W najnowszych propozycjach zmian we Wspólnej Polityce Rolnej, znalazł się przepis obniżający wysokość strat w produkcji rolnej spowodowanych klęskami żywiołowymi uprawniający do wsparcia. Obecnie wynoszą one 30%, mają spaść do 20%. To szczególnie ważne w gospodarstwach prowadzących produkcję zwierzęcą. Gdy u rolnika pojawiała się komisja z gminy, aby wyliczyć straty, bardzo często okazywało się, że po zsumowaniu wartości produkcji zwierzęcej i roślinnej nie przekraczały one 30%. Poprzedni minister rolnictwa Marek Sawicki – zarzekał się, że tego zmienić nie można. Jak widać można.
Dlaczego w Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka i z nią związanej Polskiej Federacji Spółce z o.o. dzieje się tak źle, a władza państwowa nie reaguje stanowczo, mimo że na łamach „Tygodnika Poradnika Rolniczego” podawane są szokujące fakty – np. kilkusettysięczne prominenckie zarobki, których źródłem są pieniądze zwykłych hodowców? Wielu naszych Czytelników zadaje sobie to pytanie. Odpowiedzi mogą być różne, np. że młyny sprawiedliwości mielą powoli.
Jednak w bardzo prosty sposób odpowiedział na to pytanie rolnik z województwa podlaskiego – dostawca do Spółdzielni Mleczarskiej MLEKPOL w Grajewie. Według niego, trzeba wydania TPR, w których poruszamy te tematy, dostarczyć do prezesa Jarosława Kaczyńskiego – najlepiej od razu na Żoliborz, tam gdzie mieszka i będzie po sprawie. Głowy zaś polecą nie tylko w Federacji, ale też w resorcie. Wszak prezes Kaczyński sprzyja polskiej wsi i polskiemu rolnictwu, a Prawo i Sprawiedliwość dzięki głosom mieszkańców wsi wygrało wybory – z przekonaniem twierdzi ów rolnik, który jednak musi interesować się polityką, bo wie, gdzie w Warszawie mieszka prezes PiS-u.
Jednak nie chcemy naruszać prywatności posła Jarosława Kaczyńskiego. Wiemy też, że jest to za drobna sprawa, aby zaprzątać jego uwagę. Wszak owe uprzywilejowanie i wywianowanie PFHBiPM oraz jej Polskiej Federacji Sp. z o.o., to śmierdząca pozostałość po uprzednim układzie politycznym PO-PSL, którą powinno jak najszybciej posprzątać obecne kierownictwo resortu rolnictwa. Bo jak nie, to wkrótce ci panowie, o których piszemy, będą określani mianem Misiewiczów resortu rolnictwa! I to szybkie sprzątanie jest nie tylko konieczne ze względu na interes społeczny, ale leży też we własnym interesie ministra Krzysztofa Jurgiela i jego zastępcy wiceministra Jacka Boguckiego. A jeśli już jesteśmy przy ministrze Boguckim, to przyłączamy się do życzeń, które złożył Krzysztofowi „Diablo” Banachowi z okazji 60. urodzin. Domyślamy się, że najlepszy bokser wśród hodowców spędził te wiekopomne chwile w towarzystwie najwierniejszych druhów – przy chipsach i coli oraz nie dyskutował o polityce, która tak go denerwuje, że aż łamie ludziom nosy.
Jednak i federacyjne przepychanki są nieco podobne do sprawy Bartłomieja Misiewicza, który zakończywszy karierę w ministerstwie obrony trafił do zbrojeniowej spółki, gdzie miał (jak informowały gazety) zarabiać 50 tys. zł miesięcznie. A przecież prezes Stanisław Kautz w 2015 r. dostawał 60 tys. zł na miesiąc. I działo to się w majestacie prawa. Ale w przypadku Misiewicza sprawdziło się powiedzenie premiera Millera, że prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy. Bowiem pan Bartłomiej postąpił honorowo i złożył w zbrojeniowej spółce wypowiedzenie. Panie prezesie Stanisławie, czas pokazać, że jest pan prawdziwym mężczyzną i wziąć wzór z pana Bartłomieja.
Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki