Cudem ocalał dom
– Całe szczęście, że mamy dach nad głową. Wiatr tego dnia wiał w kierunku pól, czyli północnym, gdyby jego kierunek był przeciwny, z naszego domu mogłoby niewiele zostać, bo pomiędzy budynkami gospodarczymi a domem jest jedynie kotłownia i jest to jeden ciąg połączonych ze sobą budynków – powiedział Mirosław Burzyński, dodając, że w ocalałym domu mieszka on z żoną, jego 90-letnia mama oraz córka z mężem i dziećmi.
Straty oszacowane na 350 tys. złotych
Pożar wybuchł 18 marca około godziny 14. Prawdopodobną przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej. W akcji gaśniczej brało udział 12 zastępów straży pożarnej, liczących w sumie 45 strażaków. Na szczęście nikt w pożarze nie ucierpiał, jednak straty są szacowane na 350 tys. zł i właściciel gospodarstwa wie, że ubezpieczenie pokryje tylko część tych strat.
– Walka z żywiołem trwała 5,5 godziny. Ojca i męża nie było, bo pojechali do lasu. Z mężczyzn był tylko brat, który szybko wyprowadził bydło z płonącej obory. Do dziś opasy są u brata, bo u nas nie ma jeszcze warunków, aby zwierzęta wróciły – powiedziała Paulina Szymańska, córka Mirosława Burzyńskiego.
– To dla nas tragedia, straty są duże, doszczętnie spłonął dach budynku o powierzchni 12x25 m, który miał konstrukcję drewnianą i pokryty był eternitem. Część murów będzie trzeba wymienić na nowe, zwłaszcza tam, gdzie była użyta cegła betonowa, która zlasowała się od wysokiej temperatury. Takie straty najprawdopodobniej uwzględni ubezpieczenie, ale nikt nam nie zwróci wartości tego, co było w środku budynku i też spłonęło. Było to 250 balotów słomy, 4 tony zboża, kwalifikowany materiał siewny kukurydzy, siewnik, śrutownik, skuter oraz niemal wszystkie narzędzia. Całe szczęście, że ciągnik nie był w budynku, bo często go tam garażowałem – dodał Mirosław Burzyński.
Sołtys się nie poddaje i jak najszybciej chce odbudować swoje gospodarstwo. Z pomocą ruszyła lokalna społeczność
Choć rolnicy przeżyli szok, to się nie poddają i od razu z pomocą okolicznych mieszkańców zabrali się za uprzątanie pogorzeliska, zakupili też cegły na naprawę murów, gdyż jak najszybciej chcą naprawić budynek i jeszcze przed zimą zamontować nowy dach, aby nie doszło do dalszych zniszczeń.
– Chociaż straciliśmy ogromną część dorobku życia, to nie zostaliśmy z tym sami. Spotkaliśmy się z dużą pomocą okolicznej ludności, przeprowadzono kilka zbiórek zarówno płodów rolnych, jak i pieniężnych, za co serdecznie wszystkim zaangażowanym dziękuję. Dziękowałem też już na posiedzeniu rady gminy Bielawy. W pomoc zaangażowali się radni gminy Bielawy oraz koło gospodyń wiejskich naszej wsi i także wszyscy inni mieszkańcy. W pomoc zaangażował się także przedstawiciel firmy Pioneer, który nieodpłatnie dostarczył nam materiał siewny kukurydzy – powiedział Mirosław Burzyński.
Jak pomóc rolnikowi w odbudowie gospodarstwa?
Wieść o pożarze rozniosła się bardzo szybko, zwłaszcza że właścicielem gospodarstwa jest sołtys Chruślina. On sam, pomimo widocznych emocji i nie najmłodszego wieku, jest zdeterminowany, aby odbudować oborę ze stodołą. Ma w tym pomoc i wsparcie najbliższych. Na ile im wystarczy pieniędzy z odszkodowania jeszcze nie wiedzą, na razie dokonali zgłoszenia, był u nich rzeczoznawca. Mają jednak świadomość jak wysokie są ceny materiałów budowlanych i robocizny. Dlatego córka pana Mirosława, Paulina Szymańska wraz z mężem Michałem otworzyli zbiórkę na portalu zrzutka.pl – jako cel określili zebranie 100 tys. zł. Zbiórka trwać będzie jeszcze 2 miesiące. Można wesprzeć rolników pod linkiem: https://zrzutka.pl/m7rk4x.
50 lat doił krowy, teraz hodował opasy
– Przeszedłem zawał serca i podupadłem na zdrowiu, dlatego w lipcu poprzedniego roku zlikwidowałem stado krów mlecznych. Do tej pory jeszcze mamy dojarkę przewodową, z której mleko trafiało do schładzalnika, a dalej cysterną jechało do OSM w Łowiczu. Utrzymywałem do 26 krów mlecznych, bo tyle mamy legowisk, a krowy doiłem przez 50 lat – powiedział Mirosław Burzyński.
Alternatywą dla krów stało się bydło opasowe, które jest mniej pracochłonną gałęzią produkcji zwierzęcej niż produkcja mleka.
– Mamy zgarniacze obornika, są łąki, zdrowie ostatnio się nieco poprawiło, mam jeszcze rok do emerytury i żeby się nie nudzić rozpocząłem opas bydła. Jednak przez ten pożar narobiło się mnóstwo problemów – zakończył Mirosław Burzyński.