Osłabiona krowa przyczyną problemów rolnika
Krzysztof Kawczyński z Józefkowa w gminie Gostynin prowadzi blisko 70-hektarowe gospodarstwo specjalizujące się w hodowli bydła i produkcji mleka. Jest dostawcą spółki Ronomlex. Jego stado krów dojnych liczy 38 szt. Łącznie utrzymuje 68 szt. bydła. Rolnik jest znany ze swojej twórczości i związany jest z MafiąSolec – bardzo popularną w Internecie grupą.
W czerwcu 2022 roku w jego gospodarstwie wycieliła się krowa. Początkowo nic nie zapowiadało kłopotów. Cielę było w dobrej kondycji, podobnie jak matka.
– Po kilku dniach po porodzie krowa nagle osłabła. Nie miała gorączki, ale nie wiadomo było, co się dzieje. Nagle przestała pobierać pożywienie. W tamtym momencie nie wykazywała żadnej innej słabości fizjologicznej. Musiałem podjąć jakąś decyzję. Mogła cierpieć dalej, zdechnąć i byłaby to poważna strata finansowa dla mnie. Do gospodarstwa przyjechał handlarz. Sprzedałem krowę kilka dni po tym, jak się wycieliła. Handlarz ją zabrał i myślałem, że sprawa została załatwiona. Nie spodziewałem się, że będzie to oznaczać poważne dla mnie kłopoty – wspomina Krzysztof Kawczyński.
Krowa zdechła podczas transportu
W Unii Europejskiej od prawie 20 lat obowiązują przepisy, które szczegółowo regulują zasady transportu zwierząt. Jest także prawo krajowe, w tym ustawa o ochronie zwierząt, która określa między innymi kary za znęcanie się nad zwierzętami. Po sprzedaniu przez hodowcę krowy do akcji wkroczył Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Płocku. Złożył zawiadomienie w sprawie popełnienia przestępstwa do Komendy Miejskiej Policji w Gostyninie. Inspektorat twierdził, że rolnik złamał art. 35 ust. 1a ustawy o ochronie zwierząt. Mówi on, że „Kto zabija, uśmierca zwierzę albo dokonuje uboju zwierzęcia z naruszeniem przepisów (…), podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. Z kolei ust. 1a przewiduje, że „tej samej karze podlega ten, kto znęca się nad zwierzęciem”.
– Hoduję krowy od wielu lat. Nigdy nie słyszałem o tym, że sprzedanie krowy kilka dni po porodzie to przestępstwo, za które może grozić nawet więzienie. Zresztą nie słyszałem o tym, aby taki przepis wcześniej był egzekwowany. Początkowo myślałem, że zostało zmienione prawo, a stały za tym jakieś organizacje, nazywane ekologicznymi, po to, aby utrudnić rolnikom produkcję mleka – mówi Krzysztof Kawczyński.
W zawiadomieniu w sprawie popełnienia przestępstwa Inspekcja Weterynaryjna powołuje się na przepisy trzech aktów prawnych. Poza krajową ustawą o ochronie zwierząt wymienia Rozporządzenie Rady (WE) nr 1/2005 z 22 grudnia 2004 r. w sprawie ochrony zwierząt podczas transportu i związanych z tym działań oraz Rozporządzenie WE nr 1255/97. To pozwoliło Inspekcji uznać, że hodowca „znęcał się nad zwierzęciem poprzez świadome dopuszczenie do zadawania bólu lub cierpień polegające na dopuszczeniu do transportu wykazującej słabość fizjologiczną sztuki bydła w postaci samicy”.
Bo urodziły w poprzednim tygodniu
Jak się okazuje, nie można sprzedawać zwierząt tuż po porodzie. Rozporządzenie nr 1/2005 w jednym z załączników określa przepisy techniczne dotyczące transportu zwierząt.
Przewiduje ono, między innymi, że zwierzęta mogą być przewożone jedynie, jeżeli są zdolne do transportu, natomiast wszystkie zwierzęta muszą być transportowane w warunkach gwarantujących im brak zranień lub niepotrzebnego cierpienia. Rozporządzenie wymienia wiele sytuacji, kiedy zwierzęta nie mogą być transportowane. Chodzi między innymi o przypadki, kiedy zwierzęta nie są zdolne do samodzielnego poruszania się bez bólu lub pomocy, mają poważną ranę. Rozporządzenie zawiera także podpunkt, który wymienia, że zabroniony jest transport ciężarnych samic będących „w okresie przekraczającym 90% lub więcej przewidywanego okresu ciąży lub są to samice, które urodziły w poprzednim tygodniu”.
Krzysztof Kawczyński z powodu sprzedaży krowy przez organy państwa został potraktowany jak pospolity przestępca, który znęca się nad zwierzętami. Dostał wezwanie na policję, gdzie był przesłuchiwany. Sprawą zajęła się prokuratura, która następnie skierowała sprawę do sądu karnego. Jedną z jego działek rolnych zajęto, dokonano wpisu do księgi wieczystej, a hipoteka została zabezpieczona na poczet przyszłych kar finansowych.
– Spotkanie z funkcjonariuszami policji było szczególne. Nie podchodzili z entuzjazmem do podejmowania wobec mnie czynności. Usprawiedliwiali się, że takie otrzymali zgłoszenie i musieli się sprawą zająć – wspomina Krzysztof Kawczyński.
