Czy rządowe wsparcie dla producentów malin miało sens?
Krajowa Rada Izb Rolniczych otrzymała odpowiedź od Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi w sprawie podjęcia działań mających na celu poprawę sytuacji polskich producentów owoców miękkich. Resort rolnictwa wskazał w liście wiele działań, które podjął, by wesprzeć będących w kryzysie sadowników w tym najczęściej wspominane:
- pomoc w formie dopłat do oprocentowania kredytów bankowych dla firm skupujących owoce,
- utworzenie "skupu rządowego" prowadzonego przez dwie firmy,
- próbę wprowadzenia zakazu importu mrożonych malin z Ukrainy (odrzucona przez Komisję Europejską),
- kontrole jakościowe na granicy prowadzone przez Inspekcję Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych,
- przeprowadzenie kontroli firm skupowych przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta.
Efekty powyższych działań skomentował prezes Maliszewski, którego zdaniem nie można mówić o pozytywnych skutkach rządowej pomocy dla producentów owoców miękkich, ponieważ nie przyniosła ona spodziewanych rezultatów.
– Od chwili wprowadzenia przez rząd pomocy dla producentów owoców miękkich, nie zmieniło się nic, co byłoby dla nich pozytywne w skutkach poza tym, że zbiory wymienionych w piśmie owoców się zakończyły. One zostały zerwane i sprzedane po niskich cenach albo zostały na drzewach i krzewach. Niestety, nie zaobserwowałem żadnej pozytywnej zmiany na rynku, która byłaby wynikiem działań Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi – mówi Maliszewski.
Kredyt z oprocentowaniem 2% dla firm skupujących owoce
MRiRW w ramach działań mających na celu poprawę sytuacji polskich producentów owoców miękkich, zaoferowało podmiotom skupującym kredyty z oprocentowaniem 2%, co miało zapewnić spółkom płynność finansową. Jak zauważa Maliszewski, choć stanowi to jeden z pozytywnych aspektów działań podjętych przez polski rząd, jest ono bez znaczenia dla polskich sadowników.
– Jedynym pozytywnym działaniem mogącym przynieść jakikolwiek pozytywny skutek jest proponowany kredyt skupowy, ale te fundusze nie trafią do polskich rolników, tylko do zagranicznych przetwórni, które w Polsce są zlokalizowane, w związku z czym rolnik, czy sadownik z tych działań nie skorzystają. Proponowana przez rząd paleta działań jest realizowana w niewystarczający sposób – wyjaśnia Maliszewski.
Czy kontrola UOKiK skupów owoców miękkich miała sens?
Po ogłoszeniu "skupu rządowego" malin, producenci owoców miękkich zaobserwowali spadek cen w skupach. Niejasne były przyczyny takiego zjawiska, co zauważył również minister rolnictwa, Robert Telus, który zlecił przeprowadzenie kontroli skupów przez UOKiK, jednak inspekcja nie wykazała żadnych nieprawidłowości. Jak twierdzi Maliszewski, rządzący szukali spisku nie tam, gdzie trzeba.
– Kontrola przeprowadzona przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta to była jakaś żenada, ponieważ nie została przeprowadzona wobec podmiotów przetwarzających owoce, tylko wobec punktów skupu, które kupują owoce i przyniosła odwrotny skutek. Punkty skupu, które są prowadzone również najczęściej przez rolników, zostały poddane kontroli, a nie tam się kształtuje cena i nie tam się dzieją patologie, gdyż w większym stopniu dzieje się to na poziomie zakładów przetwórczych, kupujących z importu odbywającego się na bieżąco – komentuje Maliszewski.
Jak można byłoby wesprzeć polskich sadowników?
Aktualnie producentom owoców miękkich pozostało liczyć straty. Wielu z nich nie dotrwa do kolejnego sezonu, ponieważ za zysk z tegorocznej sprzedaży nie będzie w stanie pokryć kosztów produkcji na kolejny rok. Polskim sadownikom potrzebna jest długoterminowa pomoc, która zapewniłaby godną przyszłość i spokojną pracę. Jak uważa prezes Maliszewski, warte uwagi rządu są umowy kontraktacyjne, o których wprowadzenie sadownicy domagają się od lat.
– Działania zaproponowane przez ministerstwo są doraźne, na potrzeby chwili. Nie są to działania strategiczne, a samo powiedzenie, że podejmujemy jakieś działania to trochę za mało. Producentom owoców mogłyby pomóc umowy kontraktacyjne, o które postulujemy od lat, ponieważ zapewniłyby związanie producenta z odbiorcą i pewną cenę, żeby wiedzieć, za ile będzie się sprzedawać i na jakich warunkach, a tego przetwórcy nie chcą podpisywać i ministerstwo nie zrobiło nic, żeby ich do tego zachęcić – mówi Maliszewski.
Widmo upadku nad polskimi producentami owoców
Polscy producenci malin, ale również innych owoców coraz częściej wątpią w to, że ich sytuacja ulegnie poprawie. Zdaniem prezesa Maliszewskiego, duży wzrost importu owoców z Ukrainy ma znaczący wpływ na to, co dzieje się na rynku owoców miękkich.
– Trudna sytuacja na rynku owoców w Polsce nie trwa od dziś, dzieje się to od kilku lat. Niektórzy sadownicy już zrezygnowali z produkcji niektórych gatunków owoców, zmieniają branżę, więc nie ma tu zbyt dużej perspektywy, szczególnie w kontekście importu owoców z Ukrainy. Jeżeli w tej kwestii nic się nie zmieni, zostaniemy poddani nierównej konkurencji i z góry można zakładać, że przegramy – stwierdza Maliszewski.
