Z młodym rolnikiem – Błażejem Bieniaszem, liderem AgroUnii na Podkarpaciu, rozmawia Krzysztof Wróblewski. Błażej Bieniasz kandyduje do sejmu w Okręgu Wyborczym nr 23 – Rzeszów. Walczy o mandat z listy numer 6 Koalicja Obywatelska – z wysokiego, czwartego miejsca.
Podkarpacie to ostoja PiS. Czy młody rolnik z AgroUnii ma szansę zdobyć tu takie poparcie rolników, aby dostać się do sejmu?
– Mam realne podstawy do twierdzenia, że osiągnę duże poparcie na wsi. Od czterech lat jestem mocno związany z AgroUnią. Walczę w obronie interesów ekonomicznych polskiego rolnictwa i godności naszego zawodu. Uczestniczyłem aktywnie w protestach i strajkach, których celem było uświadomienie obecnej ekipie rządowej tragicznej sytuacji na rynku zbóż spowodowanej importem z Ukrainy. Oczekiwaliśmy od rządzących konkretnych działań, które by zapobiegły tragedii. Niestety, te czyny przyszły zbyt późno, rolnicy ponieśli niemałe i wymierne straty. Nasz rynek został zalany ukraińskimi: pszenicą, kukurydzą, rzepakiem. Były to często produkty wątpliwej jakości, niespełniające unijnych standardów. Na krzywdzie rolników powstawały fortuny, a minister Telus do dziś nie chce ujawnić pełnej listy importerów ukraińskiego zboża.
To AgroUnia pokazała mieszkańcom wielkich miast, że ten szkodliwy import, często odbywający się pod płaszczykiem tzw. zboża technicznego, miał negatywny wpływ na bezpieczeństwo żywnościowe naszego kraju. Stanowczo sprzeciwialiśmy się też importowi z Ukrainy owoców miękkich. Tu też mieliśmy 100-procentową rację. Przypomnijmy sobie, jak fatalnie jeszcze kilka miesięcy temu wyglądał rynek malin.
Punktowaliśmy nieuczciwe praktyki wielkich sieci handlowych. Broniliśmy producentów trzody chlewnej, którzy padli ofiarą nieudolnej walki rządu z klęską ASF oraz importu wątpliwej jakości wieprzowiny z Niemiec, Belgii, Holandii czy nawet Hiszpanii.
W wyborach liczę szczególnie na głosy młodych ludzi. Nie tylko ze wsi – także z większych miast i małych miasteczek. Na głosy tych, którzy chcą, aby Polska była demokratycznym krajem stwarzającym młodym ludziom możliwości dobrej pracy zawodowej. Nie chcę żyć w zamknięciu, nie chcę Polski zaściankowej. Polska powinna być mocno osadzona w cywilizacji zachodniej, zapewniając swoim obywatelom swobodne przemieszczanie. Tymczasem po aferze wizowej w Ministerstwie Spraw Zagranicznych polski paszport i polska wiza nie będą już budziły zaufania na granicach państw strefy Schengen. Miejmy nadzieję, że w efekcie tej afery nie dojdzie do wprowadzenia obostrzeń wobec polskich obywateli.
Proszę w kilku słowach opisać swoje gospodarstwo.
– Gospodaruję na 30 ha ciężkich gleb III klasy we wsi Łąka pod Rzeszowem. Moje gospodarstwo zostało wydzielone z większego, na którym pracuje jeszcze ojciec. Założyłem rodzinę. Bardzo się kochamy z Karoliną. Doczekaliśmy się ślicznej córeczki, której nadaliśmy imię Gaja. Ma dopiero 3 miesiące.
Uprawiam zboże, zajmuję się też produkcją truskawek pod osłonami. W tym roku plony były zadowalające. Jęczmień browarny sypał na poziomie 6 t/ha, pszenica ozima dała prawie 9 t/ha. Niestety, zboże nie miało odpowiednich parametrów. To efekt suszy, a potem długich opadów w porze żniw. Na to nakładają się wciąż bardzo niskie ceny skupu.
W produkcji prowadzonej przez ojca i przeze mnie ważna jest też kukurydza. Ojciec wprowadził ją jeszcze w 1990 r. Po odkryciu stonki kukurydzianej na naszych plantacjach nastąpiła kwarantanna i w sumie dziesięcioletnia przerwa w uprawie. Kukurydza wróciła do struktury zasiewów pięć lat temu i zajmuje od tamtej pory większość areału.
Gospodarstwo w tym miejscu założył w 1961 r. Józef Silisz, pana dziadek. To postać zasłużona dla polskiego ruchu ludowego. Sygnatariusz porozumień rzeszowsko-ustrzyckich, a po 1989 r. m.in. wicemarszałek Senatu RP.
– Gdy dziadek zmarł, miałem kilka lat, więc siłą rzeczy wspomnienia są zatarte. Ale pamiętam, że woził mnie ciągnikiem. Wiem, że zaczynał gospodarowanie w Łące od postawienia chlewni, wtedy było tu szczere pole.
