Słabe gleby
– Na tak słabych glebach prowadzenie gospodarstwa bez produkcji zwierzęcej jest nieopłacalne, dlatego od lat utrzymujemy bydło mleczne, tym bardziej, że połowa naszych gruntów to łąki i pastwiska. Uprawiamy także kukurydzę na kiszonkę i zboża, ale poza pszenicą, bo ta u nas nie urośnie, ma zbyt duże wymagania siedliskowe – stwierdziła Barbara Majkowska.
Na słabych glebach dużym problemem jest susza. Rolnicy dbają o łąki i pastwiska, tym bardziej, że prowadzą wypas, ale jak nie pada, to trawy i tak wysychają.
– Na naszym terenie nie funkcjonują spółki wodne, rowy zarastają, melioracja nie działa tak jak trzeba. A przecież przydałaby się też retencja wód w obliczu suszy, czego zupełnie nie ma. Susza dokucza już nam kolejny rok z rzędu – przyznała Barbara Majkowska.
Wszystkie własne cielęta hodowcy odchowują, jałówki na remont stada, a buhajki opasają do wagi ciężkiej i sprzedają na rzeź.
– Nasze stado jest pod oceną użytkowości mlecznej, średnia wydajność laktacyjna od krowy to 8500 kg mleka, co patrząc na nasze słabe gleby nie jest złym wynikiem. Bydło utrzymujemy w dwóch oborach. Starszy budynek uwięziowy przeznaczony jest dla krów mlecznych. Natomiast nowa obora wolnostanowiskowa od 4 lat służy nam do utrzymywania jałówek i opasów na głębokiej ściółce. Jest to bardzo wygodny i zdrowy system dla bydła, ale pochłania duże ilości słomy, którą musimy dokupić w ilości 200 bel rocznie. Jej ceny w poprzednim roku zaczynały się od 60 zł za belę przy własnym sprasowaniu z pokosu, a w tym roku kupowaliśmy już sprasowaną z dowozem do gospodarstwa po 110 zł za belę – powiedziała hodowczyni.
Barbara Majkowska ma następcę i to wykształconego w tym kierunku, jest nim syn – absolwent studiów rolniczych na SGGW w Warszawie.
Jeśli nie będzie opłacalności, to młodzi niestety odejdą od rolnictwa
– Moje pokolenie kierowało się jeszcze tradycją i przywiązaniem do ziemi. Dziś dla młodych przede wszystkim liczy się ekonomia. Jeśli nie będzie opłacalności, to młodzi niestety odejdą od rolnictwa, nawet jeśli lubią to robić – stwierdziła rolniczka.
Jako przewodnicząca Rady Powiatowej Mazowieckiej Izby Rolniczej Powiatu Ostrołęckiego Barbara Majkowska zna bardzo dobrze problemy okolicznych rolników. W ostatnim czasie na pierwszy plan wysuwają się szkody powodowane przez dziką zwierzynę.
Problem ze zwierzyną leśną
– Mamy bardzo duże szkody w zasiewach wyrządzane już nie tylko przez dziki, ale przede wszystkim przez żurawie. Żurawi jest mnóstwo i punktowo wybierają ziarna kukurydzy po zasiewie. Niejeden rolnik musi od nowa siać kukurydzę, a jaki jest to wysoki koszt, to każdy kto ma coś wspólnego z rolnictwem dobrze wie. Z dzikami lepiej lub gorzej, ale jakoś sobie radzimy, zgłaszamy przypadki do kół łowieckich i są podejmowane działania. Natomiast żurawie objęte są ochroną i mamy związane ręce. Nie mamy nawet prawa do odszkodowania za szkody powodowane przez żurawie. Musi się zmienić prawo w tym zakresie, bo po co chronić gatunek, który jest już bardzo liczny i powoduje ogromne straty finansowe w gospodarstwach rolnych. Podobnie sytuacja wygląda z wilkami, których też jest już dużo na naszym terenie, są na tyle zuchwałe, że w biały dzień atakują bydło będące na wypasie, to kolejne straty dla rolników oraz strach o bezpieczeństwo – zakończyła Barbara Majkowska.
Andrzej Rutkowski
fot. A. Rutkowski