Czy rolnictwo jest za głośne? Urzędnicy sprawdzają to po raz kolejny
Najnowsze badanie dotyczyło poziomu emitowanego hałasu. Zostało przeprowadzone, choć poprzednie nie wykazało przekroczeń.
Urzędniczki Starostwa Powiatowego w Hrubieszowie w towarzystwie pracowników wyspecjalizowanej firmy zjawiły się w bazie gospodarstwa rolnego Krzysztofa Pędraka w Dziekanowie 5 listopada, punktualnie o godz. 11.30. Cel: badanie emisji hałasu.
To już kolejne takie badanie. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w 2021 r. tak informował o wynikach poprzedniej kontroli: „Zarówno wyniki analiz pobranych próbek gleby, jak również wyniki pomiarów hałasu nie potwierdziły podnoszonych przez skarżącego uciążliwości”.
Mimo to w starostwie złożony został wniosek o kolejne pomiary. 12 lutego 2024 r. starostwo odmówiło, powołując się na wyniki badań WIOŚ.
Jednak wnioskodawca odwołał się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Zamościu, a to 12 kwietnia 2024 r. w całości odrzuciło decyzję hrubieszowskiego starostwa i skierowało ją do ponownego rozpatrzenia. Powołało się na zmiany w prawie.
Według SKO skutkują one tym, że badania poziomu hałasu przeprowadzone przez inspektorat ochrony środowiska nie mogą stanowić podstawy do wydania decyzji w postępowaniach wszczętych po 23 września 2021 r. W tej sytuacji starostwo zdecydowało przeprowadzić badania siłami wynajętej firmy.
Jak rolnik powinien zachować się w takiej sytuacji?
Po tym wyjaśnieniu wracamy do bazy gospodarstwa w Dziekanowie. Krzysztof Pędrak rozważał różne scenariusze zachowania. Łącznie z odmową wzięcia udziału w kolejnym badaniu.
– Ostatecznie uznałem, że wezmę w nim udział, ale będę wykonywał wyłącznie takie czynności, jakie wykonuję w związku z moją pracą – mówi Krzysztof Pędrak. – Działalność rolnicza, którą tu prowadzę, jest zgodna z gminnym planem zagospodarowania przestrzennego. Ciągniki mają homologacje, nie mam nic do ukrycia – stwierdził. – Zależy mi też na zakończeniu procedury administracyjnej, aby skierować następnie sprawę do sądu.
Na terenie posesji jego sąsiada pracownicy firmy rozmieścili mikrofony. „Pan sobie zażyczył trzy punkty” – poinformował przedstawiciel firmy prowadzącej badania. Rolnik zapytał, czy to on decyduje, jak prowadzone są badania. „Decyduje szef, to nie pierwsze takie badanie” – uspokajał pracownik.
Niech silnik ciągnika pracuje na wysokich obrotach
Do innej kontrowersji doszło, gdy jedna z urzędniczek zażyczyła sobie, aby uruchamiając ciągnik, rolnik zwiększył obroty silnika.
– Z całym szacunkiem, ale jestem kierowcą zawodowym i to ja będę decydował, jak poruszać się prawidłowo pojazdem – odpowiedział jej Krzysztof Pędrak.
Pomiary poprzedziły ustalenia. Najpierw rolnik musiał wytłumaczyć pracownikom firmy przeprowadzającej badania, że większość wykonywanych przez niego prac odbywa się nie w Dziekanowie na podwórku, a w polu i mają one charakter sezonowy.
– Tankuję ciągnik, podczepiam pług albo agregat, jadę w pole i tam pracuję wiele godzin – wyjaśniał rolnik. – Nie tutaj. Latem rozładowuję zbiory, opróżnienie przyczepy trwa jakieś 15 minut. A do prac, które wykonuję w warsztacie używam narzędzi, jakie każdy posiada w domu i wykorzystuje na co dzień.
Gospodarz podkreśla, że nie buduje ani nie przerabia na własną rękę maszyn uprawowo-siewnych, co mogłoby się wiązać z głośnym i długotrwałym hałasem.
– Używam wyłącznie homologowanych narzędzi, pojazdów dopuszczonych do ruchu, spełniających wszelkie normy – mówi. – Proszę zwrócić uwagę, że hałas, jaki emituje przejeżdżający ulicą obok rozpędzony ciągnik z dwiema przyczepami. Zagłusza naszą rozmowę i jest znacznie większy niż ten, jaki emituje ciągnik uruchomiony na podwórku - dodaje Alicja Pędrak, żona Krzysztofa Pędraka.
Do kolejnego spięcia doszło, gdy pomiary miały w końcu ruszyć.
– Kazali mi jeździć ładowarką i ciągnikami tak blisko granicy działki i tak długo, aż mikrofony coś wykażą – opowiadał zdenerwowany rolnik.
Ostatecznie gospodarz wykonywał tylko czynności typowe dla swojej pracy. Markował załadunek przyczepy ładowarką, uruchamiał ciągniki i podjeżdżał nimi do maszyn uprawowych. Na koniec uruchamiał szlifierki w warsztacie.
Sąsiedzki konflikt w Dziekanowie koło Hrubieszowa trwa od wielu lat
Sprawa badania natężenia dźwięku to element trwającego kilkanaście lat konfliktu sąsiedzkiego. Jego efektem były liczne powtarzające się, a inspirowane przez sąsiada rolnika kontrole z instytucji, takich jak WIOŚ, PIORIN czy ARiMR.
Częstymi gośćmi w Dziekanowie w ciągu ostatnich lat byli urzędnicy i policjanci. Przyjechała nawet straż pożarna, bo sąsiad uznał, że legalnie kupione i przechowywane przez Krzysztofa Pędraka, zgodnie z zasadami dobrych praktyk rolniczych, nawozy grożą wybuchem.
Sprawa dotycząca przechowywania nawozów miała też inne konsekwencje. Po artykule w TPR i interwencji Lubelskiej Izby Rolniczej Grupa Azoty zmieniła instrukcję przechowywania nawozu Pulan. Była bowiem sprzeczna z zasadami dobrych praktyk rolniczych, a sąsiad i WIOŚ w Lublinie wykorzystali to przeciw rolnikowi.
– Mamy do czynienia z apogeum absurdów, chyba Bareja by nawet takiego scenariusza nie wymyślił – komentuje całą sytuację Krzysztof Pędrak.
Z kolei jego sąsiad 5 listopada komentować niczego nie chciał, groził za to redakcji sądem. Wiosną br., gdy jeszcze rozmawiał z TPR, choć już wtedy nie życzył sobie ujawniania nazwiska, stwierdził m.in., że w czasie pomiarów dokonanych przez WIOŚ w 2021 r. nie zostały uwzględnione wszystkie źródła hałasu i że już po ich przeprowadzeniu pojawiły się nowe. Dodawał wówczas, że w czasie, gdy badania były przeprowadzane, obowiązywały inne przepisy i inne normy niż obecnie.
Wyniki najnowszych pomiarów nie są znane, mają zostać po opracowaniu przekazane oficjalną drogą. Urzędniczki ze starostwa nie chciały się wypowiadać, natomiast pracownik firmy prowadzącej pomiary zażądał nieujawniania wizerunku swojego i kolegi.