Jak przebiegły żniwa w pana gospodarstwie?
– Całe żniwa spędziłem na kombajnie. Zebrałem cały areał zbóż i rzepaku. Było to około 240 hektarów. Pomagałem też sąsiadom w ramach nieodpłatnej pomocy. Plony były niższe od ubiegłorocznych. Przyczyny upatruję głównie w dotkliwej suszy, która przede wszystkim spowodowała duże straty w zbożach. Słabo sypał jęczmień browarny. Jeszcze tak złych plonów nie miałem, bo nie zebrałem nawet 40 kwintali z hektara. Jako że zwykle sieję jęczmień po burakach, to osiągam plony między 60–70 kwintali z hektara. Na dodatek, gdy nadszedł czas zbiorów, pojawiły się opady deszczu, które trwały pond dwa tygodnie. One także wpłynęły negatywnie na wysokość plonów oraz na obniżenie parametrów zbóż. Pszenica, która miała być konsumpcyjna, stała się pszenicą paszową i przez to jej cena skupu jest jeszcze niższa.
Trwają ożywione dyskusje związane z niekontrolowanym napływem ukraińskiego zboża i innych produktów na rynki UE, na czym bardzo ucierpiało polskie rolnictwo.
– Wojna w Ukrainie sprawiła, że w sposób niekontrolowany został uwolniony potencjał ukraińskiego rolnictwa. Za ten stan rzeczy odpowiada Komisja Europejska, a osobiście w szczególności dużą odpowiedzialnością w tej materii obarczam komisarza Janusza Wojciechowskiego. Gwałtowne uwolnienie potencjału ukraińskiego rolnictwa sprawiło, że najbardziej ucierpiały państwa przyfrontowe, z których najsilniejsze rolnictwo ma Polska. Stronie ukraińskiej najłatwiej i najtaniej było sprzedać swoją żywność we wspomnianych krajach destabilizując rynek produktów rolnych. Negatywne skutki takiego handlu zostały wzmocnione przez patologiczne wręcz rozwiązania, które były akceptowane przez nasze władze. Mam tutaj na myśli choćby import z Ukrainy tzw. zboża technicznego, które nie funkcjonuje w oficjalnej nomenklaturze UE. Zastanawiające jest, kto w Polsce zaakceptował, a raczej wymyślił kategorię zboża technicznego, zwalniając je z obowiązku badań jakościowych? Wbrew obietnicom ministra Roberta Telusa, nadal nie została ujawniona pełna lista polskich firm, które dorobiły się na handlu ukraińskim zbożem! Mam nadzieję, że ta lista zostanie ujawniona po wyborach.
Czy obarczanie winą za ten stan rzeczy komisarza Janusza Wojciechowskiego nie jest zbyt ostrym twierdzeniem? Wprawdzie nasz komisarz jest często krytykowany przez polskich i unijnych rolników. Ale pan jest z reguły wyważony w swoich ocenach.
– Jeszcze raz powtarzam: za niekontrolowany napływ ukraińskiego zboża obwiniam w szczególności komisarza Wojciechowskiego, który powinien przestrzec całą Komisją Europejską, w tym przewodniczącą Ursulę von der Leyen o negatywnych konsekwencjach wynikających z nieprzemyślanego otwarcia – tak z dnia na dzień – unijnego rynku na ukraińską żywność. Polska sama ma nadprodukcję zbóż, którą musi wyeksportować. Zwykle jest kilka milionów ton własnego ziarna. Chociaż w roku gospodarczym: 2022/2023 ten eksport był większy. Mam takie obawy, że był to także reeksport ukraińskiego zboża. Ukraina, mimo wojny i wymiernych strat poniesionych przez rolnictwo, wyeksportowała w tym okresie ponad 30 milionów ton ziarna. Natomiast w tym roku gospodarczym prawdopodobnie eksport ten będzie jeszcze większy. Sytuacja jest wręcz katastrofalna: przewóz zbóż korytarzem humanitarnym przez Morze Czarne praktycznie nie działa. Rosjanie niszczą magazyny portowe i silosy. A ich ostatecznym celem jest, aby ukraińskie zboże zostało na rynkach biednych państw zastąpione rosyjskim ziarnem. Dlatego należy nadal pomagać Ukrainie militarnie i finansowo. Ale Polska dla tego ogromu ukraińskiej żywności – podobnie jak inne państwa przyfrontowe – nie może być krajem docelowym, lecz tylko dobrym korytarzem tranzytowym. I takie rozwiązanie powinno być wypracowane z Komisją Europejską, której prominentnym członkiem jest komisarz Wojciechowski.
Pamiętam, że na początku działalności komisarza Wojciechowskiego wiązał pan z nim duże nadzieje.
