał poniżej wartości. Hipo-
teki tych nieruchomości są obciążone. Były budowane w oparciu o kredyty. Restrukturyzacja, choć rolnicy nie bardzo w nią wierzyli, była dla nich najkorzystniejsza. Jej brak zaś korzystny jest dla wierzycieli hipotecznych, którzy korzystać będą z pierwszeństwa w zaspokajaniu wierzytelności.
Wśród poszkodowanych rolników rodziło się wiele spekulacji na temat dzierżaw ziemi, jakie rodzina Kowalskich ma na terenie województwa warmińsko-mazurskiego. Czy pieniądze spółki Ziarno były zaangażowane w ich finansowanie?
– Absolutnie nie. Podkreślam to zdecydowanie. Dzierżawę ziemi rozpoczęliśmy w 2018 roku. Tam jest zupełnie inna sytuacja niż na Kujawach i Pomorzu oraz w Wielkopolsce, jeśli chodzi o dzierżawy. Nie ma dużego grona rolników indywidualnych. W tamtym rejonie jest sporo dostępnej ziemi. Była kupowana przed laty jako lokata kapitału przez duże firmy i korporacje. One szukają takich dzierżawców, którzy są w stanie uprawić i obsiać znaczne areały. Umowę dzierżawy ziemi na północnym wschodzie kraju mamy tak skonstruowaną, że płacimy z dołu. Za pierwsze pół roku po zbiorach zbóż i rzepaku, za drugie po wymłóceniu kukurydzy. Na uprawy jest też podpisana cesja z właścicielem gruntów. W przyszłym roku kończy się nam umowa dzierżawy z bydgoskim oddziałem Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa. Ziemię dzierżawimy też przez spółkę Ravit, której jestem udziałowcem. Swoje gospodarstwa ma także moje rodzeństwo. Brat prowadzi działalność jako przedsiębiorca. To są różne przedsięwzięcia. Powstała błędna opinia, że Ziarno i gospodarstwa związane z naszą rodziną to jedna i ta sama działalność. To nieprawda. Ziarno to spółka, w której mój ojciec i brat oraz ja mamy udziały. Udziałowcem jest także spółka Ravit, jednak razem i tak nie mamy większości na walnym zebraniu udziałowców.
Tomasz Ślęzak
fot. T. Ślęzak
PS. Prokuratura Okręgowa w Toruniu 29 października wszczęła śledztwo w sprawie:
- zaistniałego w okresie od 2017 r. do 2019 r. nadużycia udzielonych uprawnień oraz niedopełnienia obowiązków przez osobę pełniącą w tym okresie funkcje dyrektora ds. handlowych oraz prokurenta samoistnego w spółce Ziarno i wyrządzenia w/w spółce szkody majątkowej w wielkich rozmiarach (przekraczającej 1 mln zł);
- poświadczenia nieprawdy co do okoliczności mającej znaczenie prawne przez osobę odpowiedzialną w spółce ROLA sp. z o.o. z siedzibą w Człuchowie za sporządzenie dokumentów księgowo-finansowych i magazynowych;
- wyłudzenia poświadczenia nieprawdy przez prezesa spółki ROLA sp. z o.o. poprzez podstępne wprowadzenie w błąd osoby występującej w imieniu GPR ZIARNO sp. z o.o., co do celu sporządzenia dokumentu i posłużenia się wskazanym powyżej dokumentem w postępowaniu sądowym o zapłatę kwoty 2.142.000 zł.
Artykuł ukazał się w Tygodniku Poradniku Rolniczym 48/2021 na str. 14-15.
Jeśli chcesz czytać więcej podobnych artykułów, już dziś wykup dostęp do wszystkich treści na TPR: Zamów prenumeratę.