Rolnicy żyją w strachu o swoje bydło
– Wilki pojawiły się u nas w drugiej połowie września. Kiedy są w pobliżu nasze psy, przeraźliwie głośno szczekają, wręcz wyją. Gdy pewnego razu usłyszałam ich szczekanie około godziny 20.30, wyszłam z domu, zapaliłam światło – stały na naszym pastwisku i patrzyły w naszą stronę. Wsiadłam do samochodu, objechałam okolicę no i chyba udało mi się je odstraszyć – wspomina Teresa Żuk z miejscowości Warpuny.
Rolniczka produkuje mleko. Utrzymuje 29 krów mlecznych. Jałówki mają, a właściwie miały, swobodny dostęp do pastwiska. Latem pasły się na nim także krowy produkcyjne. Gospodarstwo dostarcza mleko do zakładu SM „Mlekpol” w Mrągowie.
– Wówczas udało nam się nasze jałówki obronić. Wilki nie odpuszczały. Następnego dnia już o 20.00 zaczęły szczekać. Bałam się wyjść na podwórko. W końcu wyszłam, zamknęłam oborę i o 20.30 wróciłam do domu. Psy nie przestawały głośno ujadać. Syn powiedział: „Mamo, powinnaś wyjść i sprawdzić”, ale ja się bałam. Szczekanie psów było nie do wytrzymania. Wyszłam z domu o 21.30. Nasze jałówki były zagonione w grupę, stały przy słupie elektrycznym i drutach, mimo że zwykle stronią od urządzeń elektrycznych. Zauważyłam, że brakuje jednej, bardzo charakterystycznej jałówki, i nagle zobaczyłam, jak przy drutach powoli spaceruje wilk. Krzyknęłam do syna, że wilki atakują nasze zwierzęta. Ten się tak wystraszył, że wsiadając do samochodu, wyrwał klamkę z drzwi. Objechaliśmy teren. Syn też uruchomił ciągnik. Szukaliśmy czerwonej jałówki. Znaleźliśmy ją niedaleko obory – była zagryziona. Nie po to chowam bydło, aby wilki mogły się raczyć wołowiną. To, co z niej zostało, przyciągnęliśmy do gospodarstwa. Truchło odebrała firma utylizacyjna – opowiada Teresa Żur.
Kwestię szkód wyrządzanych przez zwierzęta chronione reguluje rozporządzenie ministra środowiska
Przewiduje, że w przypadku ich powstania należy poinformować regionalnego dyrektora ochrony środowiska. Tak też uczyniła rolniczka, która fakt zagryzienia jałówki zgłosiła do RDOŚ w Olsztynie.
Wrześniowy atak watahy wilków nie był pierwszym
Dzikie zwierzęta zażarły jedno z cieląt już w maju. Kilka dni po tamtym zdarzeniu w gospodarstwie pojawili się urzędnicy, którzy sporządzili protokół. Dyrekcja uznała, że odszkodowanie za jałówkę się nie należy. Interpretacja i rozumienie przepisów przez RDOŚ powoduje, że bardzo trudne staje się utrzymanie bydła, zwłaszcza opasowego, w rejonach, gdzie występuje duża presja ze strony wilków.
Cielę zagryzione na pastwisku Teresy Żur przez wilki w całości zostało pozbawione tkanki mięśniowej i wnętrzności. Zwierzęta pozostawiły jedyne głowę wraz z kręgosłupem i żebrami oraz żołądki i kończynę przednią pozbawioną całkowicie tkanki miękkiej. RDOŚ zauważyła, że „zjedzenie zwierzęcia w tak dużym stopniu sugeruje, że drapieżniki nie były niepokojone i mogły swobodnie żerować na ofierze przez długi czas”. Bydło w nocy miało dostęp do pastwiska, które było ogrodzone pastuchem elektrycznym i oddalone od domu mieszkalnego o około 150 m. Dyrekcja uznała, że „w momencie szkody nie była sprawowana opieka bezpośrednia nad zwierzęciem, a do zdarzenia doszło w okresie od zachodu do wschodu słońca”. Zgodnie zaś z ustawą o ochronie przyrody, odszkodowanie za szkody wyrządzone przez wilki, niedźwiedzie lub rysie w pogłowiu zwierząt gospodarskich pozostawionych od zachodu do wschodu słońca bez opieki nie przysługuje. RDOŚ wsparła się także Słownikiem języka polskiego. Ustawa bowiem nie definiuje terminu „bezpośrednia opieka. Słownik zaś jako „bezpośredni” wskazuje: „dotyczący kogoś lub czegoś wprost”, „znajdujący się bardzo blisko, niczym nieprzedzielony”. Dyrekcja wskazuje też, że „opieka” jest wyjaśniana jako „dbanie o kogoś, o coś”. Ta specyficzna, logiczna konstrukcja spowodowała określone konsekwencje.
