Siekierski nie może być zdymisjonowany
„Tylko nie zwalniajcie nam ministra Siekierskiego” – można było usłyszeć podczas jednej z ostatnich komisji sejmowych od Emila Mieczaja, rolnika ze Szczecinka. To nawiązanie do plotek krążących po Warszawie, że szef resortu rolnictwa może szybko stracić posadę. Jednak to nie jest wyraz uwielbienia Czesława Siekierskiego jako szefa resortu rolnictwa, ale świadomość czasu, jaki potrzebuje nowy minister, żeby wdrożyć się we wszystkie tematy. A rolnicy nie mają tego czasu, część z ich gospodarstw jest na skraju egzystencji.
No i właśnie ten czas jest kluczowy, dlatego oceniając 100 dni rządów w ministerstwie rolnictwa Czesława Siekierskiego i jego zastępców, trzeba brać pod uwagę, że przez nieco ponad trzy miesiące nowa ekipa musiała szybka się wdrażać i często gasić „pożary” po poprzednich rządach.
„Obiecujący duet”, a nawet trio: Siekierski, Kołodziejczak i Krajewski
Oceniając symboliczną „studniówkę” nowej ekipy w resorcie rolnictwa, patrzymy nie tylko na działania Siekierskiego, ale także na pracę jego wiceministrów, zwłaszcza Michała Kołodziejczaka i Stefana Krajewskiego.
Kołodziejczaka należy oceniać z kilku powodów. Po pierwsze Donald Tusk w swoim expose mówił o „doskonałym duecie Siekierski-Kołodziejczak”, który ma odpowiadać za rolnictwo. Drugi powód, to Michał Kołodziejczak odpowiada w resorcie za rynki rolne, a przecież rolnicy protestują przez dramatyczną sytuację z cenami rolniczymi. Po trzecie, wszyscy pamiętamy, że jeszcze niedawno Michał Kołodziejczak jako lider AgroUnii blokował drogi i ostro recenzował ministrów rolnictwa z PiS.
Stefan Krajewski z kolei był przez niektórych przymierzany do roli ministra rolnictwa, a obecnie odpowiada za nadzór na Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR). W obecnej sytuacji rolnictwa, szybkie i sprawne przesyłanie dopłat na konta rolników jest kluczowe.
Jaki pomysł na rolnictwo ma nowa koalicja rządząca?
W samym expose premier Donald Tusk w kwestii rolnictwa odniósł się jedynie do tego, kto pokieruje ministerstwem rolnictwa. Więcej konkretów na temat rolnictwa można znaleźć w Umowie Koalicyjnej. Wśród nich:
- Wprowadzenie maksymalnie 30-dniowego terminu płatności za produkty rolne dla marketów i punktów skupu;
- Stworzenie funduszu stabilizacyjnego w celu ograniczenia strat rolników wynikających z nieuczciwych praktyk pośredników;
- Budowa nowej infrastruktury magazynowej, w tym portu zbożowego i nowych powierzchni magazynowych, aby uniknąć problemów takich jak niekontrolowany napływ zboża z Ukrainy;
- Wprowadzenia obowiązku obowiązek flagowania produktów rolno-spożywczych;
- Pilnowanie interesów polskiego rolnictwa i przetwórstwa na arenie międzynarodowej;
- Zwiększenia opłacalności produkcji rolnej przez rozwój potencjału eksportowego do innych państw;
- Uproszczenie procedur administracyjnych dla rolników;
- Uruchomimy program budowy nowoczesnych targowisk w każdym mieście;
- Zachowanie równowagi w odpowiednim rozwoju produkcji roślinnej i bezpośrednio powiązanej z nią produkcji zwierzęcej;
- Wykorzystanie potencjału rolnictwa i obszarów wiejskich do produkcji czystej i taniej energii.
Z tych punktów właściwie jeszcze nic nie zostało w pełnie zrealizowane, choć niektóre z tych elementów są opracowywane.
Pozytywna ocena działań ministra rolnictwa
Na plus działań obecnej ekipy, w tym samego Czesława Siekierskiego, choć czasem wspieranego też przez Tuska, należy zaliczyć:
Dialog rządu z rolnikami
Zarówno Siekierski, jak i wszyscy wiceministrowie rolnictwa spotykają się z rolnikami i chcą spełniać przynajmniej część postulatów gospodarzy. Choć tu też widać ewolucję i to niestety w złą stronę. W styczniu na rolniczych blokadach pojawili się wszyscy z kierownictwa resortu. Podczas protestów 20 marca rolnicy nie spotkali się z ministrem czy wiceministrem, a dowiedzieli się, że z wybranymi organizacjami rolniczymi zostało podpisane „uzgodnienie”. I bez względu na to, co byłoby w tym dokumencie, protestujący rolnicy poczuli się oszukani. Uważają, że rząd chce ich rozgrywać i dzielić.
