Czy polskie mleczarstwo będzie istnieć pod koniec 2023 roku?
Dziś nie powinniśmy pytać, w jakiej kondycji będzie polskie mleczarstwo pod koniec roku, lecz czy w ogóle będzie ono istnieć. Skala strat ponoszonych przez wiele spółdzielni związanych ze spadkiem cen zbytu produktów mlecznych jest tak olbrzymia, że po prostu stawia pod znakiem zapytania ich dalsze funkcjonowanie. Interwencja rządu jest dziś po prostu konieczna, jeśli nie chce on doprowadzić do sytuacji, że mleka produkowanego przez tysiące polskich gospodarstw nie będzie komu odebrać.
Dwie drogi pomocy polskim mleczarniom: skup interwencyjny lub uporządkowanie handlu
Skoro znalazł się sposób na wsparcie producentów zbóż i dopłaty do nawozów, to państwo musi uruchomić mechanizmy, które pozwolą przetrwać mleczarniom.
Drogi są dwie: pierwsza, to uporządkowanie spraw w handlu detalicznym, a przede wszystkim w sieciach handlowych, które żerują na obecnych problemach mleczarzy. To pozwoli zwiększyć przychody zakładów mleczarskich.
Druga, to bezpośrednie wsparcie mleczarni poprzez wykup części zgromadzonych zapasów.
Skoro Bruksela zgodziła się na zablokowanie przez Polskę importu z Ukrainy, co można było porównać do użycia broni atomowej, to powinna się zgodzić także na taki zabieg, który co najwyżej odpowiada artyleryjskiemu ostrzałowi i to z haubic o nie największym kalibrze.
Czy sytuacja na rynku mleka poprawi się?
I choć wiele dziś wskazuje na to, że pod koniec roku sytuacja na rynku mleka może się poprawić, to do tego czasu trzeba przecież jakoś dotrwać. Skąd ten optymizm? Wielki amerykański bank inwestycyjny zauważył, że jeszcze nigdy w historii zapasy surowców, także rolnych, nie spadały w takim tempie jak obecnie. A zapasy zostały zgromadzone – i to spore – z powodu pandemii i napaści Rosji na Ukrainę. Nie wnikając w szczegóły finansowych spekulacji, Bank Goldman Sachs, bo o nim mowa, uważa, że ten, kto może, przygotowuje się na gwałtowny wzrost cen (prognoza mówi o 30%) jeszcze w tym roku.
Zobaczymy, jak będzie, ale powtórzmy: aby doczekać tego wzrostu i z niego skorzystać, trzeba do niego dotrwać. Te prognozy można wesprzeć danymi mówiącymi, że produkcja mleka zaczyna na świecie spadać i na przykład w Europie w dłuższej perspektywie dostępność mleka będzie problemem.
Chiński rynek wciąż jest w stagnacji, a to wpływa na niskie ceny mleka w Polsce
Dziś połowę światowego popytu na mleko konsumuje Azja. Mityczny rynek chiński ciągle jest uśpiony i stąd m.in. nasze obecne problemy z cenami. Chińczykom wystarcza dziś to, co produkują. Na dodatek, druga fala ASF przetrzebiła im świnie i nie importują tyle serwatki paszowej, co przed rokiem. Chiny bardzo chciałyby być samowystarczalne pod względem produkcji mleka. Sprowadzały więc setki tysięcy jałówek z Nowej Zelandii, która jest głównym dostawcą mleka w proszku na tamten rynek. Nowozelandczycy poszli jednak po rozum do głowy i wykorzystali pretekst, jakim była katastrofa statku przewożącego 6000 jałówek hodowlanych więc wprowadzili zakaz transportu żywych zwierząt drogą morską. Teraz zostały tylko samoloty.
Kiedy ceny zboża wrócą do poziomów gwarantujących opłacalność?
Jednak Polska to kraina nie tylko mlekiem płynąca, ale i zbożem sypiąca. Wielu gospodarzy mających zmagazynowane ziarno zastanawia się, kiedy jego ceny wrócą do poziomów gwarantujących opłacalność. Jeśli sprawdzą się przewidywania nowojorskich bankierów, to pewnie zaczną one rosnąć. Jednak akurat nasz region ma swoją specyfikę.
To oczywiście sąsiedztwo objętej wojną Ukrainy, która choć większość swego ziarna eksportuje drogą morską, to staje się to coraz trudniejsze. Trudności wynikają głównie z opieszałości rosyjskich inspektorów puszczających statki do ukraińskich portów. Cóż z tego, że 17 maja przedłużono umowę na kolejne dwa miesiące, jeśli do Odessy wpływają np. po dwa statki na dobę. W ten sposób zbiorów z tego roku, szacowanych na 40 mln t, nie da się wywieźć, a Ukraińcom zostało jeszcze 10 mln t z poprzedniego sezonu. To pytanie padało w tej rubryce już wielokrotnie. Co będzie, jeśli Rosja, przyparta do muru na froncie, zdecyduje się na faktyczną blokadę Morza Czarnego? Którędy pojedzie zboże dla głodującej Afryki?
Czy przez kłótnie myśliwych wzrośnie liczbą szkód łowieckich na polach rolników?
Na koniec zmiana tematu. Tego w historii polskiego łowiectwa jeszcze nie było. Myśliwi się pokłócili. A całkiem niedawno mówiło się, że to największa i najbardziej lojalna partia w Polsce, a w sejmie w szczególności. Oczywiście nie chodzi o myśliwych z kół łowieckich w terenie, lecz Naczelną Radę Łowiecką i zarząd Polskiego Związku Łowieckiego. Rada zarzuca zarządowi, że myśliwych z kół łowieckich traktuje jak „bydło składkowe” i tak dalej.
Redakcję „Tygodnika Poradnika Rolniczego” bardzo ten spór niepokoi, bo myśliwi są powołani do prowadzenia gospodarki łowieckiej, co z punktu widzenia rolnika sprowadza się do polowania na dziki, jelenie i sarny, które powodują największe straty w uprawach. Jeśli teraz zamiast polować będą się kłócić, organizować krajowe zjazdy, odwoływać i powoływać zarządy, to na pewno rolnicy na tym nie zyskają. Apelujemy więc do myśliwych: zgoda buduje, niezgoda rujnuje.
Paweł Kuroczycki
redaktor naczelny Tygodnika Poradnika Rolniczego