Instytut Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa wyrządza ogromną krzywdę rolnikom w całym kraju. To co oni wyczyniają woła o pomstę. Nie pada od tygodni a komisja do mnie przychodzi i szuka gleb lekkich twierdząc, że IUNG tylko na nich stwierdził suszę. Metodologia pomiaru opadów w żadnym stopniu nie jest naukowa. IUNG uprawia amatorkę i zabawę – grzmiał w Wieszczycach niedaleko Tucholi Stanisław Kulwicki, rolnik z Borówna w powiecie chełmińskim.
W ubiegłym tygodniu na zaproszenie wojewody kujawsko-pomorskiej w Wieszczycach zostało zorganizowane spotkanie z przedstawicielami rolniczych organizacji poświęcone suszy, która niszczy gospodarstwa w regionie. Cierpią szczególnie te nastawione na produkcję mleka oraz kukurydzy na ziarno. Zagrożone są także gospodarstwa trzodowe. Brak ziarna kukurydzy to przecież mniej paszy dla świń.
To pachnie kryminałem
– Zapytałem IUNG, na jakiej podstawie oni wyliczają suszę dla poszczególnych roślin. Odpowiedź mnie zmroziła. Opady są mierzone na podstawie badań stacji meteorologicznej w Kruszynach, oddalonej od mojej wioski o 100 km, stacji w Golubiu-Dobrzyniu i Toruniu. Obydwie położone kilkadziesiąt km od moich gruntów. To co wyrządza IUNG, to kryminał. Deszczomierz można postawić w każdym sołectwie i na podstawie tego powinien być mierzony bilans wodny – twierdził Stanisław Kulwicki.
Telewizyjna pomoc
Na uwagę, że IUNG działa w oparciu o przepisy i musi ich przestrzegać, gdyż to one definiują sposób wyliczania suszy usłyszeliśmy, że jest przecież ministerstwo rolnictwa, które zamiast obiecywać nierealne warunki pomocy, powinno się zająć nowelizacją prawa suszowego. Minister rolnictwa, według rolników dobrze wypada jedynie w telewizji, kiedy to mieszkańcom miast wmawia, że kolejne miliony pójdą do rolników. Faktycznie jego działalność na rzecz rolników jest znikoma.
Brak właściwego monitoringu suszy oraz absurdalność przepisów dostrzegły władze województwa. Zgodnie z ustawą straty w uprawach gminne komisje mogą szacować, jeśli zagrożenie suszą stwierdzi w danym gatunku IUNG. Prowadziło to do absurdalnych sytuacji, ponieważ komisje kończyły szacować uprawy zbóż a kilka dni później IUNG ogłaszał zagrożenie w kolejnych gatunkach roślin uprawnych. Komisje musiały więc zaczynać pracę na nowo.
– Przepisy są mocno niedoskonałe. Dlatego też zaleciłam komisjom w gminach, aby od razu szacowały straty we wszystkich uprawach bez oglądania się na raporty z Puław. Dzięki temu oszczędzamy czas. Susza jest praktycznie w całym województwie i we wszystkich uprawach, w których trwa wegetacja – powiedziała wojewoda Ewa Mes.
Czarne chmury zbierają się nad producentami mleka. Wielu z nich nie będzie miało czym żywić krów. Zabraknie pasz objętościowych. Plantacje kukurydzy są jeszcze zielone, lecz mają szczątkowe kolby.
– Co roku urządzamy Dni Kukurydzy. Zapraszamy hodowców odmian, którzy prowadzą u nas poletka pokazowe. W tym roku imprezy nie będzie. Firmy nie chcą przedstawiać zgliszczy na polu. Sami jeszcze niedawno mieliśmy 1000 krów mlecznych. Szczęśliwie spodziewając się zapaści na rynku mleka, zredukowaliśmy niedawno stado do 350 sztuk. Zapasy kiszonki zostały z poprzedniego roku i my jakoś przetrwamy – powiedział nam Jerzy Adamczak, prezes Przedsiębiorstwa Rolniczo-Handlowego w Wieszczycach.