Plus również za to, że większość polityków obecnej koalicji za rozróby podczas protestu 6 marca nie obarcza rolników, tylko mówi wprost, że mogli to być prowokatorzy.
Zmiany w Zielonym Ładzie, w tym wyrzucenie obowiązkowego ugorowania
Tu doskonale sprawdza się powiedzenie, że sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą. Jednym z głównych postulatów rolników jest wyrzucenie lub zmiana Zielonego Ładu. Dotyczy to zwłaszcza bardziej kontrowersyjnych zapisów, w tym nakazu ugorowania 4% gruntów. Zarówno rolnicy, jak i część ekspertów wskazywało wielokrotnie, że nie jest to korzystne ani dla rolnika, ani dla środowiska. I wreszcie Komisja Europejska ugięła się i ugorowanie będzie jedynie dobrowolnym ekoschematem z dodatkowymi dopłatami. Mają wejść w życie także uproszczenia w GAEC-ach.
Za ojca sukcesu uważa się Donald Tusk, ale i Janusz Wojciechowski twierdzi, że to jego zasługa, choć jeszcze w listopadzie przekonywał, że ugorowanie jest korzystniejsze dla polskich rolników, bo mogą lepiej konkurować z francuskimi. Również Siekierski miał wykorzystywać swoje kontakty w Brukseli, żeby to zmienić. Chociaż największe zasługi w wyrzuceniu obowiązku ugorowania mają sami rolnicy i ich masowe protesty w całej Europie.
Przyspieszenie wypłaty dopłat, w tym pomocy suszowej
Na pewno pozytywna zmiana jaka zaszła, to znaczne zwiększenie tempa wypłaty pomocy dla rolników przez ARiMR. Dotyczy to zarówno końcowych dopłat bezpośrednich, jak i płatności za ekoschematy obszarowe, dopłat do kukurydzy czy pomocy suszowej. Biorąc pod uwagę sytuację wielu gospodarstw, przelew z ARiMR często jest kluczowy dla dalszego funkcjonowaniu, zwłaszcza przy rozpoczynającym się sezonie.
Wyższe stawki dopłat do ekoschematów
Co prawda rolnicy naczekali się dość długo na pierwsze dopłaty do ekoschematów, ale na plus dla ekipy Siekierskiego, a zwłaszcza dla Krajewskiego, można zaliczyć to, że rolnicy dostaną nawet nieco wyższe płatności do ekoschematów niż wcześniej zakładano. A nie było to takie oczywiste, bo zanosiło się, że zwłaszcza stawki do rolnictwa węglowego będą znacznie niższe. Przesunięcia między poszczególnymi płatnościami pozwoliły w pełni wykorzystać środki na dopłaty, a żaden rolnik na tym nie straci.
Znalezienie 1 mld zł na dopłaty do kukurydzy
Dopłaty do kukurydzy to dzieło Roberta Telusa i później Anny Gembickiej. Telus, kiedy został ministrem rolnictwa po Henryku Kowalczyku zaczął wprowadzać dopłaty do zbóż i kukurydzy. A że wszystko było robione „na hura”, to co chwilę kolejna grupa rolników odzywała się, że oni są pokrzywdzeni, bo też ponieśli straty, a dopłat nie dostaną. Więc minister Telus wprowadzał kolejne dopłaty i kolejne. Z kolei Anna Gembicka, która była szefową resortu rolnictwa w „dwutygodniowym” rządzie Morawieckiego, obiecała rolnikom kolejne dopłaty do kukurydzy. Na ten cel miało pójść 500 mln złotych. Jednak w budżecie państwa złożonym do Sejmu przez premiera Morawieckiego nie zostały zabezpieczone pieniądze na ten cel.
Właśnie dlatego trzeba docenić Czesława Siekierskiego, że wynegocjował u Andrzej Domańskiego, ministra finansów oraz u premiera Tuska przesunięcia w budżecie tak, że na dopłaty do kukurydzy zabezpieczono 1 mld złotych.
