Danuta Rataj ukojenie w tak trudnej sytuacji znajduje w pracy ze zwierzętamiArtur Kowalczyk
StoryEditorINTERWENCJA TPR

Rolnicy nabici w butelkę przez urzędników. "Trzeba będzie zwijać gospodarstwo"

16.02.2025., 17:00h
Artur KowalczykArtur Kowalczyk

Trzy rzeki: Jasienica, Iłownica, Wapienica, które zalały między innymi wieś Ligota na Śląsku (powiat bielski, gmina Czechowice-Dziedzice) i dokonały tam spustoszenia, dziś płyną już spokojnie. Jednak krew w żyłach rolników płynie jak w czasie powodzi, i to nie tylko szybko. Niszczy ich zdrowie i idzie w piach.

Rolnicy czują się oszukani przez urzędników

Gospodarze czują się oszukani przez urzędników, którzy oszacowali straty w ich gospodarstwach. Choć woda na ich polach czy w zabudowaniach sięgnęła nawet półtora metra i zalała niemal wszystko, to – jak wskazują rolnicy – ich straty na papierze, w oficjalnych protokołach komisji popowodziowych, są sporo mniejsze, niż były w rzeczywistości.

Danuta Rataj i jej mąż Ryszard gospodarujący na niespełna 30 ha są wstrząśnięci protokołem, który otrzymali i… musieli podpisać. Gdyby tego nie zrobili do końca listopada 2024 r., nie mieliby prawa do wystąpienia z wnioskiem o pomoc dla powodzian.

– Jest wiele dziwnych rzeczy w tej sprawie. Nie chcieli mi pokazać w gminie protokołów roboczych, które sporządzono u nas na miejscu. Dlaczego? To jakieś tajne dokumenty? – zastanawia się Danuta Rataj.

W jej gospodarstwie fala powodziowa porwała 35 bali sianokiszonki, a kolejne 90 zostało zalanych przez powódź. Rolnicy stracili także obornik, który popłynął z wodą.

image
Ubezpieczone uprawy

Rolnicy mają problemy z odszkodowaniem. Czy wymagania ARiMR są nierealne?

To wszystko to nie tylko pieniądze, ale to przecież praca naszych rąk – mówi pan Ryszard. – Mieliśmy jeszcze tysiąc pięćset litrów paliwa, które też zabrała woda.

I ostatecznie podkreśla, że różnica między rzeczywistymi stratami spowodowanymi przez powódź w obejściu a tymi, które urzędnicy zapisali w końcowym protokole, to przynajmniej 30%.

Tym bardziej że woda zalała tam prawie cały park maszynowy: ładowarkę, dwa ciągniki, rozrzutnik do obornika, zgrabiarkę do siana i wiele innych. Rolnicy jednak walczą, bo ich gospodarstwo miesięcznie oddaje około 20 tys. litrów mleka do OSM Włoszczowa.

A to dzięki 20 krowom, dla których niespełna 30 ha ziemi gospodarstwa to zaplecze paszowe.

– Zostaliśmy nabici w butelkę – stwierdza rozżalony pan Ryszard.

"Trzeba będzie zwijać gospodarstwo"

Bardzo podobną sytuację ma w swoim gospodarstwie w Ligocie Krzysztof Kraus, który również jest bardzo rozgoryczony protokołem, jaki musiał podpisać po powodzi.

Trzeba będzie zwijać gospodarstwo – prognozuje młody rolnik. – Bo nie mamy paszy dla zwierząt, nie mamy zapasów, które były przygotowane jesienią, a które straciliśmy. Na domiar złego w protokołach zmniejszono straty, jakie ponieśliśmy.

Żywioł zniszczył w jego gospodarstwie kiszonkę z kukurydzy w dwóch silosach, a w protokole jej nie ma. Kolejne straty to kilka ton nawozów, wapno granulowane, pryzma z kukurydzą, a także 50 bali sianokiszonki i 15 słomy. Zniszczenia w oborze oszacowano na 3,5 tys. zł.

image
W tej sytuacji Krzysztof Kraus rozważa nawet likwidację gospodarstwa
FOTO: Artur Kowalczyk

A przecież to wszystko musiało być wysuszone, oczyszczone, naprawione. To kosztuje, a gdzie materiały, a gdzie robocizna? – wylicza rolnik. I dodaje: – A materiał siewny około 500–600 kg ziarna na przyszły rok, który też zabrała mi powódź? Tego się już nie liczy?

