Z Jarosławem Kalinowskim, posłem do Parlamentu Europejskiego, politykiem Polskiego Stronnictwa Ludowego, rozmawia Krzysztof Wróblewski
Kto obecnie prowadzi gospodarstwo Kalinowskich położone, z tego co wiem, w gminie Somianka, niedaleko Wyszkowa?
– Dokładnie rzecz biorąc znajduje się ono we wsi Jackowo Górne. Prowadzi je najstarszy z trzech moich synów. Jestem bardzo pochłonięty pracą w Parlamencie Europejskim, ale staram się jak mogę wspierać syna w pracach w gospodarstwie, szczególnie w czasie spiętrzenia prac polowych. Uprawiamy łącznie prawie 80 hektarów, z czego połowę stanowią dzierżawy. Jeżeli chodzi o uprawy, to w tym roku mamy zakontraktowane 20 hektarów ziemniaków skrobiowych, które trafią do zakładu w Łomży. Ponadto w tzw. chlewni półściołowej hodujemy świnie rasy puławskiej – 20 matek w cyklu zamkniętym – co pozwala nam korzystać z programu rolnośrodowiskowego prowadzonego przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, wspierającego hodowlę i chów zwierząt ras zachowawczych. Nasze gospodarstwo położone jest w czerwonej strefie ASF i wejście w obostrzenia wymagane w tej strefie było trudne. Pociechą dla nas był jednak fakt, że Zakład Mięsny Braci Zakrzewskich z Kosowa Lackiego, który odbiera od nas tuczniki rasy puławskiej, również umiejscowiony jest we wspomnianej czerwonej strefie, co ułatwiało odbiór żywca. Weszliśmy z produkcją rasy puławskiej w niszę rynkową, jest bowiem zapotrzebowanie na tego typu mięso. W sumie rocznie sprzedajemy około 400 tuczników tej rasy.
Czy jest szansa, że pana syn skorzysta z dopłat 100 zł do tucznika zaproponowanych na pamiętnej konwencji PiS w Kadzidle?
– Od wielu lat szczegółowo zajmuję się unijną Wspólną Polityką Rolną, jest to główny obszar działalności Komisji Rolnictwa Parlamentu Europejskiego, w której pracuję od 10 lat, a mimo to początkowo nie bardzo zrozumiałem zamysł Jarosława Kaczyńskiego. Z tego, co wyjaśniali posłowie PiS-u, można wywnioskować, że dopłaty te mają trafić do gospodarstw zajmujących się ekstensywną, tradycyjną produkcją trzody, do gospodarstw o nadzwyczajnych warunkach chowu zwierząt, a także do gospodarstw ekologicznych. Oferta z Kadzidła dotyczy, moim zdaniem, niewielkiej ilości gospodarstw w Polsce. W ten sposób nie zahamuje się procesu spadku produkcji żywca wieprzowego, wywołanego przez niekorzystne relacje ekonomiczne i ASF. Jako rolnik zajmujący się od lat tym działem produkcji chciałbym, aby jak najwięcej polskich producentów żywca wieprzowego miało zagwarantowane stabilne opłacalne ceny.
Wiem też, że dziennikarze zapytali Phila Hogana – unijnego komisarza do spraw rolnictwa – o program wsparcia produkcji zwierzęcej zaproponowany na wspomnianej konwencji w Kadzidle. Komisarz zaś odpowiedział krótko, że przeczytał o nim nieco w gazetach, ale żaden formalny wniosek dotyczący tego programu nie wpłynął jeszcze do Komisji Europejskiej.
Wspomniał pan tutaj osobę komisarza Hogana. Kilka miesięcy temu były minister rolnictwa Artur Balazs w wywiadzie udzielonym „Tygodnikowi Poradnikowi Rolniczemu” stwierdził, że dobrze byłoby, gdyby jego następcą został Polak, dodając jednocześnie, że jest to bardzo realne.
– Wśród 28 komisarzy unijnych są bardziej i mniej ważące teki. Zaś teka komisarza rolnego należy do tych najbardziej ważących. Owszem, powinniśmy się starać o to, aby funkcję komisarza rolnego objął Polak, więcej – mam takie poczucie, że owa komisarska teka jest w zasięgu Polski. Obawiam się jednak, że obecny, skomplikowany stan naszych stosunków z Unią Europejską, to realna przeszkoda do uzyskania wspomnianej nominacji. Dodam jeszcze jedno: po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii, Polska powinna dołączyć do ścisłej grupy 3–5 państw, których głos w Unii jest decydujący, także w kwestii obsady komisarzy. Chciałbym bardzo, aby pozycja naszego kraju w UE uległa wzmocnieniu. Zaś w roli komisarza rolnego widzę czołowego polityka PSL, posła do Parlamentu Europejskiego Czesława Siekierskiego – aktualnie przewodniczącego Komisji Rolnictwa Parlamentu Europejskiego – bardzo doświadczonego eksperta do spraw rolnych. Pamiętajmy jednak, że kandydaturę komisarza zgłasza rząd.
