Zadzwonił do nas Wiesław Ogniewski, nasz wierny Czytelnik z gminy Kadzidło i zaapelował, abyśmy napisali o niskich cenach żywca wołowego – byki chodzą po 5 zł za kilogram żywca, zaś cieląt nie można sprzedać. A w tych okolicach było na cielęta zapotrzebowanie, bowiem kupowali je byli hodowcy trzody, którzy uciekali od klęski ASF i przestawiali swoje gospodarstwa na bydło mięsne. Jego zdaniem, o kryzysie świadczy niezbicie fakt, że zajmujący się handlem bydłem wyłączyli swoje telefony. A przecież były takie czasy, że nie można było się od nich opędzić. Gdzie są zapowiadane umowy kontraktacyjne? – zapytał Wiesław Ogniewski.
Nosiła Biedronka razy kilka…
O umowy z dostawcami powinien się także martwić właściciel sieci handlowej Biedronka. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów uznał, że stosuje on nieuczciwe praktyki wobec dostawców, szczególnie owoców i warzyw.
Jednak to dobry sygnał, że ktoś wreszcie zabrał się za sieci handlowe. Chętnie zabawimy się w „sygnalistów” i wraz z Waldemarem Brosiem, szefem Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich, podpowiemy prezesowi UOKiK, gdzie szukać umów naruszających przepisy o konkurencji, choćby z branży mleczarskiej.
Gra w gorącego kartofla
Sieci handlowe nie mogą minionego tygodnia zaliczyć do udanych. Biedronce dostało się także, za „podrabianie” polskich ziemniaków. Towar importowany z zagranicy oznaczony był jako polski. Podobne praktyki stosował niemiecki Kaufland. Dziwi nas taki brak rozwagi, jeśli chodzi o ziemniaki właśnie, skoro wiosną 2019 r. minister rolnictwa podpisał specjalne rozporządzenie dotyczące ich znakowania. Panie i panowie z Kauflandu, Biedronki, Lidla i Aldiego, dziś pojęcie „gorący kartofel” nabiera całkiem nowego znaczenia. I oby takim „gorącym kartoflem” stały się również polskie wędliny i sery.