
A jakie hasło powinno przyświecać nam dzisiaj?
Przybywa ekspertów, którzy mówiąc o rolnictwie zwracają uwagę przede wszystkim na koszty. Bo przy wysokich kosztach produkcji i niewygórowanych cenach zbytu, nawet największa wydajność niewiele rolnikowi przyniesie, a ona też kosztuje. A więc to hasło powinno brzmieć „Koszty głupcze!”.
Polskie rolnictwo zderza się z producentami żywności o nieporównywalnie niższych kosztach
Uświadamiają nam to umowy o wolnym handlu zawierane przez Unię Europejską, których ostatnio przybywa jak grzybów po deszczu. Najpierw była umowa z Nową Zelandią, następnie z krajami Mercosur, a ostatnio z Meksykiem. Trwają prace nad umową z Australią (eksporter pszenicy) czy Malezją (olej palmowy). Dodać do tego trzeba obecne preferencje eksportowe dla Ukrainy a w przyszłości jej akcesję do Unii.
Każda z umów już zawartych, jak i tych jeszcze negocjowanych sprawia, że europejskie, a więc i polskie rolnictwo zderza się z producentami żywności o nieporównywalnie niższych kosztach. Wynika to z warunków naturalnych, jak choćby żniwa pięć razy w ciągu dwóch lat (Brazylia), najwydajniejsza produkcja tłuszczów roślinnych (4 tony oleju rocznie z hektara palm w Malezji), najtańsze na świecie mleko w Nowej Zelandii, ukraińskie czarnoziemy itd. A jakie są koszty produkcji cukru z buraków i trzcinowego?
Nic na to nie poradzimy, nie zmienimy warunków naturalnych w Europie, a przewagi rolnictwa z Azji, Oceanii czy Ameryki Południowej wynikają właśnie z tego. Bruksela, niestety, nie bardzo ma ochotę chronić swoje rolnictwo przed obcymi zagrożeniami. W zasadzie już dziś gotowa jest poświęcić chłopów w zamian za otwarcie dostępu do tamtych rynków dla europejskiego przemysłu. Dziś rolnictwo w Europie trzyma się głównie dzięki dobrej organizacji rolników z krajów starej Unii, którzy są w stanie wywrzeć wrażenie na opinii publicznej.
Nie możemy konkurować z największymi eksporterami
Ale wróćmy do wspomnianych kosztów. Dziś mleko z Unii jest droższe niż dostarczane przez innych dużych producentów. Sprawia to, że na rynku światowym nie możemy skutecznie konkurować z największymi eksporterami, a jako że mamy sporą nadwyżkę, jesteśmy zmuszeni sprzedawać do Afryki i Azji, nawet jeśli nie jest to specjalnie opłacalne.
Nie ma się co łudzić, trzcina cukrowa w Europie nie zacznie rosnąć, nawet gdyby przyspieszyło globalne ocieplenie. Jednak z kosztami produkcji mleka coś już można zrobić. Ale tu znów są problemy, na które bezpośredniego wpływu nie mamy. Na przykład, ceny energii. Chodzi zarówno o prąd dla gospodarstw rolnych – pamiętam, że w 2022 r. faktury za prąd u dostawców mleka dochodziły do 30 tys. zł – jak i dla przetwórców. Rolnik może starać się zastąpić drogą energię z sieci jakimiś instalacjami fotowoltaicznymi, biogazowniami, choć to drugie rozwiązanie nie jest dla wszystkich. Przetwórca ma znacznie trudniej, bo instalacje fotowoltaiczne w średniej wielkości zakładzie mogą pozwolić na oszczędności kilku lub kilkunastu procent energii. Tu po prostu potrzebna jest ingerencja państwa, które musi zdecydować, czy chce mieć własny przemysł przetwórczy. Właśnie jesteśmy świadkami takiej ingerencji w branży nawozowej, bo UE, m.in. na żądanie Polski, podniosła cła na nawozy z Rosji i Białorusi.
Pamiętamy, jaki wpływ wywarła na rolnictwo i przetwórstwo droga energia w 2022 r., kiedy nawozy azotowe kosztowały po 4–5 tys. zł/t, a rachunki za gaz z roku na rok wzrosły w średniej wielkości spółdzielni mleczarskiej o ponad 30 mln zł. Tych pieniędzy spółdzielnia nie zarobiła, a przecież mogły one zasilić fundusz zapasowy albo sfinansować ważne inwestycje.
Problemu drogiego prądu i gazu nie da się łatwo rozwiązać i będzie on narastał. Gaz jest najdroższy od dwóch lat, bo do Europy płynie już tylko jednym gazociągiem (do Turcji). Jesteśmy zdani na gaz z krajów arabskich i Stanów Zjednoczonych. Donald Trump nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał takiej okazji, aby uczynić Amerykę znów wielką. A cła plus amerykański gaz przynieść mogą dalszy wzrost cen nawozów.
Każdy kto umie liczyć powinien liczyć na siebie
Oczywiście może zdarzyć się cud, Ukraińcy pokonają Rosjan, Putin rzucony na kolana poprosi nowego kanclerza Niemiec, aby naprawił Nord Stream i wrócą stare dobre czasy. Ale to się nie wydarzy. Każdy kto umie liczyć powinien liczyć na siebie. Czy zatem nie ma już nadziei? Otóż jest. To ograniczenie ingerencji w gospodarkę poprzez Zielony Ład, pozostawienie w spokoju elektrowni węglowych, likwidację systemu handlu emisjami windującego ceny energii, budowę elektrowni atomowych da nam wytchnienie.
Paweł Kuroczycki
fot. Canva/K.Dłużewicz