Sąd: Rolnik winny znęcania się nad krową
Sąd Rejonowy w Gostyninie 9 listopada 2022 r. w postępowaniu nakazowym orzekł, że oskarżonego Krzysztofa Kawczyńskiego uznaje „za winnego popełnienia zarzucanego mu czynu i za to na podstawie art. 35 ust. 1a Ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o ochronie zwierząt skazuje go, zaś na podstawie art. 35 ust. 1a ww. ustawy w zw. z art. 37a § 1 k.k. wymierza mu karę grzywny w postaci 120 stawek dziennych, ustalając wysokość jednej stawki dziennej na kwotę trzydzieści złotych”.
Sąd wymierzył także rolnikowi nawiązkę na rzecz płockiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w kwocie 3 tys. zł na cel związany z ochroną zwierząt. Dodatkowo Krzysztof Kawczyński ma zapłacić na rzecz Skarbu Państwa 310 zł z tytułu kosztów sądowych.
Ponad 6 tysięcy kary dla rolnika. Ten się odwołał od wyroku
Wspomniany już art. 35 ust. 1a przewiduje za znęcanie się nad zwierzętami nawet 3 lata więzienia. Sąd jednak zastosował art. 37a § 1 Kodeksu karnego. Rolnik nie został skazany na więzienie, dlatego że kodeks przewiduje, że jeśli przestępstwo jest zagrożone karą pozbawienia wolności nieprzekraczającą 8 lat, sąd może „orzec karę ograniczenia wolności nie niższą od 3 miesięcy albo grzywnę nie niższą od 100 stawek dziennych, jeżeli równocześnie orzeka środek karny, środek kompensacyjny lub przepadek”. Łącznie więc pan Krzysztof za „przygodę” z krową miał do zapłacenia 6910 zł.
Rolnik od wyroku nakazowego złożył sprzeciw. Odbędzie się więc zwykłe postępowanie sądowe. Hodowca zamierza powołać świadków. Obowiązujące przepisy są dla rolników bardzo surowe. Zostały wprowadzone wiele lat temu, ale do tej pory inspektoraty weterynarii na terenie kraju ich nie egzekwowały. Zadziwia fakt, że rolnik został ukarany za to, że udostępnił krowę i spowodował możliwość jej transportu, a przecież wykonała go firma handlowa, a nie sprzedający zwierzę. Rozporządzenie Rady (WE) nr 1/2005 odnosi się do wielu kwestii związanych z przemieszczaniem zwierząt. Stwierdza między innymi, że zwierzę nie jest zdolne do transportu, jeśli „są to świnie w wieku poniżej trzech tygodni, jagnięta w wieku poniżej tygodnia i jałówki w wieku poniżej dziesięciu dni, chyba że są transportowane na odległość mniejszą niż 100 km”.
Obowiązek inspektoratu
– Chciałem za pośrednictwem „Tygodnika” przedstawić mój przypadek i ostrzec wszystkich rolników w kraju. Uważajcie, bo te przepisy są okrutne. Miałem pecha, ponieważ inspektorat weterynarii nagle postanowił wykonywać przepisy, o istnieniu których niewielu rolników w ogóle wiedziało – mówi Krzysztof Kawczyński.
Zadzwoniłem do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Płocku. Przedstawiłem się jako zajmujący się hodowlą bydła. Powiedziałem, że chcę sprawdzić, czy informacja o tym, że rolnik ścigany jest przez prokuraturę za sprzedaż krowy, jest prawdziwa – wszak sytuacje, kiedy krowy są transportowane, a cielęta po narodzinach sprzedawane, zdarzają się często. Miła pani w sekretariacie umożliwiła mi połączenie z lekarzem, który zajmował się sprawą.
– Te przepisy obowiązują od dawna, ale nie jestem upoważniony do udzielania takich informacji – usłyszałem, informując wcześ-
niej, że dzwonię z redakcji TPR.
– Proszę umówić się na spotkanie z powiatowym lekarzem weterynarii. Mogę powiedzieć, że chodzi o rozporządzenie unijne nr 1/2005 z 22 grudnia 2004 r. Dotyczy ono dobrostanu zwierząt kręgowych podczas transportu. Nie działamy samoistnie. Po prostu uzyskaliśmy takie informacje i musimy na nie reagować. Jeśli nie mamy takich informacji, to nie reagujemy. Jesteśmy instytucją państwową i musimy działać, kiedy jest zgłoszenie – powiedział nam pracownik inspektoratu.
Kiedy zapytałem, kto dokonuje takich zgłoszeń, rozmowa została przerwana.
– Kilka lat temu była mocno nagłośniona afera leżakowa. Wtedy władze weterynaryjne zarządziły, aby w rzeźniach był lekarz, który ma dostęp do bazy ARiMR. Są tam rejestrowane urodzenia, sprzedaż oraz kupno. Jeśli lekarz stwierdza, że doszło do nieprawidłowości, musi nam to zgłosić. Nie mamy innego wyjścia i musimy podjąć czynności. Mamy taki obowiązek. Prokuratury zwykle proponują dobrowolne poddanie się karze. Zgłoszenia na większą skalę zaczęły się w ubiegłym roku. W tym mieliśmy takich przypadków już kilkadziesiąt. Osoby, które prowadzą transport zwierząt, nie mają dostępu do informacji o nich, w tym także o wycieleniach. Polegają na tym, co przekazał im właściciel zwierząt – powiedział nam Marek Sankiewicz, powiatowy lekarz weterynarii w Płocku.
Tomasz Ślęzak
fot. T. Ślęzak