Droga przez mękę
Do siedziby firmy Agro Efekt w Starych Jaroszowicach na Dolnym Śląsku wiedzie prawdziwa droga przez mękę – nawet dla kierowców rajdowych – bo z trudnością mijają się na niej dwa osobowe samochody. Traktorzyści muszą zatrzymywać się kawałek dalej, na placu obok strażackiej remizy (albo po prostu na drodze głównej), gdzie odłączają jedną przyczepę, zostawiają ją i jadą z jedną. A wracają po drugą. I operacja się powtarza, bo znowu z drugą przyczepą przedzierają się ciasną uliczką do skupu.
– Dojazd do tego punktu jest fatalny. Jak z jednej strony jedzie ciągnik, a z drugiej samochód, to już nie wiadomo, co zrobić – opowiada Krzysztof Rynia, rolnik ze Starych Jaroszowic. – A kiedy jadę kombajnem kosić zboże w tym rejonie, muszę kombinować, jak przejechać, i robić wiele kilometrów objazdu od Wartowic drogami polnymi, choć tędy byłoby lepiej, krócej, prościej i, oczywiście, taniej. Gmina coś w tym przypadku przegapiła. Oby tylko nie doszło tam do jakiegoś wypadku.
– Sam wiele razy musiałem tak robić w tym miejscu, podobnie znajomi rolnicy – mówi Konrad Wilk, rolnik z rejonu Lubania. – To nie tylko utrudnienie związane z mobilnością, ale także czasowe i po prostu kosztowne, bo więcej wydaje się pieniędzy na paliwo, jeżdżąc w tę i we w tę.
– Muszę prawie 30 km jechać do tego punktu, a tutaj jeszcze takie problemy – dodaje Kamil Łamasz, rolnik z okolic Lubania. – Tak samo jak plony są wwożone, są i transportowane dalej, wywożone, bo nie może tam wjechać większy samochód, a więc tworzą się kolejki, tracimy czas i paliwo. Ile? Trudno nawet policzyć.
Lekceważenie rolników
Podobną opinię ma Wojciech Weselak, rolnik z oddalonego niemal o 10 km Kruszyna.
– Czegoś takiego jeszcze w moim życiu nie widziałem. Wydaje się, że wszyscy nas zlekceważyli – opowiada gospodarz. – Nie wiem, kto za to odpowiada. Ale ja dostarczam nawet 500–600 ton zboża. Mam zestaw transportowy na 36 ton, ale stoi pod płotem, gdyż nie da się tam normalnie wjechać. Muszę więc jeździć z małymi przyczepami.
Wszystko wynika z tego, że samorząd gminy wiejskiej Bolesławiec nie kupił parę lat temu na trasie do skupu kilku arów ziemi, de facto podwórka, które nowy właściciel ogrodził. Wcześniej kiedy kilka arów, należących do byłej spółdzielni rolniczej, służyło rolnikom do zawracania, umożliwiało zakręcenie i zmieszczenie się w tym wąskim gardle komunikacyjnym z dwiema przyczepami problemu nie było. Problem ma także sama firma, ponieważ trudności ze skupem dotykają także jej. Bowiem tir z dostawą nawozów też nie przejedzie. Transporty są więc droższe, bo jest ich więcej. Kiedy zaś ktoś dostarcza lub odbiera plony, choćby rzepak, i robi to tirem, musi czekać 2–3 godziny ładowaczem, aż firma je przeładuje ze swoich magazynów. A to wszystko olbrzymie koszty związane z marnotrawstwem czasu i oczywiście paliwa.
– Utrudnia to pracę i nam, i rolnikom. Szczególnie dotkliwe jest to w sezonie żniwnym – mówi Jaonna Chycka, dyrektor Agro-Efekt w rejonie Ujazd. – Część rolników musiała nawet zrezygnować w tym czasie z dostaw. Dla mnie to absurdalna sytuacja.
Podkreśla, że przedstawiciele firmy rozmawiali z władzami gminy i oferowali nawet pomoc w budowie drogi, dojazdu, który nie byłby kolizyjny i byłby dogodny dla rolników.
– Mamy bardzo wielu klientów z regionu, choćby z Lwówka czy Lubania. Zgodnie z fakturami jest to nawet kilkaset osób – relacjonuje sytuację dyrektor Chycka. – My też ponosimy wyższe koszty związane z takimi utrudnieniami. Choćby konieczność wielokrotnych dojazdów i przeładunku, na przykład rzepaku. To, co powinno trwać około 20 minut, przedłuża się nawet do 2–3 godzin.
Inny paradoksalny problem to zbiornik po RSM
Zbiornik na roztwór saletrzano-mocznikowy jest już pusty i firma chętnie go wymieni na pełny albo rozwiąże umowę z dotychczasowym dostawcą, ale… nie może. Nie można bowiem go w nowej sytuacji komunikacyjnej bezpiecznie wywieźć z placu firmy w Starych Jaroszowicach.
– Może po prostu nikt w urzędzie gminy nie pomyślał o rolnikach i dlatego teraz mamy gorsze warunki dojazdu do skupu w Starych Jaroszowicach – rozważa Konrad Wilk.
Samorząd dostrzega problem, ale czy co z nim robi?
Jarosław Babiasz, kierownik Referatu Rolnictwa, Nieruchomości i Gospodarki Komunalnej Urzędu Gminy Bolesławiec, zaznacza, że samorząd dostrzega ten problem, i podkreśla, iż stara się go rozwiązać na rzecz rolników.
– Droga gminna od samego początku swojego istnienia była drogą wąską, szerokości od 4 do maksymalnie 5 m, a w obszarze zabudowanym 4 m, poprowadzoną pomiędzy budynkami gospodarczymi i mieszkalnymi, które w większości należały do nieistniejącej już rolniczej spółdzielni produkcyjnej. To właśnie ta spółdzielnia była właścicielem nieruchomości nr 228/3, którą sprzedała obecnym właścicielom, a nie gminie. Plac (podwórze), na którym mijały się pojazdy rolnicze, nie był częścią drogi, a położony był na sprzedanej nieruchomości. Nowy nabywca zdecydował się ogrodzić nieruchomość. Gmina podjęła rozmowy na temat odkupu fragmentu niezbędnego do poszerzenia drogi, jednak nowy nabywca nie wyraził zainteresowania propozycją – wyjaśnia kierownik Babiasz.
W tym celu samorząd przystąpił w lutym 2020 r. do sporządzenia nowego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego wsi Stare Jaroszowice, wyznaczającego nowy układ komunikacyjny w tym rejonie.
– Kiedy zakończy się proces planistyczny nad opracowaniem planu miejscowego, co trudno ocenić w związku z ostatnią nowelizacją ustawy o planowaniu, która weszła w życie 24 września 2023 r., i koniecznością weryfikacji projektu pod względem zgodności z nowymi przepisami i zostanie on zaakceptowany przez radę gminy, przystąpimy do negocjacji z właścicielami terenów, na których zaplanowany jest nowy przebieg drogi do przedsiębiorstwa. Następnie po ich zakończeniu – jeśli przyniosą pożądany skutek – przystąpimy do podziału geodezyjnego, wykupu gruntu pod drogę, projektowania i budowy nowej drogi – informuje kierownik Babiasz. I dodaje: – Wolą władz gminy jest uregulować tę sytuację w sposób jak najmniej kolizyjny i jak najbardziej satysfakcjonujący dla wszystkich stron.
Artur Kowalczyk
fot. A. Kowalczyk