Rolniczka spod Ostrołęki prowadzi 60 ha gospodarstwo i firmę. "Tak naprawdę z firmy dokładamy do gospodarstwa"
Dorota Kaczmarczyk ze wsi Cyk (pow. ostrołęcki, gm. Czarnia) gospodaruje z mężem na 42 ha własnych i 18 ha dzierżawy. Uprawiają kukurydzę oraz trawy. Utrzymują 47 sztuk bydła, w tym 22 krowy. Mleko dostarczają do SM Mlekovita – oddział Baranowo. Jest także członkinią Mazowieckiej Izby Rolniczej.
– Poza rolnictwem prowadzimy też działalność gospodarczą i tak naprawdę z firmy dokładamy do gospodarstwa, bo w rolnictwie jest coraz mniejsza opłacalność. Współczuję rolnikom, którzy żyją z gospodarstwa, bo jest naprawdę ciężko – powiedziała Dorota Kaczmarczyk.
Dopłaty bezpośrednie są po to, aby europejskie społeczeństwo nie płaciło za dużo za żywność
Rolniczka przyznaje, że sama też nie wie jak długo będzie jeszcze w stanie prowadzić produkcję mleka, b to kolejna gałąź rolnictwa, która ma poważne kłopoty.
– Dziś największym problemem polskich rolników i całego polskiego społeczeństwa jest import żywności. Oczywiście dostajemy dopłaty, ale te dopłaty nie wystarczają nawet na nawozy. Tym bardziej celowość dopłat była taka, aby żywność nie była zbyt droga dla społeczeństwa. My rolnicy tak naprawdę nie chcemy dopłat, tylko uczciwą zapłatę za naszą pracę, czyli za płody rolne, która pokryje koszty i pozwoli godnie żyć – mówi rolnicza ze wsi Cyrk.
Jak nic się nie zmieni, to zostaną tylko wielkie przemysłowe gospodarstwa
Dorota Kaczmarczyk uważa także, że choć politycy zapewniają o wspieraniu małych i średnich gospodarstw, to w rzeczywistości wygląda to zupełnie inaczej.
– Żaden rząd nic nie zrobił, aby powstrzymać upadanie małych i średnich gospodarstw rodzinnych, z których pochodzi najlepszej jakości żywność. Jak tak dalej pójdzie, to niestety zostaną tylko wielkie przemysłowe gospodarstwa – powiedziała Dorota Kaczmarczyk.
Andrzej Rutkowski