Na imporcie zboża z Ukrainy dorobiły się nawet pizzerie i zakład stolarski. A stracili rolnicy
Ma się o co martwić Czesław Siekierski, nowy minister rolnictwa. Unia chce przedłużyć do 2025 r. bezcłowy handel z Ukrainą. Nas najbardziej martwi import płodów rolnych, choć moim zdaniem nie we wszystkim są to obawy uzasadnione. Ukraińskie zboże jest konkurencyjne dlatego, że płynie statkami przez Morze Czarne do Afryki i na Bliski Wschód. W 2022 i 2023 r. zalało nas ziarno z Ukrainy, bo tamtejsze farmy przyparte do muru sprzedawały kukurydzę po 100 euro/t, a u nas trzeba było za nią zapłacić ponad trzy razy więcej. Trzyipółkrotna przebitka skusiła nawet właścicieli pizzerii i zakładów stolarskich, które także znalazły się na liście importerów. Dalsza integracja z Unią Europejską sprawi, że różnice w cenach (zazwyczaj sięgały 25%) między rynkiem UE i Ukrainy będą znikać.
Najgroźniejsze dla polskiego rolnictwa będzie rozwój produkcji drobiu na Ukrainie
To nie zboże jest największym zagrożeniem dla naszego rolnictwa ze strony Ukrainy. Moim zdaniem to, co może nas dobić, to drób. W Polsce jest on największym konsumentem zbóż paszowych. Jeśli Ukraińcy, którzy już dziś są jego poważnym producentem, zdołają rozwinąć jego produkcję, to zarzucą Europę mięsem drobiowym i jajami. Mają dwa razy większy kraj niż Polska, z różnych przyczyn niespecjalnie przeludniony, z doskonałymi warunkami do budowy ferm drobiu, jak i wydajnej uprawy tanich zbóż paszowych i soi. Obyśmy w pewnym momencie nie obudzili się z ręką w… kurniku, gdy nasza produkcja przestanie być konkurencyjna. Taki scenariusz oznaczałby, że polscy rolnicy stracą głównego odbiorcę zbóż paszowych. Od lat wpływ ukraińskiego importu odczuwają rolnicy z południowo-wschodniej części kraju i o nich także trzeba zadbać. Tu wystarczą kontrole fitosanitarne i weterynaryjne – metoda wielokrotnie w UE testowana i niezwykle skuteczna.
Czy wreszcie “klimatyści” przestaną zwalczać rolnictwo?
Naprawiacze środowiska i światowego klimatu nie ustają w wysiłkach. Antyrolnicza rewolucja trwa, ostatnio pojawiło się nowe pojęcie: ecocide, od angielskiego genocide (ludobójstwo), co można przetłumaczyć jak ekobójstwo, a dotyczy uprawy kukurydzy i produkcji mleka. Niestety, wszelkiej maści ekologowie i klimatyści nie nadążają za naturą. Efekt jest taki, że natura wyprzeda człowieka. Cały ten trwający od lat marsz na skraj przepaści doprowadził do tego, że w krajach z rozwiniętym rolnictwem, które żywią świat, w coraz większym tempie przybywa chwastów odpornych na herbicydy. A przybywa ich, bo ubywa nam substancji aktywnych służących do ochrony roślin. Kolejne są wycofywane, a ich następców nie widać, bo nikt nie chce inwestować w biznes, który za kilka lat będzie zlikwidowany. Na to nałożyły się efekty rozprzestrzenienia się uprawy zmodyfikowanych genetycznie roślin, odpornych na herbicydy. To tylko przyspieszyło proces uodparniania się chwastów na substancje zawarte w środkach ochrony roślin. Na przykład w Stanach Zjednoczonych, które przygodę z GMO zainicjowały w latach 90., efekt jest taki, że rośnie zapotrzebowanie na tzw. rolnictwo precyzyjne w nowym rozumieniu. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, amerykańscy farmerzy zatrudniają pracowników do ręcznego usuwania chwastów, a więc za oceanem powrót do dziabotoksu zamiast glifosatu i dikamby.
I nie ma wątpliwości, że nasiona tych chwastów, przy takiej skali handlu międzynarodowego surowcami paszowymi, raczej prędzej niż później dotrą do Europy i uzupełnią rodzime zestawy herbicydoopornych roślin. I pomyśleć, że Czesław Niemien śpiewał kiedyś, że „Mimozami jesień się zaczyna”, a to nie są żadne mimozy, tylko nawłoć kanadyjska, obcy gatunek inwazyjny, który doskonale czuje się w naszych warunkach. Co więcej, słowa piosenki to wiersz Juliana Tuwima z 1922 roku. To pokazuje, jak dobrze nawłoć zadomowiła się w Europie. A że nie jest uciążliwa dla rolników – tylko się z tego cieszyć.
Ale nie o poezji jest ta rubryka. Oczywiście my, ludzie, mieliśmy swój udział w wyselekcjonowaniu superchwastów, ale nakładając kolejne ograniczenia doprowadziliśmy do tego, że np. jedna z wielkich firm chemicznych dopiero za cztery lata, po raz pierwszy od 30 lat, wprowadzi substancję czynną o nowym sposobie działania. Efekt – niebawem rolnicy będą jak ukraińska armia na wojnie z Rosją w 2022 roku – bez broni zdolnej odeprzeć atak przeciwnika. I żadne NATO i Stany Zjednoczone nie przyjdą z pomocą, nowej broni nie ma, stara to w większości niewybuchy i niewypały. Jak widać, jest coraz więcej przesłanek ku temu, aby zakończyć antyrolniczą rewolucję. Oby wreszcie nastąpiło przebudzenie rozumu. Problem tam jest tak poważny, że zajmują się nim wielkie agencje prasowe.
Na rynku mleka widać ożywienie, na którym zarabiają sieci handlowe
Jak na razie przebudziło się mleko, a zwłaszcza tłuszcz mleczny, choć tylko na rynkach międzynarodowych. Ceny na nowozelandzkiej giełdzie rosną nawet bez wielkiego udziału Chińczyków, którzy są największym odbiorcą tamtejszych produktów. A w Polsce, jak to w Polsce. Cena zbytu masła wynosi 23 zł/kg, a w sieciach handlowych kosztuje ono około 30 zł. Sprzedawane jest więc z całkiem przyzwoitą ponad 30-procentową marżą. Przyzwoitą oczywiście dla sieci handlowych.
Paweł Kuroczycki
Redaktor Naczelny
Tygodnik Poradnik Rolniczy
fot.Justyna Czupryniak/Canva