– Przyczyniłem się trochę do faktu, że Polak jest Europejskim Komisarzem do Spraw Rolnictwa i Rozwoju Wsi – mocno za tym optowałem. Tak, komisarz Wojciechowski miał być sukcesem Polski w Unii Europejskiej, to znaczy też sukcesem polskiego rolnictwa. Myślę, że jego kadencja nie będzie czasem sukcesów ani dla Polski, ani dla polskiego rolnictwa, ani dla całego unijnego rolnictwa. Może być jednak określana czasem destabilizacji europejskiego rolnictwa. Argumentów na to nie brakuje. Znałem złe opinie europejskich rolników o komisarzu Wojciechowskim wyrażane bezpośrednio w czasie ich protestów, ale też poprzez organizacje rolnicze działające w Brukseli. Ale nie szafowałem nimi w przestrzeni publicznej. W kwestii rozmów nad przedłużeniem unijnego embarga na import ukraińskiego zboża po raz kolejny okazało się, że nie potrafi on prowadzić polityki polegającej na zawieraniu silnych sojuszów między komisarzami unijnymi, którzy wspieraliby go w rozmowach z przewodniczącą Ursulą von der Leyen. Nawet nie udało mu się utrzymać wspólnego stanowiska 5 państw, to jest państw Grupy Wyszehradzkiej i Bułgarii, dotyczącego przedłużenia embarga na import ukraińskiego zboża. I z tym problemem Polska została samotna, bo poparcie Węgier nie ma zbyt dużego znaczenia. Wszak premierowi Orbanowi nie zależy na rozwiązaniu tego problemu. Stoi on bowiem bardziej po stronie Putina niż Ukrainy.
Proszę o precyzyjną odpowiedź: czy popiera pan decyzję polskiego rządu o przedłużeniu embarga na przywóz ukraińskiego zboża?
– Tak. Popieram wprowadzone przez rząd premiera Mateusza Morawieckiego embarga na przywóz ukraińskiego zboża. Radzę jednak rządowi, aby to rozwiązanie traktował jedynie jako swoiste kupno czasu, pozwalające na wypracowanie porozumienia w ramach UE ze stroną ukraińską, związanego z dostępem żywności z tego kraju na rynkach UE. Polski rząd powinien tutaj wykazać się dużą aktywnością, a nie stosować biernego oporu. Nie możemy być w stałym konflikcie ani z Unią Europejską, ani z Ukrainą. Pragnę wyraźnie podkreślić, że ze strony Komisji Europejskiej docierały do mnie sygnały, że embargo zostanie przedłużone. Jednak nasza dyplomacja okazała słabość, zaś komisarz Wojciechowski nie szukał w Polsce sojuszników poza swoim obozem politycznym, aby wspólnie doprowadzić przedłużenia embarga. Jak to się popularnie mówi, odwrócił się od Michała Kołodziejczaka plecami, gdy ten przyjechał z uargumentowanym przesłaniem od premiera Tuska, popierającym przedłużenie embarga. Bardzo się źle stało, że w tej sprawie nie zawarto porozumienia ponad podziałami politycznymi z opozycją. Gdyby doszło do wspólnego spotkania komisarza Janusza Wojciechowskiego i lidera AgroUnii Michała Kołodziejczaka z przewodniczącą Ursulą von der Leyen, to negocjacyjna pozycja Polski byłaby silniejsza, a szansa na przedłużenie unijnego embarga byłaby znacznie większa. Dla mnie oczywiste jest, że ukraińskie zboże powinno trafić do państw biednych z Afryki, Azji czy też Ameryki Południowej i wszędzie tam, gdzie panuje głód. Do tego konieczne jest zaangażowanie nie tylko całej Unii Europejskiej, ale też innych mocarstw światowych. To powinny być wspólne działania, które będą koordynowane przez Organizację Narodów Zjednoczonych. Od kilkunastu miesięcy systematycznie powtarzam: bez pomocy UE nie rozwiążemy kwestii niekontrolowanego napływu zboża z Ukrainy. O tym może zadecydować wyłącznie traktat: UE – Ukraina. Według mnie, Unia powinna pomóc Polsce w rozbudowie portów, sieci kolejowej oraz aby eksport ukraińskiej żywności do państw trzecich przebiegał sprawnie i bez żadnych patologii. Pragnę też dodać, że znacznie wcześniej w rozmowach z politykami, w tym też z ministrami rolnictwa, ostrzegałem przed negatywnymi skutkami napływu ukraińskiego ziarna. Ten problem nie był doceniany, a czołowi politycy PiS-u wręcz go uważali za marginalny. Wspólnie z premierem Jerzym Buzkiem – europosłem i przewodniczącym Rady Programowej Europejskiego Funduszu Rozwoju Wsi Polskiej, poruszyliśmy