W przeddzień żniw gospodarz nie wpuścił bowiem na swoją uprawę konsorcjum firm IDS ENERGETYKA i ENPROM HVL, które ma na jego polu zbudować słupy służące do zawieszenia linii energetycznych i przesyłu prądu. Ich przedstawiciele chcieli wejść na teren rolnika i rozpocząć tam prace budowlane zaledwie na kilka dni przed planowanym zbiorem zboża.
– Walczę o polski chleb, walczę o chleb dla Polaków. Nie mogę sobie pozwolić na to, żeby stracić efekty pracy całego roku – krzyczał Kardasz na polu do przedstawicieli firmy zabraniając im wejścia na uprawę.
Krzysztof Miłosz, dyrektor projektu, tłumaczył rolnikowi, że posiada wszystkie zgody i pozwolenia potrzebne do rozpoczęcia prac. Co więcej, deklarował, że firma pokryje też straty w pszenicy spowodowane wprowadzeniem maszyn na pole i rozpoczęciem prac budowlanych.
– Nie macie zgody na wejście na plantacje. Nie chcę waszych pieniędzy. To jest chleb dla ludzi. Nie macie tutaj prawa wejścia, wejście grozi śmiercią – ostrzegał rolnik i zastępował drogę przedstawicielom firmy, którzy przyjechali w asyście ochroniarzy.
– Nie ma tu żadnego bezprawia. Mamy decyzję wywłaszczającą wojewody – pokazywał dokumenty rolnikowi Krzysztof Miłosz.
Także policja, która pojawiła się na miejscu nie zdołała przekonać rolnika do zgody na zniszczenie plonów.
Ekipa budowlana konsorcjum weszła na pole rolnika kilka dni po zbiorach.
– Data rozpoczęcia budowy była wielokrotnie zmieniana ze względu na okres żniw. Wykonawca inwestycji starał się dopasować harmonogram robót do zaplanowanych przez właściciela działki prac polowych. Po kilkukrotnych rozmowach udało się uzgodnić, że zbiory zostaną zakończone przez rolnika do 28 lipca, tak aby prace budowlane można było prowadzić na polu wolnym od plonów. W zadeklarowanym terminie właściciel zebrał plony i 30 lipca rozpoczęliśmy prace budowlane – wyjaśnia Marek Ignar, rzecznik prasowy inwestycji. – Wykonawca dysponuje wszelkimi niezbędnymi decyzjami administracyjnymi oraz oświadczeniem właścicieli o wydaniu nieruchomości.
Linia elektroenergetyczna 400 kV relacji Mikułowa – Czarna przebiega przez 14 gmin Dolnego Śląska (w tym pola rolnika). Na terenie gminy Złotoryja zaprojektowano blisko 12–kilometrowy odcinek linii, który zostanie posadowiony na 28 słupach. Z właścicielem każdej nieruchomości na trasie linii są zawierane umowy o ustanowienie służebności przesyłu, stanowiące podstawę do wypłaty stosownych wynagrodzeń z tego tytułu. Porozumienia w sprawie budowy i ustanowienia na nieruchomościach służebności przesyłu dla linii zawarto z blisko 90% właścicieli. Inwestycja jest prowadzona od grudnia 2018 r.
Na jej trasie nigdzie nie było tak silnej obrony plonów i ziemi jak pod Złotoryją. Leszek Kardasz domaga się bowiem większego odszkodowania za wykorzystywanie swoich gruntów przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne SA, które stawiają na jego gruntach dwa słupy wysokiego napięcia 400 kV, zajmując, jak szacuje rolnik, około 50 arów (każdy po około 25 arów), gdyż nie godzi się na warunki finansowe oferowane przez koncern, bo wg niego są krzywdzące.
– Koncerny energetyczne nie chcą odpowiednio płacić za wykorzystanie ziemi rolników, a jeśli już, to są to ochłapy – uważa Leszek Kardasz. – Za wszystko zaoferowano nam 116 tysięcy złotych, ale uważam, że powinniśmy dostać 300 tysięcy złotych.
Rolnik skierował pozew w tej sprawie do Trybunału Sprawiedliwości UE, aby rozstrzygnęła spór.
Co więcej, zapowiedział, iż będzie zabiegał o zmianę prawa w Polsce w tym zakresie, które jego zdaniem, w większym stopniu ma uwzględniać prawa właścicieli gruntów w przypadku realizacji strategicznych inwestycji dla państwa.
Leszek Kardasz wraz z synem gospodaruje na ponad 220 hektarach, gdzie uprawia rzepak i pszenicę.
Artur Kowalczyk
fot. Artur Kowalczyk