Milion ton
paszy mniej
Według wyliczeń Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy, w regionie susza wyrządziła straty na 100 tys. ha kukurydzy na ziarno i kiszonkę. Cierpią także trwałe użytki zielone. Producenci bydła w tym roku wyprodukują około 1 mln ton pasz mniej!
– Mam 80 ha kukurydzy na ziarno. Straty są 80%. Pomocy żadnej a najgorszy jest chaos, jaki nam serwuje ministerstwo rolnictwa. Gminy nie dostały funduszy na finasowanie komisji. Co chwile są nowe raporty o suszy. Zboża u mnie zebrane, kukurydza schnie a władza twierdzi, że jest w porządku, plantacje mają się nieźle i suszy nie ma. Przepisy powinny być uproszczone. Minister obiecuje 0,5 mld zł pomocy a potem urzędnicy kombinują jak tych pieniędzy rolnikom nie przyznać – uważa Jerzy Balcerowicz, producent trzody z Tuszkowa w gminie Sośno.
Rady byłych ministrów
Spotkanie rolników z wojewodą nie odbyło się tylko i wyłącznie pod znakiem narzekania na brak konkretnych działań ze strony ministerstwa rolnictwa. Gotowe rozwiązania przedstawili pochodzący z Kujaw i Pomorza byli ministrowie związani z rolnictwem.
– Bez pomocy państwa rolnicy sobie nie poradzą. Musi być doraźna. Straty w produkcji rolnej sięgają w tej chwili kilku mld zł. Zaoferowanie pomocy w wysokości 480 mln zł przez rząd to jest kropla w morzu potrzeb. To około 10% wartości strat całkowitych – wyliczał Jan Krzysztof Ardanowski.
Były prezydencki doradca do spraw rolnictwa poinformował, że Polska zwróciła się do Komisji Europejskiej o pomoc dla producentów bydła mlecznego. Wnioskujemy o przyznanie 900 mln euro. Taka kwota mogłaby okazać się bezcenna dla krajowej produkcji mleka.
– Zobaczymy czy Europa się na to zgodzi. Decyzja ma zapaść na początku września. Susza to nie tylko problem w Polsce. Występuje we wschodnich Niemczech oraz Rumunii. W tym ostatnim kraju przewidywany jest upadek rolnictwa. Nie wiadomo więc czy będą przesunięcia w budżecie UE. Póki co, trzeba liczyć na pomoc państwa polskiego – mówił Ardanowski.
Poseł zwrócił uwagę na dodatkowe możliwości pomocy dla poszkodowanych rolników przez państwo polskie. Ulgi i dodatkowe kredyty nie rozwiązują problemu i tak już zadłużonych gospodarstw.
– Chodzi przede wszystkim o problem umorzenia podatku rolnego. Gminy przez umorzenia dwa razy tracą pieniądze w postaci podatku oraz subwencje wyrównawczą. To należy zmienić ustawą. Podobnie w przypadku umorzeń w składkach KRUS z powodu kataklizmu. Umorzenie musi być wliczane do okresu składkowego. Tym powinno zająć się ministerstwo pracy – przekonywał Ardanowski.
Mleko też wyschnie
Twierdził też, że za kilka tygodni należy się spodziewać zapaści w gospodarstwach prowadzących hodowlę bydła. Wiele z nich stanie przed koniecznością zakupu paszy. Tej na rynku może zabraknąć, dlatego też rolnicy mogą zacząć redukować stada.