Uszczelnienie wschodniej granicy
To raczej symboliczny plusik, bo sytuacja jest daleka od ideału i z całą pewnością rząd Tuska musi dołożyć pieniędzy do służb na granicy. Ale na pewno coraz częściej mamy informacje, że służby z Medyki czy Dorohuska cofają niektóre produkty rolno-spożywcze, które nie spełniają norm jakościowych. Jednak tu znów trzeba oddać pokłon rolnikom, którzy filmikami i zdjęciami z granicy jasno wskazywali, że należy się temu dokładnie przyjrzeć.
Odkręcanie kredytów dla rolników
Za rządów PiS została przyjęta zmiana w prawie o pożyczce lombardowej. Owa zmiana za tzw. „poprawką Sachajki” dotknęła rolników swoimi zapisami. Nowe prawo weszło w życie na początku stycznia i szybko okazało się, że rolnicy mają problem z zaciąganiem kredytów na działalność rolniczą. Banki spółdzielcze podają, że ilość pożyczek udzielanych rolnikom spadła rok do roku o około 80%. Część z tego spadku wynika ze złej sytuacji w rolnictwie, przez którą rolnicy nie chcą brać nowych zobowiązań, ale część to pokłosie nowego prawa i strasznej biurokracji dla rolników. Na plus dla nowej ekipy trzeba zapisać, że nowelizacja ustawy, która miałaby zmienić to blokujące przepisy jest właśnie w komisjach sejmowych i wkrótce może zostać przegłosowana.
Negatywna ocena działań ministra rolnictwa
Jednak część działań kierownictwa resortu rolnictwa i szerzej całej obecnej koalicji rządzącej w zakresie rolnictwa należy ocenić na minus.
Rozmowy trwają, a protesty nie ustają
Plus jest taki, że rozmowy z rolnikami są prowadzone. Ale minus jest taki, że jak na razie rolnicy nie odczuwają efektów tych rozmów we własnym gospodarstwie. Większość z nich to na razie obietnice, łącznie z „największym konkretem” rozmów Tuska z rolnikami, czyli zdjęciem 4-5 mln ton zbóż z rynku. Szczyt odbył się 9 marca i choć minęły dwa tygodnie, to wciąż rolnicy nie wiedzą, jak dokładnie ma się to odbyć. A sensowna realizacja tej obietnicy mogłaby rzeczywiście pomóc rolnikom. Choć jest tu też ryzyko, które jednym zdaniem określił rolnik protestujący w Wielkopolsce: „Obawiamy się, że ewentualne dopłaty do zbóż nie trafią do rolnika, tylko dla handlarza, który opuści ceny skupu”.
Do minusów wizerunkowych trzeb zaliczyć także podpisanie „uzgodnienia” w Jasionce. Minister Siekierski i wiceminister Kołodziejczak mogą powtarzać, że to tylko uzgodnienia, że pod nimi podpisali się przedstawiciele organizacji rolniczych reprezentujących 40% rolników. Ale to posunięcie zostało jednoznacznie ocenione przez rolników stojących na blokadach 20 marca. „Zostaliśmy oszukani”, „to nie jest nasze porozumienie”, „oni nas nie reprezentują” czy „zostaliśmy sprzedani za garść srebrników”. I choć głównie obrywa się przedstawicielom organizacji rolniczych, to rolnicy także mówią, że czują jakby ministerstwo rolnictwa i rząd chcieli ich rozgrywać i dzielić. Minister Czesław Siekierski i Michał Kołodziejczak muszą zdawać sobie sprawę, że zaufania u rolników łatwo się nie odzyskuje.
Co z listą importerów zbóż?
Opublikowania firm importujących zboże z Ukrainy wraz z ilością sprowadzanego zboża domaga się wielu rolników. Takie żądanie wysuwał także Michał Kołodziejczak wobec Roberta Telusa. Lider AgroUnii zapewniał, że jak będzie w ministerstwie rolnictwa, to szybką ją opublikuje. Sto dni mija, a lista wciąż nie ujrzała światła dziennego. O ironio, Michał Kołodziejczak musi się tłumaczyć niemal identycznie jak Robert Telus – „tajemnica celna nie pozwala i myślimy, jak to obejść”.
Gospodarstwa mleczne ubrane w czapkę niewidkę?