Wysoki import owoców z Ukrainy i słaba pomoc rządu
Jak wyjaśnia prezes Maliszewski, produkcja owoców w Polsce zdecydowanie przewyższa krajowe zapotrzebowanie, dlatego rolnikom zajmującym się produkcją owoców mogłoby pomóc wsparcie przez rząd eksportu.
– Sadowników mógłby wspomóc również eksport owoców. My produkujemy zdecydowanie więcej owoców, niż sami zjadamy, dlatego musimy je sprzedawać na zewnątrz i eksportować, a tego wsparcia dziś nie ma. W wielu miejscach przegrywamy konkurencję z owocami z Ukrainy, Mołdawii, Turcji i Iranu, gdzie są niższe koszty wytwarzania. Później ich owoce i przetwory trafiają na wspólny rynek i my tę rywalizację przegrywamy, bo mamy wyższe koszty produkcji. Dlatego powinno być jakieś wsparcie do eksportu, już nie mówię o kosztach pokrycia transportu, ale chociaż promocję polskich owoców i przetworów na rynkach zewnętrznych ze środków budżetowych, wtedy byłaby nadzieja, że sprzedalibyśmy więcej owoców na te rynki – proponuje Maliszewski.
Malina tańsza w Ukrainie, dlatego skupy nie chcą kupować polskich owoców
Prezes Maliszewski przyznaje również, że cena wyprodukowania maliny w Polsce jest wysoka. Standardy, do których spełniania są zobowiązani rolnicy, generują dodatkowe koszty przekładające się na wzrost ostatecznej ceny. Podczas gdy polscy sadownicy spełniają normy, ukraińscy producenci sprzedają malinę "po taniości".
– W Polsce koszty wyprodukowania maliny przekraczają 10 zł/kg, w związku z czym firmy skupujące musiałyby płacić powyżej 10 zł/kg. Taką samą malinę można kupić na Ukrainie za 4 zł/kg, więc jeżeli można kupić ten produkt dwa razy taniej niż w Polsce, to kupuje się go tam, gdzie jest tańszy i to jest nie do zatrzymania. Jeżeli państwo nie wprowadzi ograniczeń, ceł, kontyngentów żywnościowych, nikt inny tego nie zatrzyma. To nie jest wina firm, że oni importują, tylko wina przepisów i państwa, że umożliwiają taki import – stwierdza Maliszewski.
Czy rząd faktycznie prowadzi rozmowy z sadownikami?
Polski rząd w wielu stanowiskach podtrzymuje, że pozostaje w stałym dialogu z rolnikami, a w szczególności ze zmagającymi się z kryzysem producentami malin. Zdaniem prezesa Maliszewskiego, wspomniany dialog nie ma z dialogiem wiele wspólnego.
– Jestem prezesem Związku Sadowników Rzeczpospolitej Polskiej i w dwóch spotkaniach z przedstawicielami rządu braliśmy udział. To nie jest dialog, tylko monolog. Żadna z naszych propozycji nie została wzięta pod uwagę. Ten fikcyjny "skup rządowy", który odbywał się przez dwie spółki, był pomysłem ministerstwa, mówię fikcyjny, bo on rynkowo nie wniósł absolutnie nic. Z tego, co wiem, z przetwórcami jest prowadzony jakiś dialog, ale nie widzę jego pozytywnych skutków dla producentów. To często używana formułka, że prowadzony jest dialog, ale moim zdaniem to bardziej monolog – przyznaje Maliszewski.
Jakie pomysły miał Związek Sadowników RP na poprawę sytuacji polskich sadowników?
Jak wyjawił prezes Maliszewski, Związek Sadowników RP podczas wspomnianych dwóch spotkań postulował wprowadzenie rozwiązań, które w realny sposób przyczyniłyby się do zmian w na lepsze dla polskich sadowników. Niestety, starania nie przyniosły rezultatu.
– Podczas spotkań proponowaliśmy zwiększenie kontroli na granicach i niewpuszczanie produktów niewiadomego pochodzenia, system kaucyjny, który miałby polegać na wpłacaniu kaucji przy imporcie owoców z Ukrainy, by sadownicy mieli informację w punktach skupu, po ile będą mogli sprzedawać swoje owoce, bo takich informacji nie ma, żeby zakłady przetwórcze proponowały w Internecie ceny, za które kupują owoce oraz kontrole zakładów przetwórczych przez UOKiK, a skontrolowano punkty skupu – dodaje Maliszewski.
Dlaczego protesty producentów owoców ucichły?
Po głośnym strajku producentów malin, czereśni i porzeczek przed budynkiem resortu rolnictwa, temat strat, które w bieżącym roku ponoszą sadownicy, ucichł. Jak wyjaśnia Maliszewski, ma to związek z ilością pracy, którą mają do wykonania producenci owoców i widmem bankructwa.
– Producenci owoców nie protestują, ponieważ mają na drzewach i krzewach owoce, które za dzień, za dwa, za tydzień spadną. Ci rolnicy nie są w stanie wyjść na ulicę i protestować, bo starają się te owoce jakimś cudem zerwać. W ich przypadku sytuacja jest trochę inna niż producentów zbóż, które były już w magazynach i można było pójść na protest, na granicę, próbować wstrzymać import. W przypadku owoców takich rzeczy nie można robić, ponieważ jest to kwestia kilku godzin, kilku dni i one albo zostaną zerwane, albo spadną z drzew i krzewów, i zgniją. Ten protest jest w tym momencie zbyt trudny do przeprowadzenia i tylko dlatego się nie odbywa. Najgorzej wyglądała sytuacja na rynku owoców jagodowych. Problem zakończył się wraz z końcem sezonu na owoce jagodowe, a ministerstwo zakończyło pseudo konsultacje – podsumował Maliszewski.
Justyna Czupryniak