– Wiele gospodarstw nie będzie w stanie kupić paszy na zimę. Nawet, jeśli będzie miała pieniądze na ten cel. Już w tej chwili ceny pasz objętościowych wzrosły trzykrotnie. W rejonach Polski, gdzie bydła jest najwięcej, paszy zabraknie. Część rolników będzie skłonna do redukcji stada. Pojawi się dramat na rynku. Przy dużej podaży ceny gwałtownie spadną. Państwo powinno pomóc poprzez Agencję Rezerw Materiałowych, której skup nie wymaga zgody Komisji Europejskiej na rezerwy strategiczne państwa. Prawdopodobnie sprzedawane będą krowy i młodzież – przewidywał Jan Krzysztof Ardanowski.
Poseł wskazał, że do końca kadencji zostały jeszcze trzy posiedzenia sejmu. Rząd powinien przygotować pakiet zmian w ustawach tak, aby były gotowe procedury pomocy już od jesieni.
– Na jeden rok należy wprowadzić 150 zł dopłaty do materiału siewnego. Można było w lipcu ogłosić, że ARiMR odstępuje od realizacji zazielenienia i programów środowiskowych bez redukcji wypłacanego wsparcia. To byłaby realna pomoc w warunkach suszy. Na polach jest jeszcze sporo kukurydzy na ziarno, która nie będzie plonować. Należałoby przeprowadzić skoordynowaną akcję ratowania tego, co się da. Niech kukurydza ziarnowa jest cięta na kiszonkę tak, aby ratować producentów bydła – proponował Wojciech Mojzesowicz.
Z dziennikarskiej rzetelności informujemy, że IUNG w Puławach monitoring suszy prowadzi poprzez 354 stacje rozsiane po kraju. W województwie kujawsko-pomorskim znajdują się cztery. Dzięki nim Instytut wie, że suszy w kukurydzy nie ma.
Najbardziej wściekli…
Wraz z pojawiającymi się informacjami o tym, ile to pieniędzy rolnicy otrzymają w związku z suszą, do redakcji TPR dzwoni coraz więcej rolników. Najbardziej wściekli są prowadzący hodowlę. Zapowiadane 450 mln zł pomocy bezpośredniej do hektara robi wrażenie, ale warunkiem jej otrzymania jest poniesienie strat w gospodarstwie na poziomie min 30%.
Wartość pomocy dla sadów i krzewów owocowych ma wynieść 800 złotych, a dla pozostałych upraw 400 zł do hektara. Dodatkowo rząd ma przeznaczyć 17 mln złotych na dopłaty do materiału siewnego i prawie 21,6 mln zł dla plantatorów czarnej porzeczki.
Feralne trzydzieści procent
– Wypełniam synowi wniosek do komisji o stratach. Choćbym nie wiem jak liczył, nie jestem w stanie wykazać strat w gospodarstwie na poziomie 30%, a na polach gołym okiem widać, że wyschła co najmniej połowa. Kukurydza, choć jeszcze nie wyschła i osiągnęłą prawie dwa metry, ma minimalne kolby. Nawet, gdy uda się ją zebrać, nie będzie miała żadnej wartości dla bydła. Poza tym, widząc co się dzieje sprzedaliśmy już ponad 70 sztuk opasów z gospodarstwa i planujemy kolejną sprzedaż. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży zasilą przychód, w ostatecznym rozrachunku wyjdzie więc pewnie, że zyskaliśmy, a nie ponieśliśmy straty. Nikt nie bierze też pod uwagę, że do końca września będzie trzeba zapłacić kary za przekroczenie kwot, u nas jest to 40 tys. zł – żali się redakcji TPR rolnik z Wielkopolski.
Producenci mleka uważają, że rząd i resort rolnictwa mogliby mówić o tym, że mają pomoc dla rolników, oferując chociażby odłożenie w czasie zapłatę pierwszej raty kary. – To, o czym się teraz mówi, nie można nazwać pomocą, a raczej jałmużną – komentują rolnicy.
Czy komisje zdążą?
