To cielę przeżyłoKrzysztof Janisławski
StoryEditorInterwencja TPR

Cielaki z internetu padają jak muchy. Rolnik stracił 15 tys. zł

13.04.2025., 17:00h

Rolnicy kupili cielaki z ogłoszenia, teraz tego żałują. Hodowcy uważają, że zostali oszukani. Założyli grupę na Facebooku, gdzie wymieniają się informacjami i poczynionymi na własną rękę ustaleniami.

Ogłoszenie o sprzedaży znalazł w internecie 

Z redakcją TPR skontaktował się rolnik z woj. lubelskiego (moi rozmówcy nie chcą podawać nazwisk ani dokładnej lokalizacji gospodarstw). Mówi, że cielaki od sprzedawcy z ogłoszenia kupi po raz pierwszy i ostatni.

Anons o sprzedaży cieląt hodowca znalazł w internecie. Zadzwonił pod podany numer, potem kontakt ze sprzedawcą z południa Polski odbywał się pod kolejnym numerem telefonu.

- Chciałem kupić pięć byczków, ostatecznie dałem się namówić na sześć - opowiada mój rozmówca.

Dostawa odbyła się na początku lutego br. Hodowca mówi, że zapłacił za cielaki prawie 11 tys. zł gotówką.

- Kierowca przyjechał z transportem wieczorem - kontynuuje rolnik. - Mówił, że się spieszy. Nie zostawił dowodu wpłaty ani świadectwa zdrowia.

Rolnik zorientował się, że coś jest nie tak na drugi dzień. Po zważeniu zwierząt okazało się, że nie zgadza się waga.

- Wskazywała od 47 kg do 56 kg w zależności od zwierzęcia - mówi hodowca. - A w ogłoszeniu było napisane, że cielaki ważą od 70 do 100-110 kg. I takie miałem otrzymać.

Jest przekonany, że cielaki, które kupił z pewnością nie miały siedmiu tygodni. - A tyle, zgodnie z moimi ustaleniami ze sprzedawcą miały mieć - dodaje. 

Kolejna sprawa. Miało być sześć byczków przeznaczonych na opasy. - Ale przyjechały cztery byczki i dwie jałówki.

Pojawia się biegunka. Padły dwie jałówki 

Hodowca dodaje, że w zgłoszeniu sprzedaży do Agencji sprzedawca wpisał nieprawdziwe dane. - Na przykład dzień narodzin cielaka przypadający po dacie dostarczenia - stwierdza.

Jak to możliwe, że rolnik nie zorientował się w dniu dostawy, że cielaki są dużo młodsze niż miały być?

Hodowca tłumaczy, że było ciemno, a kierowca twierdząc, że się spieszy mocno go popędzał. - Poza tym cielaki miały trochę brzucha, który dopiero na drugi dzień zniknął. Pewnie zostały napojone na maksa przed dostawą, żeby brzuchy były pełne - tłumaczy rolnik.

Ale to niestety nie koniec jego kłopotów.

- Po kilku dniach od dostawy u zwierząt wystąpiła biegunka - mówi hodowca. - U części z nich przebiegała w miarę łagodnie, u niektórych ciężko. Zwierzęta były odwodnione, trzeba było podawać im elektrolity. Ostatecznie padły dwie jałówki.

Po drugim padnięciu hodowca zarządził sekcję. - Weterynarz stwierdził ostre zapalenie płuc i problemy z jelitami - opowiada o jej rezultatach rolnik.

Rolnik dostał "pozew" SMS-em

Mój rozmówca opowiada, że kontakt ze sprzedawcą do momentu sfinalizowania transakcji był dobry. Problemy nastąpiły po tym, kiedy rolnik zorientował się, że cielaki są znacznie mniejsze od tych, za które zapłacił.

– Zadzwoniłem do sprzedawcy i zapytałem czy nie pomylił cielaków - relacjonuje. – Opowiedział, że zadzwoni do kierowcy i wyjaśni sprawę. Miał też sprawdzić w systemie na podstawie kolczyków. Ale nie oddzwonił. Zadzwoniłem więc ponownie. Wtedy powiedział, że nie ma go w bazie. Obiecał, że jak będzie, to sprawdzi i oddzwoni.

Rolnik nie doczekał się na telefon, więc na drugi dzień zaczął znowu zaczął szukać kontaktu.

- Za każdym razem sprzedawca odrzucał połączenie - relacjonuje hodowca. – W końcu mnie zalokował. A gdy zadzwoniłem z innego numeru telefonu, to gdy rozpoznał mój głos, od razu się rozłączył.