też ten problem w specjalnym piśmie skierowanym do Komisji Europejskiej na ręce jej przewodniczącej – Ursuli von der Leyen. To pismo zostało wysłane 17 lipca 2022 roku. I było pokłosiem konferencji poświęconej bieżącym problemom rolnictwa UE, z udziałem komisarza UE do spraw rolnictwa i obszarów wiejskich – Janusza Wojciechowskiego, wicepremiera oraz Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi – Henryka Kowalczyka, a także niektórych ministrów rolnictwa państw UE. Ta konferencja odbyła się 30 czerwca 2022 roku. Nasz zespół ekspertów, który powstał po tej konferencji, jednoznacznie stwierdził, że bez pomocy Komisji Europejskiej trudno będzie zbożu z Ukrainy dotrzeć do państw biednych objętych pomocą żywnościową FAO. Wskazaliśmy, że bez unijnej koordynacji pojedyncze państwa UE nie rozwiążą problemu napływu zboża z Ukrainy. A przenikające przez granice UE płody rolne mogą w istotny sposób zdestabilizować rynki europejskie i tym samym nie dotrą w strefy głodu. A następstwem tego stanu rzeczy będą katastrofy humanitarne i zwiększone ruchy migracyjne. Zaproponowaliśmy konkretne działania, które miały pomóc ukraińskiej żywności trafić do państw potrzebujących. Wskazaliśmy też konkretne źródła sfinansowania tych działań: środki pochodzące z UE oraz Krajowych Planów Odbudowy.
Ale i w Brukseli, i w Warszawie, ten problem przez długi czas odbijał się o przysłowiową ścianę. Dopiero gdy mleko się rozlało: ceny zboża spadły drastycznie, zaś rolnicy zaczęli protestować i rzucać w ministra jajkami – jak to było na konferencji w Jasionce, która odbyła się w dniach 22–23 marca 2023 roku – zaczęto myśleć o rozwiązaniu tego problemu. Należy w tym miejscu przypomnieć też protesty AgroUnii oraz rolników z Oszukanej Wsi. Pamiętam jak jeszcze w Jasionce komisarz Wojciechowski twierdził, że sytuacja jest pod kontrolą i 100 milionów wystarczy, żeby zrekompensować straty poniesione przez polskich rolników na skutek importu zboża z Ukrainy. Twierdził też, że nie ma mowy o ustanowieniu embarga na przywóz ziarna z Ukrainy.
Polscy rolnicy szczególnie teraz, przed wyborami, obawiają się o przyszłość polskiego rolnictwa. Wiadomo, że prędzej czy później Ukraina wejdzie do UE i tym samym zostanie wywrócona do góry nogami cała koncepcja unijnego rolnictwa. Realne jest, że polscy rolnicy będą mieli nikły wpływ na bezpieczeństwo żywnościowe kraju.
– O przyszłości unijnego, a więc i polskiego rolnictwa zadecyduje Wspólna Polityka Rolna prowadzona przez UE. I taką wizję nowej WPR musimy zbudować wspólnie. Ukraińska żywność powinna spełniać wysokie standardy unijne w zakresie fitosanitarnym i weterynaryjnym. Musi być to żywność bezpieczna, spełniająca wyśrubowane normy unijne, przy zachowaniu dobrostanu zwierząt. Nie można dopuścić do wejścia na rynek tzw. zboża technicznego, jak to było w przypadku Polski. Trzeba pamiętać, że ukraińskie rolnictwo jest krańcowo odmienne od rolnictwa unijnego. Produkcją żywności zajmują się tam duże agroholdingi. Dziesięć firm dysponuje – każda z nich – areałem przekraczającym 100 tysięcy hektarów. Są one z reguły własnością obcego kapitału, także z państw UE oraz miejscowych oligarchów. Takie czynniki, jak: żyzna ziemia wymagająca stosunkowo niskiego poziomu nawożenia plus środki ochrony roślin – z których część jest zakazana w UE – oraz tania siła robocza to suma czynników, która daje efekt olbrzymiej przewagi konkurencyjnej rolnictwu ukraińskiemu nad całym rolnictwem unijnym, nie tylko polskim. Polska powinna być tylko krajem tranzytowym dla ukraińskiego zboża. Takim pobierającym kaucje zwalniane po opuszczaniu naszego kraju.
Nie poruszyliśmy w naszej rozmowie tematu zbliżających się wyborów parlamentarnych.
– Opowiem się za siłami demokratycznymi, które gwarantują członkostwo Polski w Unii Europejskiej i dopłaty dla polskich rolników. Nie akceptuję poczynań obecnie rządzącej ekipy, które są poważnym zagrożeniem dla młodej polskiej demokracji.
Krzysztof Wróblewski
fot. arch. TPR