Koszty produkcji rolniczej galopują
Inflacja jest podobno trzymana w ryzach i obecnie wynosi 4,4% w stosunku do czerwca 2020 r. Jednak, jeżeli stworzymy tak zwany rolniczy koszyk, w który włożymy – oczywiście umownie – pasze, nawozy, środki ochrony roślin, stal, materiały budowlane, maszyny rolnicze, energię elektryczną, paliwa i wszelakie niezbędne do codziennego gospodarowania towary, to naszym zdaniem poziom rolniczej inflacji zbliża się do ponad 20% i więcej.
Zaś jedynie ceny skupu zboża i rzepaku są w miarę satysfakcjonujące. Tylko że starego ziarna nie ma już w silosach BIN, czy też w innych gospodarskich magazynach. Ceny wieprzowiny są wręcz makabrycznie niskie. Na warzywach zaczął się już zarobek. Choć jeszcze niedawno najlepszym biznesem było rozdawanie ich za darmo.
Owszem, dobrze sprzedają się jałówki i bydło mięsne. Ale ten raj się już kończy i znowu wróci szara rzeczywistość.
Niskie ceny produktów rolnych są na rękę sieciom handlowym i władzy
Wprawdzie ceny skupu mleka wyglądają na papierze w miarę przyzwoicie. Jednak nie pokrywają kosztów produkcji, szczególnie w tych największych nowoczesnych i z reguły bardzo zadłużonych gospodarstwach. Na niskie ceny skupu mleka narzekają nawet rolnicy dostarczający mleko do najbardziej efektywnych pod względem ekonomicznym spółdzielni mleczarskich. I te ceny nie muszą pozostać na obecnym poziomie – owszem mogą nieco wzrosnąć, ale bardziej prawdopodobny jest ich spadek.
Pamiętajmy, że ceny zbytu produktów mleczarskich i innych wyrobów żywnościowych są trzymane na krótkim sznurze przez wielkie sieci handlowe. Dla każdej władzy taka polityka jest satysfakcjonująca. Bowiem za niskie ceny na półkach płacą rolnicy i przetwórcy żywności. Zaś społeczeństwo ma tani chleb i tylko nieco droższe igrzyska. Obecna władza uczyniła kilka gestów dobrej woli w kierunku rolnictwa, ale później przyszła „Piątka dla zwierząt” i dobre wrażenie prysnęło.
W zakresie rolnictwa i bezpieczeństwa żywnościowego polski rząd może brać przykład z... Putina
Dla porównania, w minionym tygodniu Władimir Putin, prezydent Rosji, zasiadł przed kamerą, a obywatele dzwonili i zadawali pytania albo skarżyli się na lokalnych urzędników. Wszystko jest reżyserowane i głosu miłośnika demokracji w zachodnim stylu na pewno tam nie usłyszymy. Do naszych mediów przedarł się z tej telekonferencji tylko jeden temat: incydent na Morzu Czarnym z udziałem brytyjskiego niszczyciela. Nikt nawet nie zastanowił się nad tym, ile czasu Putin poświęcił produkcji żywności. A mówił on o cenach marchwi i ziemniaków, eksporcie wieprzowiny (Rosja, żeby uchronić producentów przed spadkiem cen musi zwiększyć jej sprzedaż za granicę), wsparciu hodowli zwierząt oraz odniósł się do plotek o wprowadzeniu podatku od żywego inwentarza. Nie pamiętamy, aby którykolwiek prezydent lub premier w Polsce poświęcił tyle uwagi problemom rolnictwa.
Krzysztof Wróblewski i Paweł Kuroczycki
redaktor naczelny "Tygodnika Poradnika Rolniczego"
Fot. Paweł Mikos