Czym się różni praca europosła od pracy posła do Parlamentu RP?
– Właściwie to w Parlamencie Europejskim nie ma podziału na rządzących i opozycję. Większość ugrupowań politycznych, poza tymi skrajnymi, ma swoich przedstawicieli w tzw. unijnym rządzie. Z jednej strony, każdy europoseł jest po to, aby na unijny proces prawno-decyzyjny wpływać z punktu widzenia interesu narodowego, z drugiej zaś strony, jest słowo kompromis i prawie w każdej sprawie jest konieczność porozumienia się z przedstawicielami wszystkich państw UE. Powiem tak: trzeba w danym obszarze wybrać 10 najbardziej newralgicznych punktów i aby cztery z nich były możliwe do zrealizowania, w pozostałych musi dojść do kompromisu. Tutaj tupanie nic nie pomoże, aby przeforsować swoje rozwiązania, trzeba w innych kwestiach ustąpić. Ważną rolę w tej parlamentarnej polityce odgrywają też kontakty prywatne z innymi europosłami. To także dzięki takim kontaktom udało nam się przesunąć w następnej perspektywie (na lata 2021–2027) 15% środków unijnych przewidzianych dla Polski z II do I filara. I jest to wyjątek, bowiem obowiązywać ma zasada, że w ramach filarów można przesunąć co najwyżej 5 procent środków. Ten wyjątek przełoży się jednak na to, że dopłaty bezpośrednie dla polskich rolników zwiększą się o miliard euro.
Bardzo ważne jest, aby dopłaty bezpośrednie dla polskich rolników były równe dopłatom, jakie otrzymują niemieccy, holenderscy czy też francuscy farmerzy. Ma to szczególnie duże znaczenie dla produkcyjnych gospodarstw, które nie tylko zapewniają bezpieczeństwo żywnościowe kraju, ale też są podstawowym czynnikiem ogromnego wzrostu eksportu polskiej żywności.
– W obecnej perspektywie (na lata 2014–2020) zagwarantowaliśmy, że na każdy hektar w Polsce przypada średnio 250 euro, tymczasem we Francji to 270 euro, w Niemczech – 280 euro i to już nieduża różnica. Jednak Holendrzy uzyskują ponad 400 euro/ha, a Belgowie 380 euro/ha i to jest problem.
Warto też pamiętać, że wynegocjowaliśmy największe wsparcie w II filarze: Polska –11 mld euro, Włochy – 10,5 mld euro, Francja – 10, Niemcy 8 mld euro.
Średnio w Unii Europejskiej płatności bezpośrednie stanowią 50 procent zysku rolników, po odliczeniu wszystkich kosztów produkcji. Dlatego jest ważne, aby dopłaty rolnicze trafiały przede wszystkim do tych co orzą, sieją i zajmują się produkcją zwierzęcą. A takich gospodarstw mamy w Polsce mniej niż 500 tysięcy. Ważne jest, by Polska wprowadziła na poziomie krajowym definicję aktywnego rolnika – jako podmiotu Wspólnej Polityki Rolnej. Taka definicja funkcjonuje w Unii, ale jej stosowanie ma na razie charakter dobrowolny. W nowych zasadach WPR przyjętych niedawno przez Komisję Rolnictwa Parlamentu Europejskiego, od 2021 roku wprowadzenie takiej definicji będzie obowiązkowe dla każdego. A to w naszym przypadku oznacza, że każdy kto obecnie dzierżawi ziemię, będzie mógł realizować na całości użytkowanego areału programy rolnośrodowiskowe, co oznacza wzrost dopłat na hektar o ok. 100–200 złotych. Na wszystkie dzierżawione hektary będzie można uzyskać także paliwo rolnicze. Bardzo często też o dopłaty suszowe ubiegał się właściciel gruntu, a nie ten, który zboże posiał i poniósł na skutek tej plagi wysokie straty. Dobrze więc, że pojęcie aktywnego rolnika będzie obowiązywało także w Polsce – odczuwam przy tym osobistą satysfakcję, że stało się tak także dzięki moim staraniom.
Czy można mówić, że w Parlamencie Europejskim istnieje współpraca między europosłami polskimi wywodzącymi się z innych opcji politycznych
– z Prawa i Sprawiedliwości?
– Na pewno nie ma między nami zasadniczych różnic w kwestii prac nad zasadami nowej Wspólnej Polityki Rolnej. Z reguły jest tak, że poprawki zgłaszane przez europosłów z PiS-u są podobne do naszych albo wzajemnie się wspieramy. Musimy się wspierać, bowiem w Parlamencie Europejskim priorytetowym zagadnieniem staje się kwestia zapobiegania zmianom w klimacie i całościowo rozumiana kwestia ochrony środowiska. My także zdajemy sobie sprawę z powagi tych zagadnień. Ale gdyby zaakceptować wszystkie pomysły posłów z Komisji Ochrony Środowiska, to oznaczałoby – mówiąc w dużym skrócie i uproszczeniu – powrót do rolnictwa z wczesnych lat sześćdziesiątych.
Dziękuję za rozmowę.