Różnicę między stratami zapisanymi a rzeczywistymi w swoim obejściu ocenia na kilkanaście tysięcy złotych.

– Tak, to prawda, że podpisaliśmy te protokoły, bo kazano nam je najpierw podpisać, gdyż inaczej bez nich do końca listopada nie moglibyśmy występować z wnioskami o pomoc po powodzi – mówi Kraus.

Instrukcje przyszły z urzędu wojewódzkiego?

W sąsiednim Bronwie Ryszard Zbijowski uprawiający niemal 30 ha ziemi, które są zapleczem paszowym dla 40 krów mlecznych, również jest zszokowany efektami pracy komisji. W jego obejściu zalało m.in. sieczkarnię, zbierak do balotów, kosiarkę dyskową i bębnową, zgrabiarkę, prasę i pługi.

image
Ryszard Zbijowski nie potrafi ciągle sobie wytłumaczyć, dlaczego mogło dojść do takich nieprawidłowości
FOTO: Artur Kowalczyk

– W stodole szlag trafił słomę paszową – dodaje roztrzęsiony Zbijowski. – Skoro ktoś przychodzi i szacuje straty, a potem mówi, że kazano mu z góry szacować straty w maszynach do 2–3 tys. zł, to co ja mam o tym myśleć? Mówiono nam, że takie mają instrukcje z urzędu wojewódzkiego.

Zdenerwowany sytuacją rolnik nie chce nawet szacować różnicy między protokołem a rzeczywistymi stratami, bo po powodzi liczy się każda złotówka. On również, jak jego sąsiedzi, oddaje mleko do OSM Włoszczowa.

– Byliśmy między młotem a kowadłem. Jeśli nie podpisalibyśmy tych protokołów, nie moglibyśmy występować o pomoc do końca listopada – mówi Krzysztof Kraus.

Krowy w oborze stały w wodzie po wymiona, dostały zapalenia, miały biegunki, ponieśliśmy koszty leczenia. To wszystko nie jest takie proste, jak na papierze, a jak mówi stare powiedzenie, papier wszystko przyjmie – opowiada Ryszard Rataj.

U niego szkody w budynkach do produkcji rolnej oceniono na 3,5 tys. zł, w maszynach i narzędziach na 10,5 tys. zł. Rolnik dodaje, że każdy, kto prowadzi gospodarstwo, wie, ile kosztuje remont nawet małej obory albo ile trzeba zapłacić za godzinę pracy serwisu naprawczego i materiały. Zaznacza, że dochody policzono na możliwie najwyższym poziomie.

– To brak szacunku dla ciężkiej pracy rolników, którzy wytwarzają to, co jest na stole w każdym domu, choćby mleko – uważają gospodarze.

Urzędnicy nie mają sobie niczego do zarzucenia

Urzędnicy jednak wydają się myśleć, a na pewno pisać zupełnie inaczej w tej sprawie: „(...) Podstawę zasad pracy poszczególnych komisji stanowią Wytyczne dla komisji opracowywane przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. W przypadku tegorocznej powodzi MRiRW doszczegółowiło zasady szacowania powstałych szkód (...). Uregulowano m.in. kwestię szacowania strat w zmagazynowanych zbożach lub innych płodach rolnych (...) czy też zasady ustalania kosztów sanitacji i przywrócenia gleby do produkcji rolnej. Wojewoda śląski nie wydawał żadnych odrębnych zaleceń dotyczących pracy poszczególnych komisji” – informuje Iwona Matuszewska, kierownik Oddziału ds. Obsługi Prasowej Biura Wojewody Śląskiego. Stwierdza także, że: „(...) do wojewody nie wpłynęły żadne zastrzeżenia czy też sygnały o nieprawidłowościach przy szacowaniu szkód powodziowych w gospodarstwach rolnych przez poszczególne komisje. Tym samym brak jest możliwości odniesienia się do pytań zawartych w Pańskiej korespondencji, a sugerujących zaistnienie takich okoliczności”.

Można więc – a może nawet trzeba – chyba przyjąć, że kolejny raz to urzędnicy mają rację, a nie rolnicy.

Artur Kowalczyk

fot. A Kowalczyk

Warszawa
8°C
Niewielki deszcz
wi_00
pon.
wi_00
11°C
6°C
wt.
wi_00
11°C
6°C
śr.
wi_00
15°C
5°C
czw.
wi_00
15°C
4°C
pt.
wi_00
18°C
5°C
31. marzec 2025 04:49