Rekultywacja w malowniczej krainie
Od 2009 roku, gdy została zamknięta, porastała trawą, krzewami, drzewami, wiele zwierząt znalazło tam swoje siedliska – natura odzyskiwała dawną kopalnię. Samorząd województwa dolnośląskiego zdecydował jednak, że człowiek będzie rekultywował to miejsce… odpadami.
– Mój dom i moje pola znajdują się około 800 m od miejsca, gdzie ma być składowisko odpadów – mówi Michał Biegacz, rolnik ze wsi Włodzice Małe. – Jeśli wody zostaną zanieczyszczone, czy to podziemne, czy naziemne, bo rzeka Bóbr jest zaledwie kilkaset metrów stąd, a jezioro niewiele dalej, to ziemia może być skażona, a przez to i rośliny. Jeśli dodać do tego bezpośrednią szkodliwość dla ludzi, to możemy sobie tylko współczuć. W innych miejscowościach w Polsce już tak było.
Kilkaset metrów od rzeki
Podkreśla, że nie wiadomo, co ma być trzymane na terenie przyszłego składowiska ani jak będzie kontrolowane. A tego mieszkańcy obawiają się najbardziej. Bezpośrednio finansowy aspekt, który może dotknąć rolników i mieszkańców tego rejonu województwa, to straty wartości nieruchomości. Teraz są bardzo cenne, gdyż znajdują się w pięknym terenie.
– W tej sprawie jest zbyt dużo niewiadomych. Kto wymyślił rekultywację za pomocą składowania odpadów? Niestety, zakładamy najgorsze – dodaje pan Michał.
W przypadku wielu innych rolników jest podobnie.
Ryszard Jaworski, rolnik z sąsiedniej wsi Włodzice Wielkie, ma swoje pole i dom też kilkaset metrów od przyszłego składowiska.
– Nawet nieświadomie rolnicy mogą sprzedawać skażoną, szkodliwą żywność. Jeżeli będą tam szkodliwe substancje i nikt nas o tym nie poinformuje, to przecież prosta droga: przez wodę i glebę dostaną się do roślin, które będzie jadł człowiek. Podobnie z paszą, bo mleko czy mięso też może być skażone – dzieli się obawami Ryszard Jaworski.
Zwraca uwagę, że znajdujący się kilkaset metrów dalej Bóbr – rzeka, z której ujęcia wody mają dwa miasta: Lwówek Śląski i Bolesławiec – w przypadku zatrucia wody będą zagrożone.
– Jeśli doszłoby do skażenia, to wszystko trafi do wody, do roślin, a potem do naszych organizmów – mówi rolnik.
Jego zdaniem należy rozważać czarne scenariusze, bo nikt mieszkańcom nie powiedział, co będzie tam składowane oraz jak będzie sprawdzane.
– A niedaleko za Odrą pobliskie Niemcy są usiane składowiskami z niebezpiecznymi odpadami – dodaje gospodarz.
To pewnie dlatego miejscowa społeczność, nie tylko rolnicy, jest coraz bardziej zdeterminowania do obrony swoich gruntów i domostw. Stefania Wróblewska, sołtys pobliskiej wsi Kotliska, wspólnie z okolicznymi mieszkańcami założyła stowarzyszenie, które ma bronić na początek najbliżej położonych przyszłego składowiska wiosek, tj. Rakowice Małe, Kotliska, Włodzice Małe, Włodzice Wielkie.
– Jaka rekultywacja? Może na papierze? Tu nie ma czego rekultywować. Jest porośnięty dół, który już sam się zrekultywował. Dlatego uważamy, że decyzja samorządu województwa jest bezsensowna – mówi Stefania Wróblewska. – Przecież mogą tam być wwożone odpady czy materiały niebezpieczne. Śmiemy tak twierdzić po doświadczeniu z naszego powiatu w innej miejscowości.