Innemu rolnikowi zasychają oprócz kukurydzy użytki zielone, z utęsknieniem śledzi kolejne raporty ogłaszane przez IUNG z nadzieją, że łąki i kukurydza będą uznane za te, które na terenie jego gminy dotknęła susza. Ale nic z tego. W ostatnim raporcie z 21 sierpnia uwzględniono co prawda kukurydzę, ale według IUNG, zagrożona suszą jest jedynie kukurydza na kiszonkę i to na terenie ok. tysiąca gmin z monitorowanych ponad 3 tys. Największy udział gmin, w których kukurydza została uznana jako zagrożona suszą, występuje na terenie woj. lubelskiego (92%), opolskiego (88%), mazowieckiego (85%), łódzkiego (79%) oraz świętokrzyskiego (79%). Na terenie Wielkopolski za takie uznano jedynie 24 gminy (na 316), a według IUNG plantacje kukurydzy w woj. kujawsko-pomorskim mają się dobrze. Nie uwzględniono ich bowiem w tym raporcie. Do ostatniego raportu dodano także ziemniaki. Oznacza to, że komisje będą musiały od nowa szacować straty w tych gospodarstwach, które znalazły się na obszarach, gdzie susza wg IUNG dotknęła kukurydzę czy ziemniaki.
Według założeń projektu uchwały w sprawie pomocy dla rolników poszkodowanych przez suszę, rolnicy będą mogli składać wnioski o pomoc do końca września, a 10 października ruszy wypłata pomocy dla rolników. Aby złożyć wniosek trzeba mieć jednak zatwierdzony przez komisję protokół strat. Pozostaje sobie zadać pytanie, czy komisje zdążą je przygotować. No i oczywiście, czy będzie miał kto je składać, bo warunkiem jest 30% strat.
Wymagane polisy
Innym problemem jest to, że na pełną pomoc mogą liczyć jedynie ci rolnicy, którzy ubezpieczyli uprawy od co najmniej jednego ryzyka. Nie chodzi więc tutaj tylko o suszę, ale np. grad, przymrozki wiosenne, ujemne skutki przezimowania. W udzielaniu pomocy suszowej będzie brana pod uwagę polisa zawarta od 1 lipca ub.r. do końca czerwca br.
W Polsce swoje uprawy ubezpiecza ok. 6% rolników. W 2014 r. zawarto ok. 142,5 tys. umów, ubezpieczając ok. 3,2 mln hektarów gruntów. Polisy dotyczą głównie zbóż i rzepaku. Gospodarstwa specjalizujące się w hodowli z reguły większość gruntów przeznaczają pod produkcję pasz, często więc nie mają ubezpieczonych upraw. Będą mogli więc liczyć (jeśli w ogóle) jedynie na pomoc w wysokości zaledwie 200 zł/ha.
– Prawie wszystko, co siejemy w gospodarstwie przeznaczamy na paszę, więc nie dbamy o polisy, gdybyśmy uprawiali rzepak czy pszenicę konsumpcyjną na sprzedaż, można by wtedy pomyśleć o ubezpieczeniu – komentuje w rozmowie z redakcją jeden z Czytelników.
Skończy się najwyżej na 200 zł
Za skryte pod płaszczykiem 450 mln zł 200 zł do hektara, hodowcy bydła będą mogli kupić jeden lub góra dwa baloty sianokiszonki. W nie lepszej sytuacji znajdą się także producenci trzody chlewnej. Jeśli nie będą mieli zboża, na zakup tony, podobnie jak hodowcy bydła, będą musieli przeznaczyć pomoc z 3 ha. Trzeba wziąć jeszcze pod uwagę fakt, iż zboża paszowe drożeją i te relacje się pogorszą.
Wielu rolników obawia się, że pomoc suszowa skłóci rolników. Wygrają bowiem ci, którzy ubezpieczyli uprawy i nie prowadzili hodowli. 7 września podczas nadzwyczajnego posiedzenia unijnych ministrów rolnictwa będzie poruszona kwestia pomocy dla polskich producentów bydła, którzy utracili pasze. O pomoc tę wnioskował minister rolnictwa. Nic nie mówi się jednak o jakiejkolwiek pomocy stricte dla hodowców świń.