Wracamy do teraźniejszości. Komisja Europejska nie przedłużyła embarga na wwóz ukraińskiego zboża.
– To kolejna odsłona dramatu. Zaczęło się od tranzytu zboża, na który zgodziło się PiS, a który w rzeczywistości w dużej mierze był niekontrolowanym importem. Szczególnie odczuli to rolnicy z województw podkarpackiego, lubelskiego i małopolskiego. Owszem, rząd podjął w końcu kosztowne działania. Łagodził skutki kryzysu, do którego sam doprowadził. Ale nie osiągnął zadowalających efektów. Minister Robert Telus twierdzi, że opróżnił magazyny zbożowe przed żniwami. Tymczasem moi znajomi mają zmagazynowane ziarno jeszcze z ubiegłorocznych żniw. Tak, jak wielu polskich rolników, posłuchali rady ówczesnego ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka. Mówił, aby przetrzymać zboże, bo będzie jeszcze droższe. Takie są fakty.
Pragnę jednocześnie dobitnie powiedzieć, że popieram zablokowanie przez obecny rząd importu zboża z Ukrainy. Ale obawiam się, że może ono wjechać do Polski tylnymi drzwiami. Mam też pretensje do naszego komisarza rolnictwa Janusza Wojciechowskiego, który nie potrafił zmontować dostatecznie silnej koalicji państw UE dla powstrzymania importu ukraińskiego ziarna. Gdyby prowadził skuteczną dyplomację, ten problem mógłby mieć mniej poważne konsekwencje.
Dlaczego kandydaci AgroUnii startują z listy Koalicji Obywatelskiej, a nie PSL-Polski 2050?
– Nie zgodził się na to lider koalicjanta ludowców Szymon Hołownia. Ale to już historia. Start z list KO jest znacznie skuteczniejszym rozwiązaniem. Bo daje kandydatom AgroUnii realną szansę na wejście do sejmu i współdecydowanie o przyszłości polskiego rolnictwa oraz związanego z nim przemysłu.
PiS zawiodło rolników, dlatego to ugrupowanie trzeba odsunąć od władzy w demokratycznych wyborach. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że przyszły sejm będzie bardzo podzielony. Ale zależy mi, aby we wszystkich ugrupowaniach było jak najwięcej przedstawicieli polskiego rolnictwa, także w PiS. Tak, aby wszyscy prorolniczy posłowie mogli budować ponad podziałami politycznymi porozumienie w kwestii zapewnienia jak najlepszego mechanizmu gwarantującego bezpieczeństwo żywnościowe Polski.
Nie chodzi o to, by być posłem. Jestem młody, mam 27 lat, ale też już spore doświadczenie zawodowe oraz w pracy społecznej. Chcę rozwiązywać problemy mojego środowiska. Przewidywalne i stabilne rolnictwo to gwarancja bezpieczeństwa żywnościowego dla wszystkich obywateli Polski. Pragnę wyraźnie podkreślić, że dla zawodowej polityki nie rzucę pracy na roli. Wszak prowadzenie dobrego i nowoczesnego gospodarstwa było moim marzeniem od dziecięcych lat. I od ładnych kilku lat owo marzenie skutecznie wcielam w życie. Mam też takie przekonanie, że nie będzie problemów z młodymi następcami w gospodarstwach rolnych. Ale muszą zacząć realnie funkcjonować takie czynniki, jak stabilność ekonomiczna, ograniczenie biurokracji w rolnictwie i inne mechanizmy, które sprawią, że polskie państwo będzie przyjazne młodym rolnikom. My, rolnicy, będziemy silniejsi pod względem ekonomicznym i jednocześnie bardziej usatysfakcjonowani ze swojej ciężkiej pracy, gdy w naszym kraju na stałe zapanuje moda na produkty żywnościowe oznaczone kodem 590, czyli na Polską Dobrą Żywność. Jest to zadanie apolityczne, ale wymaga sporych nakładów od rządu – dodajmy: każdego rządu, niezależnie od jego orientacji politycznej. W ten trend powinny się też wpisać partie polityczne, organizacje społeczne, różne stowarzyszenia oraz ludzie ze wszystkich dziedzin, którzy są uznawani w Polsce i na świecie za autorytety. Dzisiaj odbyłem krótką rozmowę z premierem Jerzym Buzkiem, który jest gorącym orędownikiem Polskiej Dobrej Żywności. Profesor Jerzy Buzek jest nadal aktywnym europosłem. Był też swojego czasu przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Jest to polityk, dla którego debata polityczna jest rzeczową rozmową, której prowadzenie polega na wymianie argumentów przy zachowaniu szacunku dla swojego politycznego przeciwnika. Pan profesor jest przekonany, że młodzi polscy rolnicy odniosą sukcesy, że marka polskiej żywności będzie się umacniała nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie.
Dziękuję za rozmowę.