W nadchodzących wyborach samorządowych będziemy mieć ułatwione zadanie, ponieważ przeważnie znamy tych, na których głosujemy. To często nasi sąsiedzi, znajomi, członkowie rodzin. Życzliwi docenią ich dokonania. Złośliwi powiedzą, że dobrze ich znają i dlatego nie oddadzą na nich głosu. Tak czy inaczej − przy ich wyborze wygląd nie odgrywa tak dużej roli. Na wsi bowiem każdy wie, kto jest prawdziwym gospodarzem i to niekoniecznie chodzi o pracę na roli, a kto jest typowym politykiem, czyli tym, który tylko obiecuje, a do roboty ma dwie lewe ręce. Chociaż i na wsi zaczynają się pojawiać duże banery z wizerunkami polityków obiecujących złote góry. Piękne to banery, bowiem panie i panowie grubo po pięćdziesiątce wyglądają na nich na dwadzieścia parę lat. No cóż, nie ma jak Photoshop. Wybory samorządowe mają też wymiar ogólnopolski. Wszak ta partia, która w nich wygra, będzie faworytem w wyborach parlamentarnych. Dlatego też i wielcy politycy teraz bardzo kochają wieś i rolników. A w szczególnej mierze pałają miłością do strażaków z OSP i pań z Kół Gospodyń Wiejskich. Polskie Stronnictwo Ludowe, które w sondażach związanych z wyborami parlamentarnymi ledwie przekracza 5-procentowy próg uprawniający do wejścia do Sejmu, w wyborach samorządowych odnosi duże sukcesy. Zapewne tak byłoby i teraz, ale frajerska wpadka ministra Marka Sawickiego może bardzo Stronnictwu zaszkodzić. Wielu działaczy tej partii jest bardzo wściekłych i bardzo brzydko wyraża się o ministrze Sawickim. Dlatego apelujemy: nie oceniajcie kandydatów tej partii w kontekście tej wpadki. To wyłącznie minister Sawicki powinien za swoją bufonadę słono zapłacić. Ale niech wybory parlamentarne będą czasem zapłaty.
Wybory samorządowe to święto demokracji właśnie na terenach wiejskich i w Polsce za miastem. Na 2827 rad, które będziemy wybierać, 2152 pokieruje sprawami gmin do 20 tys. mieszkańców. Z ponad 46 tys. radnych 32 tys. pracuje właśnie w takich gminach. Ludzie to rozumieją i frekwencję w wyborach samorządowych tworzą właśnie gminy wiejskie. Cztery lata temu w woj. mazowieckim, w gm. Miedzna (pow. węgrowski), w lokalach wyborczych stawiło się 64% uprawnionych, a nie był to rekord w regionie. W Warszawie frekwencja była o 16% niższa. To pokazuje, jak ważny dla ludzi jest lokalny samorząd. Najważniejszy jest w woj. świętokrzyskim, gdzie w 2010 r. do samorządowych urn poszło ponad 55% procent mieszkańców gmin i powiatów, podczas gdy w samych Kielcach frekwencja ta była o 11 procent niższa.
Z badań przeprowadzonych w 2013 r. wynikało, że nie chodzimy na wybory głównie dlatego, że partie polityczne proponują programy nieodpowiadające potrzebom ludzi, a ich kandydaci nie nadają się na posłów lub radnych. To widać na wsi podczas wyborów parlamentarnych. Podczas wyborów samorządowych nie razi nas nawet to, że w gminach tworzą się lokalne układy. Często po kilku kadencjach urząd i zależne od gminy instytucje oraz komunalne spółki, obsadzane są przez ludzi związanych z wójtem i częścią radnych. No cóż, z reguły w gminie są dwa albo nawet trzy ugrupowania złożone z „samych swoich” i to najsilniejsze bierze władzę. A więc „sami swoi” na zawsze?