Jak pisaliśmy w 34 numerze TPR, oprócz bezpośredniej pomocy do hektara, dla rolników dotkniętych suszą przewidziano standardową pomoc polegającą na możliwości zaciągania nowych kredytów preferencyjnych, ułatwienia w spłacie starych oraz ułatwienia w wywiązaniu się ze zobowiązań wobec ANR oraz KRUS. Te formy pomocy są również uzależnione od progu 30% strat (inaczej wsparcie będzie zaliczone do pomocy de minimis) oraz ubezpieczenia (w przypadku braku kredyty są droższe). Jeśli sytuacja na rynkach rolnych i w pogodzie się nie poprawi, nie będzie wielu chętnych na zaciąganie kredytów, tym bardziej, że spora część gospodarstw jest już zadłużona. Te gospodarstwa będą mogły chociaż skorzystać z możliwości karencji lub prolongaty spłat rat kapitału i odsetek.
Co może rolnikom faktycznie pomóc, to przyśpieszenie wypłat tegorocznych płatności obszarowych. Jak informuje resort rolnictwa, minister finansów zobowiązał się, że przyśpieszy wypłatę unijnych dotacji w systemie zaliczkowym. Wtedy rolnicy mogliby otrzymać jeszcze w tym roku na konta 8 mld zł.
Według resortu rolnictwa, susza dotknęła, jak na razie, bo komisje jeszcze pracują, 880 tys. ha, do dopłat zgłaszanych jest natomiast ok. 14,4 mln ha, czyli osiemnaście razy więcej gruntów.
Mniej cukru i pieniędzy
Susza ogromne i nieodwracalne straty wyrządziła także w plantacjach buraków cukrowych. Plony będą niższe, spadnie polaryzacja. Koncerny cukrowe wyprodukują w nadchodzącej kampanii mniej cukru.
– Zagrożone jest wykonanie kwoty cukrowej. Ratować będziemy się przeniesieniem kwoty z zeszłego roku, kiedy to cukru wyprodukowano ponad przyznany Polsce limit. W tym roku cukru uda się wytworzyć niespełna 1,4 mln t. Dla porównania, poprzednia kampania dała 2 mln ton cukru – ocenia Kazimierz Kobza, dyrektor biura Krajowego Związku Plantatorów Burka Cukrowego.
Brak wody spowodował, że buraki są słabo rozwinięte. Zanika rozeta liściowa. Niewielkie korzenie po wyciągnięciu ze spieczonej słońcem ziemi są miękkie. Są rejony kraju, gdzie na plantacjach nie zanotowano poważniejszych opadów od ponad dwóch miesięcy. Najgorzej sytuacja przedstawia się w województwie wielkopolskim, kujawsko-pomorskim, mazowieckim, lubelskim i łódzkim.
50 ton a nawet gorzej
– Spadną plony. Przewidujemy, że średni plon buraków z ha nie wyniesie więcej niż 50 t. W zeszłym roku krajowi plantatorzy uzyskali 67 t/ha buraków – mówi Kobza.
Spadek plonów nie oznacza, że cukrownie zaczną płacić więcej za buraki. Ich cena warunkowana jest nie tylko ilością wyprodukowanych buraków. Największy wpływ na nią mają stawki za cukier na światowych giełdach. Te od wielu tygodni utrzymują się na niskim poziomie.
– Spory problem stanowi kwestia kar za niedostarczenie buraków do cukrowni. W umowach kontraktacyjnych zapisane są za to kary. Dlatego też ważne jest, aby plantatorzy informowali cukrownie o tym, że susza niszczy uprawę. Brak deszczu nie jest spowodowany przez rolnika, dlatego też mamy nadzieję, że cukrownie będą odstępować od kar – mówi Kazimierz Kobza.
Magdalena Szymańska
Tomasz Ślęzak