Z Krzysztofem Hetmanem, posłem Polskiego Stronnictwa Ludowego do Parlamentu Europejskiego, rozmawia Paweł Kuroczycki.
Coraz częściej w Unii Europejskiej mówi się o jej rozszerzeniu o kolejne kraje, w tym Ukrainę. Może to nastąpić za aż siedem lub tylko siedem lat. Ukraina dysponuje ogromnym potencjałem w rolnictwie. Jak nasze rolnictwo powinno się na to rozszerzenie przygotować?
– Przede wszystkim to Ukraina będzie musiała się solidnie przygotować i dokonać radykalnych zmian w funkcjonowaniu swojego rolnictwa. Dostosowanie do wymogów Wspólnej Polityki Rolnej wymagać będzie m.in. ścisłego przestrzegania norm stosowania nawozów i środków ochrony roślin.
Niezależnie od tego polscy rolnicy będą musieli dojrzeć do stworzenia systemu, jaki od dziesiątków lat funkcjonuje z powodzeniem w UE. Samodzielne funkcjonowanie pojedynczych gospodarzy czy producentów na rozrastającym się rynku żywności to prosta droga do samozagłady. Ochronę i równowagę produkcji oraz gwarancję godziwych cen zapewni tylko wspólne działanie rolników – i to dwutorowo: jako realny, mający wpływ na politykę rządu samorząd rolniczy oraz w formie stowarzyszeń stricte gospodarczych: grup producentów, spółdzielni itp. Tylko duże podmioty mają szansę na podjęcie konkurencji i realne negocjacje cenowe oraz mogą starać się o dotacje unijne na budowę magazynów, chłodni, przetwórni czy innej infrastruktury. Ponadto państwowy holding powinien dopuścić rolników jako udziałowców-współwłaścicieli, co da im do ręki prawdziwe narzędzie kształtowania dochodów.
Z rozszerzeniem Unii wiążą się również reformy wewnętrzne, które mogą, według niektórych, sprawić, że kraje takie jak Polska będą miały w UE mniej do powiedzenia. Czy powinniśmy się obawiać takiego scenariusza?
– Jedyne, czego możemy się obawiać, to kontynuacji nieudolnych rządów PiS, które na arenie UE strąciło nas w polityczny i dyplomatyczny niebyt. Staliśmy się czarną owcą, nikt nie chce z nami rozmawiać. A bez prawdziwej dyskusji nie ma możliwości skutecznej obrony swoich praw i negocjowania dogodnych dla Polski warunków. Przykład? Afera z ukraińskim zbożem, którą rząd PiS pokpił na całej linii, mimo że mają swojego komisarza ds. rolnictwa i narzędzia do zapobiegania takim kryzysom. Jeżeli chcemy odzyskać kapitał negocjacyjny, respekt i szacunek w Europie, musimy mieć rząd gotowy do merytorycznej dyskusji, składający się z fachowców.
Unia Europejska narzuca wymagania, które prowadzą do spadku produkcji żywności, a zatem także dochodów rolników. Jak odwrócić trend, który grozi utratą przez Europę bezpieczeństwa żywnościowego?
– Mówię o tym od kilku lat, piętnując nieudolność i brak poparcia dla rozwoju unijnego rolnictwa przez posadzonego przez rząd PiS na stanowisku komisarza ds. rolnictwa Janusza Wojciechowskiego. Jego zachowanie na arenie UE jest konsekwencją absurdalnej polityki PiS wobec polskich rolników. Niesławna „piątka Kaczyńskiego” to przykład braku zrozumienia potrzeb producentów żywności w Polsce. Skoro nie dbają o interesy rolnictwa w kraju, to dlaczego mieliby dbać o rolnictwo unijne?
Podczas debaty w Parlamencie Europejskim nt. długoterminowej wizji rozwoju obszarów wiejskich mówił pan m.in. o tym, że powinniśmy zmienić sposób myślenia o tym rozwoju. Że trzeba zadbać także o to, aby osiedlali się na nich nowi mieszkańcy.
– Budżet Wspólnej Polityki Rolnej to druga co do wielkości część budżetu całej Unii. Przeznaczony jest nie tylko jako wsparcie dla producentów rolnych i wytwarzanie żywności, ale także na szeroko pojętą infrastrukturę komunalną, która polepsza jakość życia poza miastami. Mieszkaniec wsi nie musi być dzisiaj rolnikiem, ale tak samo korzysta na modernizacji dróg, wodociągów i sieci teleinformatycznej. Ucieczka z miast i osiedlanie się na terenach wiejskich to zauważalny trend. Ważne, aby nowi mieszkańcy nie zapominali jednak o podstawowym zadaniu terenów leżących poza miastami, czyli o produkcji żywności.
Jak pan ocenia politykę rozwoju obszarów wiejskich w Polsce, wszak odpowiadał pan kiedyś za wdrażanie Programu Rozwoju Polski Wschodniej?
– Program Rozwoju Polski Wschodniej nie był bezpośrednio dedykowany dla obszarów wiejskich, jednak liczne inwestycje infrastrukturalne przyczyniły się do rozwoju również wsi i małych miasteczek, co oznacza, że znakomicie spełnił pokładane w nim nadzieje poprzez wyrównanie różnic rozwojowych w stosunku do innych części Polski. Budowa sieci szerokopasmowego Internetu udowodniła swoją przydatność szczególnie w trakcie pandemii COVID-19 i po niej. Milionowe inwestycje w szkolnictwo wyższe, a szczególnie w uczelnie rolnicze, poprawiły poziom i jakość kształcenia kadr pracujących w rolnictwie lub na rzecz producentów rolnych.
Jakie dziś są najpilniejsze potrzeby regionów leżących wzdłuż wschodniej granicy, zwłaszcza po zmianie sytuacji wywołanej wojną na Ukrainie?
– Konieczny jest rozwój nowoczesnej infrastruktury komunikacyjnej oraz uzbrojenie terenów pod nowe inwestycje, a wszystko to w kontekście przyszłej akcesji Ukrainy do Unii. Lubelskie i Podkarpackie, jako tereny przygraniczne, stoją przed ogromną szansą, jaką otrzymały i z jakiej skorzystały zachodnie regiony po wejściu Polski do UE. Co prawda, nasi regionalni przedsiębiorcy mają doświadczenie wieloletniej współpracy z Ukrainą, jednak mimo wszystko granica polsko-ukraińska jest nadal barierą rozwojową. Jej likwidacja otworzy przed regionami przygranicznymi i ich mieszkańcami perspektywę rozwoju o historycznym wręcz znaczeniu.
To także może Cię zainteresować:
Dziękuję za rozmowę