Odpady gromadzone i przetwarzane
Pod koniec 2023 roku starą kopalnię kupiła prywatna firma, która ma tam zamiar składować odpady, co, zgodnie z dokumentami, ma stanowić rekultywację tego terenu. Zgodę na takie przedsięwzięcie, zaś formalnie na „…przetwarzanie odpadów w procesie odzysku R5 (Recykling lub odzysk innych materiałów nieorganicznych), polegającym na wypełnieniu terenów niekorzystnie przekształconych – wyrobiska poeksploatacyjnego złoża piaskowców…”, wydał marszałek województwa dolnośląskiego (Decyzja nr 0 255/2023).
Zgodnie z przepisami proces R5 dotyczy recyklingu bądź odzysku materiałów nieorganicznych innych niż metale czy związki chemiczne, choćby materiałów budowlanych, ale zdaniem wielu ekspertów także opakowań produkowanych z tworzyw sztucznych, urobku górniczego czy zanieczyszczonej gleby. Działania zakwalifikowane prawnie jako R5 przewidują wiele działań mających na celu obróbkę surowców i ich przygotowanie do dalszego wykorzystania. Wynika z tego jasno, że nie jest to jedynie składowanie odpadów – jak informował mieszkańców tego rejonu marszałek województwa dolnośląskiego, lecz także ich przerabianie.
Z tych i wielu innych powodów Mariola Szczęsna, burmistrz gminy i miasta Lwówek Śląski, wniosek marszałka województwa dolnośląskiego w tej sprawie z ubiegłego roku zaopiniowała negatywnie. Jednak ten mimo to udzielił zgodę na tego rodzaju działalność. Dlatego samorząd Lwówka Śląskiego skierował pismo do Ministerstwa Klimatu i Środowiska, w którym burmistrz Szczęsna napisała m.in., iż może to: „(...) powodować zagrożenie dla życia lub zdrowia ludzi lub dla środowiska, jest niezgodne z przepisami prawa, w tym prawa miejscowego, co winno skutkować odmową wydania zezwolenia na przetwarzanie odpadów (...)”.
– Myślę, że to pierwsze przedsięwzięcie w Polsce, kiedy rekultywacja jakiegoś terenu, obszarów, w tym przypadku rolnych i leśnych, ma się odbywać przez składowanie na nich odpadów. A być może także ich przerób, przetwarzanie. Z tego co wiem, to odpady są raczej szkodliwe. Jak więc można rekultywować teren odpadami? Takie same pytania zadają mieszkańcy miasta i gminy. I mają rację – mówi Mariola Szczęsna, burmistrz Lwówka Śląskiego.
Jak dodaje Lesław Krokosz, zastępca burmistrza gminy i miasta Lwówek Śląski, marszałek województwa dolnośląskiego decyzję o zgodzie na przetwarzanie tam odpadów, a de facto na powstanie składowiska odpadów, wydał bez choćby minimalnego sprawdzenia, jak będzie ono oddziaływać na środowisko w przyszłości, na ludzi, czyli bez oceny na oddziaływanie na środowisko. Furtką do takiego rozwiązania ma być właśnie rekultywacja dawnej kopalni piaskowca. A przecież przedsięwzięcia o znacznie mniejszej skali wymagają tzw. oceny środowiskowej.
Samorząd Lwówka Śląskiego podkreśla również, że ciągle jest to teren górniczy, a więc podlegający Prawu geologicznemu i górniczemu, czyli może się okazać, iż potrzebne będzie zamknięcie go jako kopalni, a wygaszenie to skomplikowana procedura pod nadzorem Wyższego Urzędu Górniczego. Jak obliczono w Lwówku, rocznie odpady będzie tam dowozić nawet 5 tys. samochodów ciężarowych.
– Formalnie to wszystko nie jest zgodne z planem przestrzennego zagospodarowania, bo nie przewiduje on takiego miejsca, takiej działalności, to teren rolniczy – zaznacza Lesław Krokosz.
Artur Kowalczyk
fot. A. Kowalczyk