Rolnicy nie zostali wpuszczeni na grunt, który, jak twierdzą, od 4 lat uprawiali
Sporna działka położona jest w obrębie Ostromecko, niedaleko Bydgoszczy. Jej areał to 35 ha. Jest to teren zalewowy położony w pobliżu koryta Wisły. Obszar jest atrakcyjny ze względu na rzeczne zasoby wody.
– Od 2020 roku uprawialiśmy te grunty, obsiewając je, wykonując wszystkie zabiegi agrotechniczne oraz zbierając plony. We wrześniu 2022 roku zasialiśmy na działce pszenicę ozimą. Ponieśliśmy wszystkie nakłady uprawy agrotechnicznej, nawozów, materiału siewnego. Wiosną tego roku w marcu kontynuowaliśmy prace, wykonując nawożenie RSM, stosując ochronę roślin oraz nawozy dolistne – mówi Oliwia Dykiel.
Wraz z ojcem prowadzi 180-hektarowe gospodarstwo specjalizujące się w produkcji roślinnej. Jego formalna siedziba znajduje się w Fordonie – dzielnicy Bydgoszczy. Rolnicy twierdzą, że na obsianie i utrzymanie plantacji pszenicy wydali ponad 200 tys. zł. Zbiór pszenicy miał odbyć się na początku sierpnia. Niestety, okazał się niemożliwy. Dojazd na pole został ogrodzony. Pilnowała go firma ochroniarska. Rolnicy nie zostali wpuszczeni na grunt, który, jak twierdzą, od 4 lat uprawiali. Umowa dzierżawy miała zostać podpisana w styczniu 2020 roku.
Kto jest właścicielem gruntu?
– Kiedy podpisywałem umowę dzierżawy dla działki, nie wiedziałem, że jej domniemany właściciel nie jest jej właścicielem. Okazało się, że od wielu lat dzierżawi ten grunt od KOWR. Miał też wykonać cesję tej dzierżawy na córkę. Płaciłem mu regularny czynsz i uprawiałem grunt. Zostałem wprowadzony w błąd, ponieważ nie miałem do czynienia z faktycznym właścicielem ziemi, która należy do Skarbu Państwa – twierdzi Jan Dykiel.
Umowa dzierżawy miała zostać sporządzona pisemnie. Strony ustaliły, że dzierżawa wyniesie 500 zł/ha. Rodzina Dykielów miała nie pobierać dopłat. W 2022 roku opłata za dzierżawę została podwyższona do 1000 zł/ha. Ich kontrahent, dysponent gruntów, dokonał przeksięgowania, ponieważ uznał, że płatności za lata wcześniejsze były zbyt niskie.
– Wysiłek wkładany w uprawę przez cały rok został nam brutalnie zabrany. Straciliśmy ogromne pieniądze. Dysponent gruntu zabrał naszą pszenicę. Nie wpuścił naszych kombajnów. Poczyniliśmy ogromne nakłady na plantację pszenicy, która została skoszona nie przez nas. Ponieśliśmy ogromne straty – wyjaśnia Oliwia Dykiel.
Policja powiadomiona o kradzieży pszenicy z pola
Rolnicy 4 sierpnia tuż po godzinie 10.00 przybyli do Ostromecka. Na polu, które mieli od 2020 roku uprawiać, zastali samochód ciężarowy blokujący wjazd. Pani Oliwia wezwała na miejsce policję. Zgłosiła kradzież pszenicy. Kontrahent, którego córka po dokonanej cesji formalnie dzierżawiła grunt, był na polu i siedział w kabinie kombajnu wraz z operatorem. Na polu odbyła się telefoniczna rozmowa z oficerem dyżurnym, kto ma prawo do koszenia zboża. Jan Dykiel wraz ze swoim pełnomocnikiem kontaktował się w tej sprawie z prokuraturą. Wydała ona zgodę na zbiór zboża przez rolnika. Z kolei kontrahent miał usunąć sprzęt z pola i oddać już skoszone zboże. Kontrahent zażądał jednak formalnej decyzji wydanej na piśmie.
– Policjant odszedł i zaczął gdzieś dzwonić. Po 20 minutach powiedział, że prokurator nie miał wszystkich informacji odnośnie sprawy i zmienił zdanie – relacjonuje Oliwia Dykiel.