Czasem można odnieść wrażenie, że problemy gospodarstw mlecznych i spółdzielni mleczarskich jakby były nie zauważane w Warszawie. Opłacalność produkcji mleka jest słaba, a część gospodarstw jest nawet na minusie, bo przez suszę muszą dokupować paszę, a na pomoc suszową nie mają co liczyć. A jeśli jakimś cudem dostaną pomoc suszową, to na użytki zielone jest połowa stawki. Na żadne dopłaty do mleka rolnicy nie mają co liczyć. Dobrostan zwierząt, w tym bydła będzie wypłacany dopiero od kwietnia. Część analityków już wskazuje, że w najbliższych miesiącach cena mleka będzie niższa nawet niż w fatalnym 2023 roku. Odpowiedzią resortu rolnictwa na to jest jak na razie... analiza, czy warto powołać departament spółdzielczości.
Producenci owoców miękkich to też rolnicy
Lubelszczyzna czy Mazowsze to te rejony, gdzie mamy bardzo rozwiniętą produkcję owoców miękkich, w tym porzeczek i malin. Jednak ze względu na import mrożonych owoców z Ukrainy, producenci malin mogą mieć ogromny problem w tym sezonie ze sprzedażą owoców w jakiejkolwiek sensownej cenie. Sam minister Siekierski przyznał, że tyle mrożonych owoców napłynęło do Polski, że w zasadzie nasi rolnicy przez rok nie musieliby zbierać malin. I chociaż to nie jest wina obecnej ekipy, to jednak o żadnym wsparciu dla producentów owoców nie słychać. Również nie słychać o ochronie tego sektora w projektach porozumienia handlowego z Ukrainą.
Brak podjęcia prac nad definicją rolnika aktywnego
Minusem dla ekipy Tuska czy Siekierskiego jest także – przynajmniej na razie – odpuszczenie tematu wprowadzenia sensownej definicji rolnika aktywnego. A wydaje się to być kluczowe dla zmian systemowych w rolnictwie. To pozwoliłoby rozwijać się tym 300-400 tys. gospodarstw rolnych, które produkują na rynek. Jednak asystent wiceministra Stefana Krajewskiego jest pewny, że do końca tego roku odpowiednie rozwiązanie zostanie wprowadzone, więc trzymamy za słowo.
Dobrze rokują, ale jeszcze nie pomagają rolnictwu
Oddzielną kategorią są sprawy, które jak na razie dobrze się zapowiadają, ale „Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi prowadzi analizy w tym zakresie” – jak można przeczytać przy kilku takich projektach.
Do takich można zaliczyć zapowiedzi uproszczenia w składaniu wniosków o dopłaty bezpośrednie i ekoschematy oraz późniejszej kontroli. Wielu rolników, a zwłaszcza producenci mleka i mleczarnie będzie kibicować zmianie prawa, które pozwoli na ograniczenie wpływu marek własnych supermarketów na rynek żywności. Czekamy także na konkretne zapisy dotyczące hasła „podatek rolny nie będzie wyższy niż w 2023” oraz 2 zł zwrotu akcyzy za paliwo rolnicze.
Ciekawym rozwiązaniem może się okazać system dotacji do budowy biogazowni rolniczych, gdyż taka instalacja jest jedynym stabilnym i jednocześnie odnawialnym źródłem energii elektrycznej. A jak uważa prof. Jacek Dach, Polska ma taki potencjał surowcowy, że biogazownie rolnicze zapewniłyby tyle energii, co duża elektrownią jądrowa.
Czekamy również na ostateczne wypracowanie nowej formuły umowy o handlu między UE a Ukrainą (ATM). Ale zdaje się, że prace nad nią zmierzają w stronę zapisów bardziej korzystnych dla polskiego rolnictwa. Kluczowe będzie tak naprawdę, jaki okres referencyjny zostanie przyjęty do kontyngentów na poszczególne produkty – czy już po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie, czy przed nią.
Wreszcie wielu rolników czeka na szczegóły i uruchomienie programu odbudowy pogłowia trzody chlewnej. Jak słusznie zauważył minister Siekierski, jeśli byśmy mieli pogłowie świń na poziomie ponad 20 mln sztuk, jak było jeszcze kilkanaście lat temu, a nie 8-9 jak obecnie, to pewnie nie byłoby aż takiego problemu z nadwyżką zboża.
Te wszystkie zapowiedzi dobrze brzmią, ale diabeł zawsze tkwi w szczegółach, a czas jest jednym z nich i odgrywa dość rolę w tym, aby polskie rolnictwo znów stało się opłacalne.
Paweł Mikos
redaktor naczelny portalu tygodnik-rolniczy.pl