Szanowna Redakcjo,
jak to się mówi: „muszę, bo inaczej się uduszę”.
Jesteśmy z mężem właścicielami gospodarstwa mlecznego. Łącznie posiadamy 35 ha gruntów ornych i łąk oraz około 60 sztuk bydła. Nasza sytuacja jest tragiczna. Cena mleka z miesiąca na miesiąc spada, obecnie mleczarnia płaci nam 1,62 zł netto za litr (jesteśmy na VAT). Mamy do spłacania kredyt, którego raty wzrosły dwukrotnie przez podwyżki WIBOR. Nie sprzedaliśmy zboża, ponieważ całość produkcji zużywamy na zaspokojenie potrzeb zwierząt (pasza i ściółka). Pomocy zbożowej też więc nie dostaliśmy.
Osławionego kredytu płynnościowego również nam odmówiono, bo nie płacimy na czas zobowiązań. Tylko jeśli ktoś regularnie za wszystko płaci, to pomocy na utrzymanie płynności mu nie trzeba. Z tego jednak powodu, że w banku nie wymagają przedstawienia faktur wskazujących, na co wydało się otrzymany kredyt, szczęśliwcy, którzy go dostaną, spłacą sobie tymi pieniędzmi inne kredyty z o wiele wyższym oprocentowaniem. Pomoc z opieki społecznej też nam nie przysługuje, bo za dużo zarabiamy (tak przynajmniej wynika ze średniego dochodu z gospodarstwa liczonego przez GUS).
Koszty produkcji wzrosły, pasza dla krów pomimo taniego zboża nie potaniała, ceny prądu też poszły w górę, woda tak samo, folie drogie...
Gdzie jest ta pomoc głoszona przez naszego pana ministra, który to ciągle powtarza, że żadnego rolnika na lodzie nie zostawi? Takich jak my są setki w kraju. Co mamy wszyscy zrobić – zacząć kraść? Odnoszę wrażenie, że ta pomoc zadomowiła się na dobre tylko na briefingach prasowych pana ministra.
Z poważaniem
Wasza czytelniczka