Zabezpieczenia nie są uznawane za "bezpośrednią opiekę nad zwierzętami"
– Należy zatem uznać, że „bezpośrednią opieką” będzie dbanie o zwierzęta przez człowieka, który znajduje się bardzo blisko i może zareagować w przypadku wystąpienia zagrożenia. Używane przez większość właścicieli zwierząt gospodarskich materiały typu: ogrodzenia z siatki, drut kolczasty (nawet trzyrzędowy), pastuch elektryczny podpięty pod prąd nie mogą zostać uznane za zabezpieczenia stanowiące bezpośrednią opiekę nad zwierzętami. (…) zwierzęta (zwłaszcza w okresie nocnym) powinny być zabezpieczone przez właściciela w taki sposób, aby nie stała im się krzywda. (…) To właściciel w pierwszej kolejności sam powinien podjąć stosowne czynności zmierzające do uniknięcia szkody lub zminimalizowania jej rozmiarów. (…) odszkodowanie z tytułu szkody wyrządzonej przez wilki nie może zostać przyznane – poinformowała rolniczkę RDOŚ w Olsztynie.
W przypadku bydła mlecznego dostęp do pastwisk może stanowić tylko uzupełnienie bazy paszowej oraz wpływa na poprawę dobrostanu. Zupełnie inna jest rola wybiegów i pastwisk w utrzymaniu bydła opasowego.
Bydło zamknięte, pieniędzy z ARiMR nie będzie
– Nie mogę pozamykać mojego bydła. Jeśli bym to zrobił, musiałbym oddawać pieniądze do ARiMR. Wymagania dobrostanu powodują, że zwierzęta stale muszą mieć dostęp do pastwiska. Jest budynek, w którym znajduje się słoma, mogą się tam schronić, ale one przebywają stale na wybiegu. Nie mam też możliwości postawienia nowoczesnej bukaciarni za 1,5 mln zł. Gospodaruję tylko na 20 ha, a produkcja zwierzęca na takim areale stanowi bardzo ważne źródło przychodów – mówi Adam Woźniel.
Rolnik jest sąsiadem Teresy Żur. Jego gospodarstwo oddalone jest od niej o kilka kilometrów. Utrzymuje stado bydła opasowego. Liczy ono 54 szt., z czego 30 to mamki. Rasa limousine jeszcze nie została przez wilki zaatakowana. Jedno z cieląt ma jednak obrażenia na biodrze i kuleje. Mamki wykazują dużą troskliwość względem cieląt.
Straż nocna
– Razem z sąsiadami regularnie pilnujemy naszych stad. Powstał rodzaj straży obywatelskiej. Nasze gospodarstwa są oddalone od siebie o 1–2 km. Informujemy się na bieżąco, co dzieje się na pastwiskach. Wymieniamy informacje o tym, gdzie wilki były ostatni raz widziane. Nocne dyżury są jednak bardzo męczące. Psychicznie wykańczają. Niedawno widziałem u siebie po włączeniu reflektora sześć par oczu. Narobiłem hałasu i wygoniłem wilki – opowiada Adam Woźniel.
Rolnicy informują, że wilki chętniej decydują się na łowy wśród bydła mlecznego. Opasy są trudniejsze do upolowania. Zwierzęta są bowiem większe i silniejsze, a mamki zajadle bronią cieląt. Co gorsza, wielu hodowców bydła w tym roku zostało zmuszonych do częstszego korzystania z pastwisk i zwiększenia ich roli w bilansie żywieniowym bydła. Spowodowane to było marnymi plonami kukurydzy na kiszonkę.
Wilki wybierają łatwe cele
– Wilki roczną jałówkę zjadły mi na początku października. Ważyła 300–350 kg. Sześć nocy spaliśmy na łące i pilnowaliśmy krów. Mamy petardy, założyłem też mocny reflektor, ale on świeci tylko na 400 m. Widzieliśmy w nim kilka wilków. Jałówki są pilnowane, a mimo to nie udało nam się uchronić przed atakiem wilków. Moja jałówka prawdopodobnie nad ranem została pożarta – informuje Bogdan Wojnarowski z Bruszewa.
Hodowca posiada 40 szt. bydła mlecznego. Jest dostawcą zakładu mleczarskiego w Mrągowie. Od kiedy miał miejsce atak wilków, 10 jałówek na noc zagania do inwentarskiego budynku.
Rolnicy pilnują krów, ale kto sprawuje kontrole nad wilkami?
– Pisaliśmy do ministerstwa środowiska oraz rolnictwa. Wskazywaliśmy, że przepisy chronią wilki, które atakują nasze zwierzęta. Boimy się, gdyż uważamy, że nad wilkami nikt nie sprawuje kontroli i stwarzają one zagrożenie nie tylko dla bydła, ale i ludzi. Wnioskowaliśmy o uproszczenie przepisów dotyczących zgłaszania zdarzeń i wniosków o wypłatę odszkodowań i zwiększenie kompetencji myśliwych, którzy powinni mieć prawo do odstrzału wilków. Skoro atakują nasze zwierzęta, to w lesie musi brakować dla nich pożywienia – mówi Monika Szymańska z Bruszewa.
Rolniczka posiada niewielkie stado bydła opasowego. Zwierzęta utrzymywane są na wolnym wybiegu. Pisma do resortów wysłane były w pierwszej połowie października. Resort rolnictwa wskazał na ministerstwo środowiska jako odpowiedzialne za rozwiązanie problemu.
Tomasz Ślęzak
fot. T. Ślęzak