Rolników różni od kierowców to, że spieszą się podczas sianokosów lub żniw, ponieważ muszą. Pogoda może się zmienić, akurat pożyczyli sprzęt, aby zebrać i zwieźć słomę lub siano itp. I dotyczy to całej Unii, bo jak podaje Europejska Agencja ds. Bezpieczeństwa i Higieny Pracy, liczba wypadków w rolnictwie należy do najwyższych spośród wszystkich sektorów gospodarki.
O ile służby drogowe starają się tak zmodernizować drogi, aby zwiększyć bezpieczeństwo jadących, to na polu nie da się tego zrobić. Pozostaje apelować do zdrowego rozsądku obsługujących maszyny. W ubiegłym roku przy pracy w rolnictwie śmierć poniosło 77 osób. To niewiele w porównaniu do ponad 3000 na drogach. Porównajmy jednak tę statystykę do górnictwa, gdzie w ubiegłym roku zginęło niemal cztery razy mniej ludzi (21). Ktoś może powiedzieć, że górników jest 100 tys., a rolników ponad 1 mln. Czym są jednak zagrożenia czyhające na rolnika podczas pracy na polu lub w gospodarstwie w porównaniu do tego, co może przydarzyć się górnikowi?
Brak ostrożności, to chyba największy grzech nie tylko polskich rolników. To brak ostrożności sprawił, że siedem osób zginęło w Karczówce w woj. lubuskim. Brak ostrożności zaważył też na tym, że pod Koninem, w prasie rolującej, życie straciła 17-letnia dziewczyna, samodzielnie prowadząca gospodarstwo.
Jedno można o niej powiedzieć na pewno. Jej postawa zasługuje na uwagę. Ilu jej rówieśników wzięłoby na siebie taką odpowiedzialność? Które z nich rano przed wyjściem do szkoły doiłoby krowy? Kto za swoje przywiązanie do ziemi i ojcowizny zapłaciłby najwyższą cenę? Nie zmienia to faktu, że popełniła błąd, za który przyszło jej zapłacić. Co roku ten sam błąd popełniają dziesiątki rolników, którzy nie wyłączają napędu WOM. Tracą dłonie, ręce albo życie. Czy rzeczywiście te kilka minut zaoszczędzonych na polu jest tego warte?
Paweł Kuroczycki