Rolnik mówi, że nie dostał też odpowiedzi na wysłane do sprzedawcy wiadomości tekstowe. Do czasu. - Kiedy napisałem, że padło drugie zwierzę i żadne z nich nie ważyło nawet 60 kg, to dostałem w odpowiedzi pseudo pozew.

W SMS-ie, który otrzymał przeczytał m.in., że "(...) w serwisie Facebook opublikował wpis zawierający fałszywe informacje dotyczące działalności powoda. Dowody w tej sprawie, jak i zawiadomienie zostaną dostarczone pocztą w najbliższych dniach roboczych."

Został określony mianem "pozwanego" o "ochronę dóbr osobistych i naruszenie przepisów o ochronie danych osobowych". SMS zaczyna się od słów: "Sąd Rejonowy w Nowym Sączu Wydział Cywilny".

Rolnik mówi, że dostał tę wiadomość 22 lutego. Gdy rozmawiałem z nim ponownie w połowie marca żadnych zapowiedzianych dokumentów nie otrzymał.

Grupa na Facebooku: okazuje się, że takich hodowców było więcej

Na Facebooku powstała grupa hodowców, którzy kupili cielaki w ten sam sposób. Mieli podobne kłopoty i są przekonani, że padli ofiarą tego samego sprzedawcy.

– Takich ogłoszeń jak to, na które ja się skusiłem było w internecie więcej - mówi rolnik. - Różne lokalizacje, różne nazwiska, ale ten sam numer telefonu. Jednak ostatnio nie pojawiają się nowe ogłoszenia.

Hodowca ze Śląska kupił większą liczbę cieląt. – Ponieważ część była mniejsza niż się umawialiśmy, zeszli trochę z ceny – opowiada. - Wszystko było dobrze przez pierwszych kilka dni. Potem zwierzęta zaczęły chorować.

Gdy rozmawialiśmy na początku marca w tym gospodarstwie padło już siedem sztuk.

– Nie ma ze sprzedawcą kontaktu, nie odbierają telefonu, wysyłają tylko fałszywe pozwy sądowe, gdy się napisze komentarz na Fb. Bo pojawiły się ogłoszenie z moimi cielakami, tymi co już padły i pojechały do utylizacji.

Rolnik mówi, że sekcja w przypadku wszystkich padłych zwierząt wykazała tę samą przyczynę choroby: bakterię Mycoplazmy.

– Do tej pory straciłem ok. 15 tys. zł – dodaje. Uważa, że padł ofiarą tego samego sprzedawcy, co inni rolnicy na grupie. - Świadczą o tym te same zdjęcia w ogłoszeniach i te same numery telefonów - mówi.

W innym gospodarstwie, w woj. mazowieckim, umówili się na zakup 100-kilogramowych odsadków skarmianych paszą. To wcześniejsza historia, z końca ub. roku.

– Przyjechały późno w nocy, dostaliśmy tylko częściową fakturę, choć chcieliśmy pełną – mówi moja rozmówczyni. - Rano następnego dnia okazało się, że zwierzęta nie radzą sobie z suchym TMR dla cieląt. Pierwszy raz z czymś takim się spotkaliśmy. Nie byliśmy przygotowani na pojenie cieląt, wszystko trzeba było szybko kupić.

Policja nie była zainteresowana

Potem zwierzęta zaczęły padać. - Gdy padła trzecia sztuka, kontakt ze sprzedawcą się urwał. Padło nam łącznie osiem cieląt, chorowały na płuca. Jesteśmy ponad 15 tys. zł w plecy.

Po tym, jak artykuł ten ukazał się w wydaniu papierowym TPR, z redakcją skontaktowali się hodowcy z woj. kujawsko-pomorskiego. Schemat postępowania sprzedawcy i następujące potem wydarzenia w ich przypadku były podobne.   

Mój pierwszy rozmówca, z woj. lubelskiego, opowiada, że próbował zgłosić sprawę na policję, ale został zbyty.

– Powiedzieli, że trzeba było sprawdzić dokładnie przy odbiorze. Z innymi hodowcami rozważamy wspólne działania prawne przeciwko sprzedawcy - dodaje.

Dzwoniłem zarówno pod numer telefonu podawany w przekazanych przez rolnika ogłoszeniach, jak i pod numer sprzedawcy. Telefony są albo niedostępne albo nieodbierane. Nie dostałem też odpowiedzi na wysłany SMS.

Krzysztof Janisławski

Warszawa
23°C
Słonecznie
wi_00
wt.
wi_00
23°C
8°C
śr.
wi_00
22°C
8°C
czw.
wi_00
21°C
5°C
pt.
wi_00
25°C
13°C
sob.
wi_00
24°C
11°C
27. kwiecień 2025 04:07