Po co nam są spółki wodne, jak nic nie robią? - pyta się rolnik
– Rowy na naszym terenie są niedrożne, są po prostu zarośnięte i wyglądają jak zagajniki, a melioracje nie działają. Nikt nie dba o stan rowów i innych elementów melioracji. Chociaż spółki wodne na naszym terenie istnieją, to nie robią w zasadzie nic. Na moich działkach od 12 lat spółki wodne nie przeprowadziły żadnych prac, chociaż problemów zgłaszam wiele w tym temacie – powiedział Tomasz Czubak.
Inny problem poruszany przez rolnika, również na posiedzeniach powiatowej rady MIR, to także celowe, ale najczęściej samoczynne zalesianie zaniedbanych i ugorowanych działek rolnych, w wyniku czego zarastają również drogi przejazdowe, co utrudnia okolicznym rolnikom dojazd do swoich pól.
– Niby jest ustawa o ochronie gruntów rolnych, ale nikt jej nie egzekwuje. Zgodnie z prawem nawet prywatna działka będąca gruntem rolnym nie powinna zostać zalesiona bez odpowiedniej zgody. A jeśli taka działka zarosła, to wójt powinien dbać, aby usuwać takie zadrzewienia, zwłaszcza te, które utrudniają dojazd do innych działek – kontynuował rolnik.
Nowe zasady WPR oznaczają niższe dopłaty niż do tej pory
Tomasz Czubak nie jest zagorzałym przeciwnikiem Zielonego Ładu, jednak jak przyznaje, dla niego nowe zasady WPR oznaczają niższe dopłaty niż do tej pory.
– Zielony Ład na pierwszy rzut oka wygląda bardzo ciekawie, bo jest tam wiele pakietów, czyli tzw. ekoschematów, z których teoretycznie można skorzystać. Jednak większość z nich się nie łączy bądź też nawet wyklucza. Dlatego pomimo spełnienia warunków ekoschematów dopłaty będą znacznie niższe niż w latach ubiegłych. Tak to przynajmniej wygląda na moim przykładzie. Ponadto mam zobowiązania z lat poprzednich np. dotyczące przyorywania poplonów, dlatego nie mogę skorzystać z ekoschematu dotyczącego wymieszania słomy z ziemią – wyjaśnił rolnik.
Tomasz Czubak nawozy kupił jeszcze w roku 2022 po wysokich cenach, a zboża sprzedał w roku 2023, czyli gdy ceny zbóż spadały. Można powiedzieć, że dwa razy stracił, podobnie jak wielu innych rolników.
– Nawozy kupiłem w grudniu, a większość zbóż sprzedałem w styczniu, już po spadkach cen, chociaż nie było jeszcze tragedii. Pszenżyto sprzedałem w cenie 1100 zł za tonę. Najgorzej jest teraz, cena pszenżyta to 600–700 zł za tonę i nikt nie chce kupić. Zatrzymanie importu zbóż z Ukrainy może odnieść jakiś skutek, ale nie od razu, trzeba jeszcze wyeksportować, to co do tej pory zostało do nas przywiezione. Podejmowane są w tym kierunku działania przez nasz rząd, szkoda tylko że tak późno, a nie pół roku temu – zakończył Tomasz Czubak.
Andrzej Rutkowski
fot. A. Rutkowski