Zdanie zmieniła także policja i pozwoliła na kontynuowanie pracy kombajnu, który został przyprowadzony na zlecenie kontrahenta. Nadal nie było jednak żadnych decyzji na piśmie. Policja nakazała usunąć sprzęt rolników. Zwróciła też uwagę na to, że gruntowa droga dojazdowa ma status publicznej i nie może być blokowana.
– Na drodze gminnej stały dwa kombajny kolejno za sobą i przyczepa przeładowcza. Sprzęt rolniczy nie mógł wyjechać z drogi, ponieważ nie miał możliwości zawrócenia. Przyjechał wtedy kolejny patrol policyjny, ale nieumundurowany. Funkcjonariusze zaczęli nas straszyć, że zaczną siłą ściągać maszyny rolnicze na lawety i na parking policyjny i przez rok nie będziemy mieć ich do naszej dyspozycji – informuje Oliwia Dykiel.
Nie tylko pszenica, rolnicy stracili także słomę
Pole koszone było kombajnem średniej mocy. Młócenie trwało trzy dni. Szybko rozpoczęto prasowanie słomy. Rolnicy twierdzą, że także ją utracili. W sprawie dzierżawy miała zostać spisana umowa obowiązująca na czas nieokreślony. Prokuratura prowadziła w tej sprawie czynności. Grafolog miał stwierdzić, że podpisy zarówno Jana Dykiela, jak i kontrahenta nie należały do nich. Nie znaleziono jednak dowodów na to, kto miałby dokonać fałszerstwa.
Sprawa dzierżawy była zgłaszana między innymi do KOWR i ARiMR. Chodziło o nieprawidłowo pobrane dopłaty oraz błędy przy dzierżawie. Poddzierżawianie państwowych gruntów może skutkować rozwiązaniem umowy przez KOWR. Oddział Terenowy w Bydgoszczy w toku postępowania kontrolnego ustalił, iż dzierżawca działki (kontrahent) przedstawił potwierdzenia zleceń wykonywanych upraw rolnych oraz faktury zakupu środków do produkcji rolnej. Rolnicy w KOWR przedstawili szereg dowodów na to, że to oni faktycznie uprawiali grunt. Ośrodek uznał, że w sprawie autentyczności podpisu na umowie dzierżawy ze stycznia 2020 roku policja prowadzi śledztwo, a jego zakończenie będzie miało „kluczowe znaczenie przy ocenie dostarczonych do KOWR dowodów”.
Umowa została sfałszowana?
Rolnicy obawiają się, że do KOWR mogły wpłynąć potwierdzenia wykonanych usług zorganizowane na zamówienie. Wydzierżawiający nie chce ujawniania swoich danych osobowych, więc w tym tekście zastępujemy je określeniem „kontrahent”. Udało nam się jednak z nim porozmawiać. Podczas pierwszego dnia zbioru pszenicy w stylowym koszyku przyniósł posiłki dla pracowników.
– Umowa sfałszowana. Ja to uprawiam, a żądania są nieuprawnione i godzą w mój interes. Zawiera ona absurdalne dane. Dziwne numery działek są wpisane, obejmują nawet teren, gdzie jest mój dom. Do tego stawka i kwota 150 zł/ha [to nie pomyłka – red.]. Taka nie obowiązuje na rynku. Pojawił się pan Dykiel, a ja mu zleciłem usługowe wykonywanie poszczególnych czynności maszynowych na polu. Rok wcześniej siał na zlecenie rzepak, on to zbierał i się rozliczaliśmy. Większej wagi do tego nie przykładałem, bo mi ciśnienie skoczyło, kilka razy wylądowałem w szpitalu. Ja tego nie kontrolowałem, a on to uprawiał – usłyszeliśmy od kontrahenta.
Jego tłumaczenia wydawały się logiczne, momentami przekonujące. Aby upewnić się, czy mamy do czynienia z zawodowym rolnikiem, zapytaliśmy, jakie poniósł nakłady na uprawę 35 ha pszenicy.
– Około 100 tys. zł na całe 35 ha, jakieś 3 tys. zł/ha. Tutaj trochę mniejsze są nakłady, bo to dobra ziemia i teren zalewowy. Jest wilgoć, bo Wisła blisko – usłyszeliśmy po chwili zastanowienia.
Według wyliczeń Wielkopolskiej Izby Rolniczej, pełne nakłady na uprawę 1 ha pszenicy to 8 tys. zł/ha.
Tomasz Ślęzak
fot. T. Ślezak